Ile może zarobić prezes spółki, która w swej historii nie wypracowała ani centa zysku? Która wprost ostrzega, że może w ogóle nie osiągnąć rentowności? I której akcje od czasu debiutu znajdują się w spadku swobodnym?
Odpowiedź brzmi: 638 milionów dolarów. Takie łączne wynagrodzenie wypłacił sobie Evan Spiegel – prezes i założyciel (posiada 48,4% głosów na WZA) spółki Snap Inc. znanej z aplikacji internetowej o nazwie Snapchat. Według danych firmy Equilar to trzecia najwyższa wypłata w historii USA. Więcej pieniędzy zarobił tylko Daniel Och. CEO własnego funduszu hedgingowego w latach 2007-08 wypłacał sobie po ok. miliard dolarów rocznie.


Na zeszłoroczne wynagrodzenie pana Spiegela złożyło się 98 078 dolarów pensji zasadniczej (czyli ok. 28 tys. zł miesięcznie) oraz nagroda wypłacona w akcjach spółki warta 636,6 mln dolarów (wypłacana w ratach do 2020 r.) – przyznał Snap Inc. w sprawozdaniu przesłanym do amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (SEC). Oczywiście cała kwota została wrzucona w koszty działalności Snap Inc. Dodatkowo Evan Spiegel otrzymał 1,2 mln USD w formie „innych benefitów”, z czego połowa poszła na opłacenie prywatnej ochrony pana prezesa.
Zasadniczo nie ma nic złego w tym, że publiczna spółka hojnie wynagradza swoich topowych menedżerów. Rzecz jasna pod warunkiem, że ci osiągają ponadprzeciętne wyniki. A tego w żaden sposób nie da się powiedzieć o Snapie. Internetowa spółka zadebiutowała na nowojorskim parkiecie 2 marca 2017 roku po cenie 24 USD za akcję. Dziś papiery Snapa warte są 17,51 USD. To co prawda o połowę więcej niż jeszcze na początku lutego, ale zarazem o 27% mniej niż na debiucie.


W ofercie publicznej akcje Snapa sprzedawano po 17 dolarów i było to największe IPO od czasu Twittera. I tak samo jak Twitter jest to inwestycyjna klapa. I nie ma się czemu dziwić, patrząc na wyniki finansowe obu spółek. Snap co prawda w 2017 roku zdołał podwoić przychody (do 825 mln USD), ale mimo to pokazał potężną stratę netto (3,45 mld USD wobec 515 mln USD rok wcześniej).
No ale akurat na fatalne wyniki inwestorzy nie mają prawa narzekać – w końcu kupili akcje spółki, która w prospekcie emisyjnym wprost napisała, że „być może nigdy nie będzie w stanie osiągnąć lub utrzymać zyskowności”. Póki co wywiązuje się ze swej obietnicy wręcz wzorowo. Po drugie, pomimo wejścia Snapa na giełdę, wciąż 95,8% głosów na WZA mają dwaj współzałożyciele: Evan Spiegel oraz Bobby Murphy. Inwestorzy kupowali więc akcje, które praktycznie nie mają prawa głosu i które najprawdopodobniej nigdy nie wypłacą dywidendy.
Jednak na Wall Street wciąż są tacy, którzy wierzą, że Snapchat powtórzy sukces Facebooka i stanie się maszyną do zarabiania pieniędzy. Tyle że akcje Snapa warte będą więcej niż zero tylko tak długo, jak Snapchat pozostanie modny wśród użytkowników internetu. W tym kontekście znamienne jest wydarzenie z czwartku. Gdy celebrytka Kylie Jenner ogłosiła na Twitterze, że zrywa ze Snapchatem, akcje Snapa przeceniono o 6%, a kapitalizacja spółki zmniejszyła się o 1,3 mld zł.
Krzysztof Kolany