Amerykańskie cła straszą rynki, a jak pokazuje historia, mogą być strzałem w kolano dla gospodarki USA. Ekonomiści przewidują spadek importu do USA oraz spadek eksportu ze Stanów Zjednoczonych.


Donald Trump wprowadził w nocy z poniedziałku na wtorek 25 proc. cła na towary z Meksyku i Kanady. Podniósł także stawkę o kolejne 10 pp. cła na towary z Chin. Chiny nie pozostały dłużne i zapowiedziały nałożenie ceł w wysokości od 10 do 15 proc. na import produktów rolno-spożywczych z USA. Również Meksyk i Kanada zapowiedziały nałożenie ceł odwetowych.
We wtorkowy wieczór amerykański minister handlu Howard Lutnick nie wykluczył, że już w środę prezydent USA Donald Trump może ogłosić obniżenie 25-procentowych ceł na wszystkie towary z Meksyku i Kanady. Jak stwierdził, Trump „słucha” zagranicznych przywódców i jest „rozsądny”.
Celem Trumpa jest zmniejszenie deficytu handlowego USA – dziś Amerykanie więcej rzeczy kupują za granicą, niż sprzedają do zagranicznych odbiorców. Według najnowszych danych amerykańskich ośrodków U.S. Census Bureau i U.S. Bureau of Economic Analysis deficyt handlowy USA wyniósł w grudniu 2024 r. rekordowe 98,4 mld dolarów.
Goczek: Handel międzynarodowy opłaca się wszystkim
"Handel międzynarodowy opłaca się wszystkim. To oczywiście truizm, ale jak widać, warto go powtarzać. Jeśli ktoś z tego rezygnuje, ponosi tego koszty. Działania amerykańskich władz w kwestii stawek celnych są raptowne i nie mają żadnego uzasadnienia. Decyzja prezydenta Trumpa zaszkodzi zaś nie tylko tym krajom, w które wyższe cła są wymierzone, ale również samym Stanom Zjednoczonym" - stwierdził w rozmowie z PAP prof. Łukasz Goczek z Wydziału Nauk Ekonomicznych UW.
Amerykańskie cła ostro skrytykował także legendarny inwestor Warren Buffett. „Z biegiem czasu [cła - red.] stają się one podatkiem od towarów. Chodzi mi o to, że »Wróżka Zębuszka« im nie płaci! – powiedział Buffett w telewizji CBS. „I co dalej? W ekonomii zawsze trzeba sobie to pytanie zadawać” - dodał.
Zdaniem analityków Fed z Atlany, ddatkowe 10-procentowe cło na import z Chin, 25-procentowe cło na import z Kanady i Meksyku oraz 10-procentowe cło na inne kraje może podnieść ceny konsumpcyjne codziennych zakupów detalicznych, takich jak artykuły spożywcze i napoje oraz towary powszechnego użytku, obejmujące około 1/4 całkowitego koszyka konsumpcyjnego w skali od 0,81 proc. do 1,63 proc. Jak zaznaczają, łączny wpływ na ogólny wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI) zależy ponadto od wrażliwości cenowej pozostałej części koszyka konsumpcyjnego.
Cła importowe nałożone przez USA mogą być jednak strzałem w kolano amerykańskiej gospodarki, bowiem historycznie cła nie sprzyjały jej.
Tendencje protekcjonistyczne rosną już od dłuższego czasu
Jak odnotowują analitycy Pekao, "tendencje protekcjonistyczne rosną już od dłuższego czasu i nie dotyczą tylko Stanów Zjednoczonych. Napędza je przekonanie, że liberalizacja światowego handlu w latach 90. a już zwłaszcza po przyjęciu Chin do WTO doprowadziła do dezindustrializacji Zachodu, a wraz z nią zubożenia klasy pracującej oraz utraty autonomii strategicznej (uzależnienie od Państwa Środka w kluczowych surowcach i półproduktach, np. substancjach czynnych leków). Receptą na te problemy mają być cła, których rolą jest nie tylko ochrona krajowych przedsiębiorstw przed zagraniczną konkurencją, lecz także umożliwienie im zdobycie efektów skali, zwiększenie produktywności i zdobycie przewag konkurencyjnych w handlu międzynarodowym".
