
Niektórzy w grudniu efektów pracy św. Mikołaja wypatrują nie tylko pod choinką, w skarpetach czy pod poduszkami, ale także i na GPW. Problem jednak polega na tym, że święty na giełdę wcale nie zagląda.
Prędzej czy później każdej grudniowej zwyżce notowań giełdowych przypięta zostaje łatka "rajdu św. Mikołaja". W samym wiązaniu wzrostów z Mikołajem nie ma raczej nic złego - odniesienie to ubarwia jedynie rzeczywistość i tylko kwestią gustu pozostaje to, czy nam się ono podoba, czy nie. Problem pojawia się jednak, gdy ktoś próbuje powiązanie odwrócić, tzn. oczekuje w grudniu wzrostów, "bo przecież rajd św. Mikołaja". Grudzień wcale nie jest bowiem dla inwestorów miesiącem wyjątkowym.
Analiza stóp zwrotu zanotowanych w XXI wieku przez główne indeksy giełdowe nie pozostawia złudzeń. Wprawdzie w grudniu indeksy przeciętnie rzeczywiście się umacniają, to jednak w żaden sposób miesiąca tego nie można zaliczyć do czołówki miesięcy o najwyższych stopach zwrotu. Dodatkowo WIG i WIG20 grudzień w ostatnim piętnastoleciu kończyły ponad kreską 8-krotnie, a więc jedynie raz więcej niż na minusie. Pod kreską - dla wszystkich indeksów - kończyły się także trzy ostatnie grudnie. Aby natrafić na rok, w którym rzeczywiście można było mówić o rajdzie św. Mikołaja, trzeba się cofnąć do roku 2012. Wówczas WIG urósł o 5,43%, WIG20 o 6,66%, mWIG o 1,80%, a sWIG o 4,76%.
Warto jednak zauważyć, że jeszcze kilka lat temu istniały dużo mocniejsze podstawy do wiary w giełdowego św. Mikołaja. I to dla całego rynku, a nie tylko małych spółek. W latach 90. WIG grudzień pod kreską zakończył tylko dwukrotnie. Dobry dla wierzących w Mikołaja był także okres wielkiej hossy z początku XXI wieku. Wówczas jednak nie potrzeba było świętych, by na giełdzie zarabiać, a długotrwały trend boczny występował jedynie w teoretycznych rozważaniach. Gdy giełda straciła parę, prysła także "magia grudnia". W ostatniej dekadzie WIG notował przekraczające 3% wzrosty jedynie dwukrotnie, podobne spadki zaś - czterokrotnie.

Inna sprawa, że na mWIG-u i sWIG-u wciąż można obserwować "efekt stycznia", stąd teoria doradzająca zakup akcji pod koniec roku, by załapać się na noworoczną hossę wydaje się możliwa do obrony. Przynajmniej dla tych dwóch indeksów.
