Po najgorszej w historii wigilijnej sesji giełdowej, amerykański rynek akcji zanotował w środę gigantyczne odbicie. Indeks Dow Jones zaliczył największy w historii punktowy wzrost, a trzy najważniejsze indeksy zaliczyły największe wzrosty od 9 i pół roku. Bardzo duży wzrost ceny zanotowała także ropa naftowa.


Jeszcze dwa dni wcześniej amerykańscy inwestorzy, przynajmniej ci, którzy posiadali akcje, byli w minorowych nastrojach. Po blisko trzech miesiącach, spadki na indeksie S&P 500 zbliżały się do progu 20%, co oznaczałoby formalne wejście w bessę. Jednak pierwsza poświąteczna sesja w znacznym stopniu odsunęła ten moment. Indeks S&P 500 wzrósł dziś o blisko 5% do poziomu 2467,7 pkt.
Natomiast indeks Dow Jones zanotował w środę najlepszy jednosesyjny wynik punktowy w swojej historii, odnotowując wzrost o 1086,25 pkt. Licząc w procentach, wzrost ten wyniósł 4,98%, a DJIA zamknął sesję na poziomie 22878,45 pkt. Poprzedni jednosesyjny rekord indeks ten zanotował 13 października 2008 roku, w czasie kryzysu finansowego, kiedy to amerykański rynek akcji zwiększył tempo trwających już ponad rok spadków. Wtedy także nastąpiło bardzo mocne odbicie, a indeks Dow Jones zyskał w trakcie jednej sesji 936,42 pkt, co oznaczało aż 11-procentową zwyżkę.
Spośród trzech najważniejszych indeksów amerykańskiego rynku akcji, największy procentowy wzrost odnotował jednak Nasdaq, który zyskał 5,84% kończąc sesję na poziomie 6554,36 pkt. Generalnie, dzisiejsze zwyżki wszystkich trzech najważniejszych indeksów były największe od 9 i pół roku.
Dlaczego środowa sesja przyniosła tak gwałtowne i duże wzrosty? Analitycy znaleźli kilka wytłumaczeń. Na pierwszy punkt wysuwa się fakt, że od pobicia na początku października swoich rekordowych poziomów, rynek stracił już niemal 20% i stał się bardzo wyprzedany. Na takim rynku niewiele trzeba, aby nastąpiło odbicie.
Portal ZeroHedge przypomina tymczasem, że pod koniec kwartału amerykańskie fundusze emerytalne dokonują rebalansowania swojego portfela. Chodzi tutaj o proces przywrócenia portfelowi odpowiednich proporcji aktywów, które są zakładane w strategii takich funduszy. Z obliczeń analityków Wells Fargo wynika, że fundusze emerytalne będą musiały dokonać zakupów na rynku akcji opiewających na 64 mld dolarów, z czego 56 mld przypadnie na rynek amerykański. Zakupy będą potrzebne, ponieważ udział amerykańskich akcji w funduszach emerytalnych spadł w wyniku ich przeceny.
Tak jak w ostatnim czasie spadki akcji zaliczanych do „zespołu” FAANG (Facebook, Apple, Amazon, Netflix, Google) były większe niż przeciętnie, tak środowe odbicie na tych akcjach także przekroczyło średnią. Każdy członek „zespołu” zyskał przynajmniej 6,4%. Największa zwyżka przypadła tu Amazonowi. Akcje tej spółki wzrosły o 9,5%, przewodząc wzrostom spółek sektora sprzedaży detalicznej. Według raportu firmy Mastercard, świąteczny sezon zakupowy przyniósł wzrost sprzedaży o 5,1% w porównaniu z poprzednim rokiem, i był to najlepszy wynik od 6 lat. Dynamika wzrostu sprzedaży internetowej miała wynieść aż 19,1%.
Spółkom z branży paliwowej sprzyjały natomiast wzrosty cen ropy. Cena baryłki gatunki WTI z dostawą w lutym przyszłego roku podrożała o 8,7 proc., osiągając na zakończenie notowań 46,22 dol. Notowania gatunku Brent poszły w górę o 7,9 proc. do 54,47 dol. W poniedziałek kursy obydwu rodzajów surowca spadły o ponad 6 proc.
Swoje 10 groszy dołożyli też amerykańscy politycy. Jeszcze w poniedziałek sekretarz skarbu Steven Mnuchin zwołał słynny "Plunge Protection Team". Prezydent Donald Trump zachęcał we wtorek do zakupu przecenionych amerykańskich akcji. A Kevin Hassett, doradca gospodarczy prezydenta Trumpa, zapewnił w środę, że posada przewodniczącego Fedu Jerome Powella jest „na 100% bezpieczna”. To odniesienie do wcześniejszych informacji, jakoby Trump omawiał sprawę zwolnienia szefa Fedu.
Tymczasem Trump nie ustaje w swojej krytyce Powella. W rozmowie z dziennikarzami stwierdził w środę, że "Fed podnosi stopy zbyt szybko, bo oni myślą, że gospodarka jest w tak dobrej kondycji". W poniedziałek na portalu społecznościowym Tweeter Trump stwierdził, że Fed jest "jedynym problemem naszej gospodarki".
MD/PAP