Ekonomiści zwykle są sceptyczni wobec ceł argumentując, że prowadzą one do ograniczenia konkurencji i wzrostu cen. A. Klein i C. Meissner w artykule pt. „Did tariffs make american manufacturing great? New evidence from the gilded age” zbadali skutki ceł z czasów tzw. „pozłacanego wieku” w USA, czyli ostatnich 30 lat XIX w. Na początku tego okresu Stany Zjednoczone eksportowały głównie bawełnę i produkty rolne a importowały dobra przemysłowe. Niedługo wcześniej, w czasie wojny secesyjnej zaczęły szybko podnosić cła. Najpierw miały być one przejściowe - na sfinansowanie samego konfliktu zbrojnego, ale gdy wojna się skończyła znaleziono drugi cel: zbudowanie własnej bazy przemysłowej. Tak czy inaczej, przez cały okres „pozłacanego wieku” średni poziom ceł na import do USA wynosił 40-50%, czyli był 4-krotnie wyższy niż obecnie” - czytamy w opracowaniu Pekao.
"Efekty ceł były więc odwrotne do planowanych (choć nie we wszystkich sektorach). Teoretycznie ochrona przed zagraniczną konkurencją powinna była otworzyć przed amerykańskimi firmami przestrzeń ekspansji na rynku krajowym, zwiększenia skali działalności i poprawy efektywności. Druga strona medalu jest jednak taka, że protekcjonizm odbiera firmom motywację do ścigania się z innymi – gdy pozycja krajowych czempionów jest dla nich wystarczająco wygodna. Tak stało się w USA pod koniec XIX w." - zaznaczono.
Przypomnijmy też, że w 1930 roku prezydent Herbert Hoover zdecydował się na wprowadzenie restrykcyjnych ceł na import do USA. Cła uderzyły mocno w Europę, import do USA spadł z 4,4 mld dolarów w 1929 roku do 3,1 mld w 1930. Cła na niektóre towary wzrosły nawet o 50 proc. W odpowiedzi na amerykańskie cła kraje europejskie również wprowadziły restrykcje na amerykański import, w konsekwencji spadła wartość eksportu z USA do Europy.
Amerykańska gospodarka w kłopotach?
Pierwsze efekty wojny celnej Trumpa jawią się już na horyzoncie. Popularny model statystyczny Fedu z Atlanty pokazał, że w bieżącym kwartale możliwy jest spadek produktu krajowego brutto Stanów Zjednoczonych. I choć faktyczny wynik wciąż ma sporą szansę, by wyjść nad kreskę, to już sam sygnał świadczy o pogorszeniu koniunktury w największej gospodarce świata. Szerzej o danych z USA pisał Krzysztof Kolany w artykule pt. „Recesja Trumpa? Dane z Ameryki nie wyglądają najlepiej”.
Analitycy Goldman Sachs wskazali główne skutki podwyżek ceł na gospodarkę USA. Po pierwsze, cła bezpośrednio obniżają import USA z reszty świata, ponieważ zwiększają jego koszty. Jeśli inne kraje wprowadzą swoje cła, to obciążą one również eksport USA. Badania ekonomiczne oparte na ostatniej wojnie handlowej sugerują, że wzrost efektywnej stawki celnej o 1 pp bezpośrednio obniża import i zmniejsza deficyt handlowy jako udział w PKB o około 0,3 pp, podczas gdy pełne cła odwetowe równoważą to o około 0,2 pp.
Po drugie, cła podnoszą wartość dolara, co sprawia, że eksport USA jest droższy, a import USA tańszy, i zwiększa deficyt handlowy. Korzystając z badań wydarzeń wokół wojny handlowej w latach 2018–2019, analitycy Goldman Sachs wskazują, że dolar znacznie zyskał na wartości w odpowiedzi na wojnę celną.
Szacujemy, że około 1/3 ruchu dolara wokół ogłoszeń taryfowych prawdopodobnie odzwierciedlała efekt „awersji do ryzyka” pośród podwyższonej niepewności co do perspektyw gospodarczych, która, jak się spodziewamy, będzie teraz mniej istotna. To powiedziawszy, analizy studium zdarzeń mają tendencję do generowania większych szacunków FX niż inne metody, a zmiany w miksie docelowych krajów i produktów oraz reakcji polityki na taryfy mogą sprawić, że aprecjacja dolara będzie tym razem wyglądać inaczej – oceniają ekonomiści Goldman Sachs.