Cisza przed burzą?
Na rynku walutowym nadal status-quo. Myliłby się jednak ten, kto twierdzi, iż nic się tam nie dzieje. Obroty są nadal spore. Dwie silne strony - popytowa i podażowa - po prostu znalazły porządną cenę równowagi. Zadowoleni są i ci, co muszą kupować walutę, jak i ci, którzy walutę muszą sprzedawać. Myślę tutaj i o naszym rynku złotówki i o rynku euro-dolar.
Naprawdę przyjemnie jest być poza rynkiem (brak pozycji) w sytuacji, gdy prostokąt zdaje się nie mieć końca. Wiem że ci, którzy byli niecierpliwi i zajęli pozycję (krótka z myślą o umocnieniu złotego lub długą z myślą o deprecjacji naszej waluty) na naszym rynku walutowym, teraz z niepokojem obgryzają paznokcie. Kiedyś podobnie wpakowałem się w prostokąt kilkumiesięczny na GPW. Po pół roku zdecydowałem się zamknąć inwestycje z minimalnym zyskiem.... i oczywiście tydzień później doszło do mega wybicia w górę. Żal był potężny. Tym bardziej, iż moje miejsce zajął przyjaciel, które sam wcześniej przez pół roku zachęcałem do tej inwestycji. Moje zachęty przyniosły dobry skutek - niestety nie dla mnie L
Tak więc pomny swego doświadczenia przestrzegam przed tego typu próba przechytrzenia rynku. Lepiej i zdrowiej patrzyć na wszystko z boku i wchodzić do gry tylko w sytuacji wyraźnych sygnałów. A takim sygnałem będzie wyjście z omawianego prostokąta - i to na naszej złotówce, i na rynku eur/usd. Ruch będzie naprawdę potężny. Tego jestem coraz bardziej pewny. Nie wiem tylko, w którą stronę odbędzie się ten ruch. Intuicja podpowiada mi, iż w obydwu przypadkach będzie to ruch na północ. Ale gdyby stało się na odwrót, to równie chętnie skorzystam z płynącej fali. Już za chwileczkę... już za momencik... Forex zacznie się kręcić.
Zobacz także
Póki co spójrzmy na rynek pieniężny. U nas rentowność bonów skarbowych (13-tygodniowych i 52-tygodniowych) oraz obligacji jest na poziomie, który jeszcze dwa-trzy lata temu był notowany na rynku dolarowym czy też funta brytyjskiego. Wtedy nie do pomyślenia było, by amerykańskie długoterminowe obligacje rządowe dawały zarobić mniej niż 4%, a taka jest właśnie rentowność papierów dziesięcioletnich (3,70% dla dziesięciolatków i 4,73% dla trzydziestolatków). Na skutek tego spadku rentowności, musiała spaść w ślad za tym rentowność naszych papierów. Od dłuższego czasu utrzymuje się trzyprocentowa różnica w rentowności naszych i amerykańskich papierów skarbowych o porównywalnym terminie wykupu. Gdy skończy się hossa na amerykańskim rynku papierów dłużnych, to podobnie może się stać i u nas, co oznaczać może zmianę kierunku trendu, czyli wzrost rentowności obligacji.
Na razie Ministerstwo Finansów może zacierać ręce, gdyż bardzo tanio pozyskuje środki na finansowanie deficytu budżetowego. Pożyczać łatwo. Serce zaczyna boleć każdego dłużnika, gdy te pieniądze trzeba oddać. Jeśli spojrzymy na wykres przedstawiający wielkości wykupu poszczególnych papierów skarbowych (oraz odsetek) na przestrzeni roku 2002-2003 oraz w dłuższym terminie, to zauważymy, że powoli zbliżają się terminy wielkich spłat zaciągniętych pożyczek. Na pierwszy ogień idą obligacje zero kuponowe dwuletnie (OK. 0403, OK. 0803 i OK. 1203). To jedne z pierwszych (z racji krótkiego terminu zapadalności w chwili emisji) tak dużych emisji. Następne będą jeszcze większe - myślę tutaj o pięciolatkach oraz o dziesięciolatkach. Ale tym martwić się zaczniemy za kilka lat, gdy nadejdzie czas ich wykupu. Póki co hulaj dusza, piekła nie ma. Pomalutku, pomalutku zbliżamy się do ponad 50 procentowego zadłużenia publicznego w relacji do PKB. A coś czuję, ze i poprzeczkę 60% przejdziemy gładko...
Cóż. Pora przygotować się do szybkiej ewakuacji ze złotówek. Na razie obecny stan może jeszcze potrwać. W kościach czuję jednak, iż po ogłoszeniu wyników referendum w Irlandii sprawy mogą nabrać tempa. Życzę wszystkim udanych inwestycji w przyszły tygodniu.
Jacek Maliszewski
e-mail:
Jacek.Maliszewski@waw.bankier.pl
























































