REKLAMA

Klimatyzacyjny problem

2010-07-29 08:50
publikacja
2010-07-29 08:50
Według przepisów Unii Europejskiej już od przyszłego roku nie będzie można stosować znanego, bezpiecznego i dość taniej czynnika chłodzącego R134a w urządzeniach klimatyzacyjnych. Jest już kreowany jego następca, który niekoniecznie będzie lepszy.

Zalecenia Unii Europejskiej mówią jedno. Już od przyszłego roku w nowo produkowanych urządzeniach klimatyzacyjnych w samochodach nie będzie można stosować dotychczasowego czynnika o nazwie R134a. Zrobił on karierę paręnaście lat temu kiedy okazało się, że freon ma degradacyjny wpływ na powłokę ozonową naszej planety. Przez te kilka lat zmieniły się priorytety ekologicznego lobby. Dziura ozonowa przestała być tematem modnym, a na tacy pojawił się problem globalnego ocieplenia. W efekcie tego czynnik R134a z racji swoich właściwości urósł do rangi niewyobrażalnego problemu. Na tyle poważnego, że już w przyszłym roku zostanie wycofany.

Okazuje się, że mimo nadchodzącej daty zakazu, nie za bardzo wiadomo co tak naprawdę zastąpi obieg tego gazu w urządzeniach klimatyzacyjnych naszych samochodów. Czy będziemy skazani na "gotowanie się" w samochodzie podczas letnich upałów? Raczej nie. Naukowcy już dobre parę lat temu opracowali tzw. silnik Schurkeya, który do działania nie potrzebuje chemicznych czynników, a wykorzystuje dwutlenek węgla. Co najciekawsze obecne już na rynku urządzenia bardzo łatwo dałoby się przestroić na mniej nieszkodliwy i przede wszystkim ogólnie dostępny gaz. Układ wykorzystujący CO2 pracuje do wyższym ciśnieniem. Wprowadzenie takiego rozwiązania przy produkcji urządzeń klimatyzacyjnych spowodowałoby wzrost kosztów na jednym urządzeniu o zaledwie kilkaset złotych. To niewiele zważając na to, że nabicie układu kosztowałoby dosłownie grosze. I to jest w sumie największy problem. Nie od dziś wiadomo, że ktoś musi na tym zarobić.

Koncerny chemiczne nie śpią. Kilka z nich wpadło już na pomysł jak zastąpić R134a i przy okazji zadowolić ekologów. Nowy czynnik chłodniczy ma jeszcze bardziej enigmatyczną nazwę niż poprzednik - HFO-1234yf. Podobno ma on dużo mniejszy wpływ na zmiany klimatyczne w atmosferze, a na jego korzyść przemawia fakt, że po lekkich modyfikacjach można go stosować w dotychczasowych urządzeniach do klimatyzacji. Wydawałoby się, że problem został rozwiązany, ale do lukru który serwują nam koncerny chemiczne trzeba dołożyć łyżkę dziegciu. Nowy czynnik jest palny, a pod wpływem wysokiej temperatury zamienia się we fluorowodór. Tego z kolei przedstawiać nie trzeba. W kontakcie z wodą powstaje kwas fluorowodorowy, który jest przede wszystkim bardzo mocno żrący, rakotwórczy i sieje spustoszenie w przyrodzie.

Nie trzeba daleko sięgać wyobraźnią, żeby przekonać się o szkodliwych skutkach tej chemicznej bomby. Podczas wypadków samochody potrafią bardzo szybko stanąć w płomieniach. Gdy dojdzie do rozszczelnienia układu klimatyzacji lub kontaktu z wodą, efekty będą zatrważające. Gdyby z kolei w układzie chłodzącym znajdował się dwutlenek węgla, a w komorze silnika doszłoby do pożaru i rozszczelnienia klimatyzacji, to ulatniający się pod wysokim ciśnieniem CO2 zadziałałby niczym gaśnica. Jednak klimatyzacja nabita CO2 to dla branży motoryzacyjnej kiepski interes. Nie dość, że koncerny musiałyby zainwestować wielkie pieniądze w rozwój technologii, to interes związany z uzupełnianiem chłodziwa nie byłby już taki dochodowy.
Źródło:
Tematy
Orange Nieruchomości
Orange Nieruchomości
Advertisement

Komentarze (3)

dodaj komentarz
~stef
Po co zmieniać coś co działa dobrze i jest bezpieczne?
~brukselka duszona
Dzięki pomysłowości unijnych urzędników każdy Europejczyk będzie mógł jeździć samochodem o poziomie bezpieczeństwa porównywalnym z naszymi rządowymi tupolewami. Dziękujemy ci, Brukselo!

Powiązane: Unia Europejska

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki