Miniony rok był dla złota po prostu fatalny. Żółty metal został boleśnie poturbowany. Po kwietniowym krachu przyszło czerwcowe załamanie oraz grudniowe uderzenie o dno. Czy w 2014 roku należy się spodziewać dalszych spadków cen złota?
Źródło: Thinkstock
Trzeba uczciwie przyznać, że moja ubiegłoroczna prognoza ze złotem po 2.000 USD za uncję całkowicie się nie sprawdziła. Zamiast wzrostów królewski metal doświadczył przeceny aż o 28%, czyli o 470 USD na uncji. To pierwszy roczny spadek cen złota (w USD) od 13 lat i zarazem najsilniejsza przecena od roku 1981.Tak drastyczny ruch zrodził pytania o koniec hossy i doprowadził do odwrócenia rynkowego sentymentu o 180 stopni.
Co się wydarzyło w roku 2013?
Rok temu mogło się wydawać, że złoto najgorsze ma za sobą. Emocje po spekulacyjnej gorączce z lata 2011 zdążyły opaść. Po trwającej przez cały rok 2012 konsolidacji w przedziale 1520-1800 USD/oz żółty metal zdawał się być gotowy do wznowienia marszu w górę i zdobycia z dawna wyczekiwanego "dwutysięcznika". Zwłaszcza że paliwa do wzrostów dostarczyła Rezerwa Federalna, uruchamiając trzecią rundę skupu obligacji (QE3).
Bankier.pl poleca: | |
![]() |
Krzysztof Kolany, Wojciech Białek - naucz się praktycznej analizy od ekspertów z najwyższej półki. Zagadnienia: Cykl koniunkturalny w gospodarce, Dane makro w warsztacie inwestora, skuteczne filtorwanie informacji Zobacz program [PDF] Szczegóły |
Choć w 2013 roku Fed dodrukował przeszło bilion dolarów, to cena złota mocno spadła. Dlaczego tak się stało? Powodów było kilka. Po pierwsze, potężna podaż pieniądza wciąż nie przebiła się do realnej gospodarki. Część inwestorów, nie widząc inflacji na poziomie wskaźników CPI, straciła wiarę w żółty metal. Zwłaszcza ten pod postacią certyfikatów ETF - fala umorzeń sprawiła, że podmioty te w 2013 roku rzuciły na rynek blisko 756 ton złota, redukując swój stan posiadania do poziomu z 2009 roku. Spadku notowań złota nie zatrzymał najprawdopodobniej rekordowy (nie dysponujemy jeszcze danymi za czwarty kwartał) popyt na fizyczny metal: zarówno w formie jubilerskiej, jak i inwestycyjnej. Australijska Perth Mint odnotowała wzrost sprzedaży złota inwestycyjnego o 41%, a US Mint o 14%.
Po drugie, do zaskakujących rozstrzygnięć doszło w eurolandzie. Europejski Bank Centralny nie został zmuszony do realizacji obietnicy nieograniczonego skupu obligacji eurobankrutów (OMT). Rynek uwierzył, że Włochy i Hiszpania utrzymają wypłacalność dzięki niższym kosztom obsługi nadmiernego zadłużenia. Co więcej, europejskie gospodarki powoli zaczęły przechodzić z recesji w stagnację. Brak fali bankructw przy kurczącej się podaży kredytu w eurostrefie i dominacji tendencji dezinflacyjnych skutecznie stłumił popyt na złoto w Europie.
Po trzecie, złotu nie służyły globalne przepływy inwestycyjne. Kapitał szerokim strumieniem płynął na dojrzałe rynki akcji (Nowy Jork, Tokio, Frankfurt), omijał zaś rynki wschodzące oraz powiązane z nimi rynki surowcowe, do których zaliczane bywa też złoto. I w końcu po czwarte, wiosną 2013 roku komuś bardzo zależało na obniżeniu cen złotego kruszcu, który na początku roku w błyskawicznym tempie opuszczał magazyny nowojorskiej giełdy, grożąc zerwaniem wymienialności dolara na złoto w ramach kontraktów zawieranych na nowojorskim Comeksie.
Stan wyjścia gorszy być chyba nie może...
W 2013 roku od złota odwróciły się praktycznie wszystkie globalne banki inwestycyjne, które obecnie jak jeden mąż rekomendują "sprzedaj" i sukcesywnie obniżają ceny docelowe żółtego metalu. Spekulacyjna długa pozycja na Comeksie praktycznie przestała istnieć. Sentyment do złota jest obecnie najgorszy od czasu rozpoczęcia sekularnej hossy w roku 2001. "Słabe ręce" w postaci posiadaczy jednostek ETF i spekulantów na rynku terminowym zostały przetrącone i oddały złoto długoterminowym inwestorom z Azji preferującym fizyczny metal. Sytuacja na wykresach prezentuje się wręcz fatalnie: w grudniu kurs złota z trudem obronił czerwcowe dno, czyli poziom 1.180 USD/oz.
Dla kontrarnego inwestora trudno o silniejsze sygnały kupna. Tyle że dość podobnie sytuacja wyglądała rok temu, gdy tak długo broniony poziom 1.520 USD/oz. został później przełamany. Teraz to samo grozi wsparciu w postaci 1.180 USD, którego rozbicie zapewne wywoła nową falą wyprzedaży "papierowego złota" przez posiadaczy kontraktów terminowych i jednostek ETF. Być może taka panika jest potrzebna, aby ostatni wątpiący oddali złoto w pewne ręce.
Nie można wykluczyć nawet zejścia cen złota poniżej marginalnych całkowitych kosztów wydobycia. Już teraz wydobycie w niektórych kopalniach jest nieopłacalne, co za jakiś czas przełoży się na redukcję podaży. W krótkim terminie przeciwko metalom szlachetnym gra negatywny sentyment - globalny inwestoriat woli kupować przewartościowane, ale za to drożejące akcje, niż niedowartościowane, lecz taniejące złoto. Za sprawą stagnacji (potocznie zwanej "ożywieniem") w gospodarce nadal nie widać klasycznych oznak inflacji w postaci drożejących surowców, towarów i usług. Inflacja objawia się głównie poprzez rosnące ceny akcji i nieruchomości. Trudno wyrokować, ile jeszcze czasu upłynie, nim biliony dolarów, euro, jenów i franków zaleją gospodarkę i doprowadzą do zachwiania zaufania do fiducjarnego pieniądza.
Szans złota nie poprawia także perspektywa ograniczenia programu skupu obligacji przez Fed. Grudniowa redukcja skali "dodruku pieniądza" (z 85 mld do 75 mld USD miesięcznie) została odebrana przez rynki jako początek końca QE3. Choć w mojej ocenie ogłaszanie śmierci QE jest zdecydowanie przedwczesne, to z opinią rynku nie ma co dyskutować. Bo w inwestowaniu ważniejsza od faktów często jest ich percepcja.
Czy to już czas na panikę?
Czy zatem należy pozbyć się złota? Tylko dlatego, że obecnie można dostać za nie kilka dolarów mniej? Takie odczucia zapewne towarzyszą mniej wyrobionym amatorom królewskiego metalu. Inwestorzy, którzy świadomie wybrali złoto jako alternatywę dla kreowanych z niczego dolarów, euro czy polskich złotych, nie powinni się lękać. Złoto jako zabezpieczenie siły nabywczej oszczędności i swoista "polisa ubezpieczeniowa" chroniąca przed skutkami załamania obecnego systemu finansowego jest tak samo dobra jak dwa czy trzy lata temu. A że jest obecnie wyceniana o kilkaset dolarów niżej, nie powinno mieć większego znaczenia.
Jeśli traktujesz złoto jako środek tezauryzacji, to w żadnym wypadku nie powinieneś go teraz sprzedawać! Jeśli fizyczne złoto stanowi mniej niż 20% twojego portfela inwestycyjnego, to nadal uważam, że powinieneś trochę dokupić."Akumuluj na spadkach" to według mnie rozsądna strategia na rok 2014. Rok, który raczej nie przyniesie skokowego wzrostu cen złota (choć tego też nie można wykluczyć) i który będzie stał pod znakiem stabilizacji lub wręcz dalszego osuwania się cen kruszcu. To będzie okres, w którym należy myśleć o maksymalizacji liczby uncji, a nie o zyskach z dolarowej aprecjacji złota. To może być także ostatni moment na wymianę "złota papierowego" pod postacią rozmaitej maści certyfikatów czy produktów strukturyzowanych na fizyczny metal w formie sztab lub monet bulionowych. Bo za jakiś czas może się okazać, że "cena złota" rozumiana jako notowania najbliższego kontraktu terminowego na nowojorskim Comeksie a cena złotego Krugerranda to dwie zupełnie inne rzeczy.
Wartość, fundamenty i analogie
![]() | » Poradnik: jak i gdzie sensownie zainwestować w złoto |
To dotyczy nie tylko poszczególnych podmiotów, ale całego współczesnego systemu finansowego, który w mojej ocenie dotarł na skraj przepaści. Tak jak w latach 70. XX wieku upadał system z Bretton Woods, tak teraz chwieje się obecny ład monetarny. Po prostu długów (czyli pieniądza) jest zbyt dużo, aby realna gospodarka mogła udźwignąć ciężar ich obsługi, bo możliwość spłaty już od dawna jest mrzonką.
W tym kontekście punktem odniesienia mogą być wydarzenia sprzed ponad 40 lat. Pomiędzy rokiem 1968 a 1975 cena złota wyrażona w USD wzrosła z 35,5$ do niemal 200$ za uncję, czyli blisko sześciokrotnie. Podobnie jak w latach 2001-11. Pomiędzy grudniem '74 a sierpniem '76 kurs złota spadł o 49%, do stu dolarów za uncję. Ale na koniec roku 1979 uncja kruszcu była warta już 540 USD, by w styczniu '80 w atmosferze bańki spekulacyjnej osiągać ceny ponad 800 USD/oz - to do dziś niewyrównany realny rekord wszech czasów. Obecna bessa na rynku złota trwa 27 miesięcy i przyniosła spadek od szczytu o 39%. Potencjał spadkowy być może nie został całkowicie wyczerpany, a dołek może leżeć się w okolicach 1.000 USD/oz. Realizacja tej analogii skutkowałaby szczytem cen złota na poziomie 8000-9000 USD/oz w roku 2018.
Ale to tylko analogia. Bo w roku 1980 Paul Volcker jako nowy szef Rezerwy Federalnej podniósł stopy procentowe do 20% i na dwie dekady stłumił inflację w USA. Teraz nikt nie odważyłby się na taki krok, bo jego konsekwencją byłoby bankructwo Stanów Zjednoczonych i niekontrolowany upadek systemu finansowego. Bardziej prawdopodobne wydaje się więc poświęcenie dolara na ołtarzu hiperinflacji. W takim wypadku podawanie cen złota w USD czy jakiejkolwiek innej papierowej walucie po prostu straci rację bytu.

Krzysztof Kolany
Bankier.pl