Od październikowego dna WIG20 urósł o ponad 26%, przekraczając umowną granicę hossy. Jednakże może być to tylko kolejna korekta w rozpoczętej rok temu bessie. Sprawdźmy, co o tym wszystkim mówi „prosta instrukcja obsługi GPW”.


Październik był na GPW najlepszym miesiącem od rozpoczęcia bessy. WIG20 w poprzednim miesiącu zyskał ponad 11% i zanotował najlepszy miesięczny wynik od dwóch lat. Choć jeszcze w pierwszej połowie października odnotowaliśmy nowe minima bessy, to ostatnie trzy tygodnie przyniosły silne odbicie. WIG20 od październikowego dna zyskał 26,4%. Amerykanie powiedzieliby, że to już hossa, ponieważ zwyżka od dna przekroczyła 20%. W praktyce sprawa jest bardziej skomplikowana.
Gdy blisko rok temu pisałem, że „koniec giełdowej hossy może być blisko”, nie wiedziałem, że Rosja napadnie na Ukrainę, a Rezerwa Federalna i polska RPP dokonają tak „jastrzębiego” zwrotu w polityce monetarnej. Niemniej jednak przywołane wtedy 5 sygnałów końca rynku byka doprowadziły do poprawnych wniosków. Teraz mamy za sobą niemal rok bessy, która w porywach obniżyła wartość WIG-u o niemal 40%. Jak to się ma do historycznych standardów?
Okres |
Zmiana WIG od szczytu do dołka |
Czas trwania (w miesiącach) |
---|---|---|
III 1998 - X 1998 |
-43,6% |
7 |
III 2000 - IX 2001 |
-49,9% |
18 |
VII 2007 - II 2009 |
-69,9% |
19 |
IV 2011 - IX 2011 |
-30,0% |
5 |
V 2015 - I 2016 |
-27,3% |
7 |
I 2018 - III 2020 |
-47,6% |
26 |
XI 2021 - ? |
-40,0% |
11 |
Średnia |
-44,7% |
13,7 |
Mediana |
-45,6% |
12,5 |
Jak wynika z powyższej tabeli, trwający od 11 miesięcy rynek niedźwiedzia już niemal wpisał się w historyczne średnie zarówno czasu trwania, jak i maksymalnego obsunięcia WIG-u. Niemniej jednak wielu inwestorów i analityków wciąż z tyłu głowy ma wydarzenia z lat 2000-02 oraz 2007-09, gdy odnotowano (zarówno w Polsce, jak i w USA) najgłębsze dotychczas bessy XXI wieku. Co więcej, historyczne analogie wykazują niebezpieczne podobieństwo roku 2022 do 2008 albo (co gorsza!) do roku 1973.
Przeczytaj także
Ekonomiści Credit Agricole miesiąc temu obniżyli prognozę wzrostu gospodarczego Polski w 2023 r. do 1,2 proc. z 1,9 proc. Eksperci Santandera spodziewają się wzrostu PKB w przyszłym roku o zaledwie 0,5%, co w zasadzie jest tożsame z faktyczną recesją. Nawet urzędowi optymiści z Narodowego Banku Polskiego w najnowszej projekcji inflacyjnej zakładają spadek rocznej dynamiki PKB do zaledwie 0,65%. Zatem wszelkie prognozy mówią o odczytach wyraźnie niższych od obecnych 3%. Możliwe nawet, że w pierwszej połowie 2023 roku zobaczymy ujemną roczną dynamikę naszego PKB. I teoretycznie to dopiero wtedy będzie sygnał do zakupu akcji na GPW.


Potwierdzeniem dla oczekiwanej spadkowej trajektorii rocznej dynamiki polskiego PKB jest zachowanie indeksów wyprzedzających OECD. W przeszłości CLI wyprzedzał lub pokrywał się z cyklicznym minimum dynamiki PKB oraz pozwalał wskazać moment dołowania koniunktury na polskim rynku akcji.


Czasu na zakupy nie sygnalizuje też dynamika produkcji przemysłowej, która wciąż utrzymuje się na poziomach zbliżonych do 10% rdr. To stanowczo za wysoki poziom jak na dołek bessy. W przeszłości 100-procentową skuteczność „trafienia” dołka na GPW dawała dopiero sytuacja, gdy trzymiesięczna średnia krocząca rocznej dynamiki produkcji przemysłowej spadała poniżej zera i wyznaczała cykliczne minimum. Z tą sytuacją nie mamy obecnie do czynienia.


Ale niedługo mieć możemy. Jeśli wskaźnik PMI dla polskiego sektora wytwórczego nie odłączył się od statystyk gusowskiej produkcji przemysłowej, to w nadchodzących miesiącach powinniśmy zobaczyć ostre wyhamowanie dynamiki produkcji przemysłowej. Sprzyjać temu będzie nie tylko wysoka baza z ostatniej zimy i wiosny, ale też sygnalizowany przez menedżerów logistyki silny spadek zamówień. Trudno się bowiem spodziewać, aby zubożony przez galopująca inflację europejski konsument nadal kupował tyle wyrobów przemysłowych co podczas covidowych lockdownów, gdy bez problemu można było kupić nowy telewizor, ale wyjść do kina czy restauracji to już nie za bardzo było wolno.


Ostatnim z uniwersalnych sygnałów kupna na GPW była słabość złotego. Polska waluta od marca 2020 roku radzi sobie po prostu fatalnie, notując w zasadzie bezustanną deprecjację względem euro. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że roczna dynamika kursu EUR/PLN (na interwale miesięcznym) pozostaje ujemna od początku ery covidowych lockdownów. Równocześnie wyprzedaż złotego nie przybiera tak dramatycznej formy, jak to zdarzało się w latach 2000-10. W tamtym okresie przytrafiały się skoki notowań euro o 10%, 20% lub nawet 30% w skali rocznej. W poprzedniej dekadzie do wygenerowania sygnału kupna wystarczyła mniej więcej 10-procentowa deprecjacja polskiej waluty.


Po raz ostatni z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w październiku 2020 (+8,1% rdr) i wtedy był to ewidentny sygnał kupna polskich akcji. Teraz takiego sygnału nie otrzymaliśmy. Bo wynik z września (+5,4%) jest stosunkowo słaby jak na historyczne standardy.
Reasumując, bazując na sprawdzonych historycznych analogiach obecnie nie mamy ani jednego sygnału potwierdzającego dołek bessy na GPW. Rzecz jasna nie daje to żadnej gwarancji, że apogeum rynku niedźwiedzia jest jeszcze przed nami. Ale już sam fakt, że żaden z trzech historycznie sprawdzonych sygnałów kupna jeszcze się nie objawił, powinien dać sporo do myślenia i nieco schłodzić co bardziej rozgrzane inwestycyjne głowy.