
Chiny – najludniejsze państwo świata. Tu wszystko powinno być naj: największe, najszybsze, najbardziej spektakularne. Tej zasady trzymają się inwestorzy – mają tu swój własny Paryż, kilkudziesięciopiętrowe blokowiska, hotele składane w zaledwie kilka dni. Na wiosnę stanie tu najwyższy budynek na Ziemi, wysoki na ponad 0,8 km. I na pewno nie będzie to ostatnie słowo Chińczyków.
Po nadzwyczaj osobliwym rynku nieruchomości Państwa Środka czytelników Bankier.pl i TamMieszkam.pl oprowadza mieszkająca tam Polka, internautom znana jako Pojechana, Aleksandra Świstow. Oprowadza dosłownie - zapraszamy do obejrzenia specjalnego wideo prosto z Chin nagranego dla czytelników TamMieszkam.pl.
Fot. Thinkstock
10. Galopujący wzrost cen
Ceny nieruchomości w Chinach, szczególnie w dużych, oferujących miejsca pracy miastach, już dawno znacznie przekroczyły pułap dostępności - również dla wąskiej chińskiej klasy średniej. Tymczasem po wprowadzeniu w marcu tego roku 20-procentowego podatku od zysków kapitałowych ze sprzedaży mieszkań i domów (wcześniej wynosił 1-2 proc.), rynek ogarnęła panika i ceny znów drastycznie ruszyły w górę. W październiku ceny na rynku pierwotnym w pięciu największych miastach Chin wzrosły średnio o 12,4 proc. w stosunku do analogicznego okresu zeszłego roku. Na rynku wtórnym było to aż o 16,4 proc. Wysokie ceny dotyczą również nieruchomości komercyjnych. Pekin od lat utrzymuje się w światowej czołówce najdroższych lokalizacji biurowych (5. miejsce w 2012 roku).
9. Wyburzanie zabytków pod nowe inwestycje
Rząd centralny chce kontrolować, ale
często jest za daleko, by patrzeć na ręce lokalnym władzom. Ocenia więc ich
działania po wskaźnikach wzrostu gospodarczego - głównie PRB (produkt regionalny brutto). W pogoni za krótkoterminowym wzrostem w ciągu
ostatnich 30 lat zburzono ponad 20 tysięcy zabytków, tylko po to, by uzyskać
grunt pod nowe projekty budowlane.
Fot. Thinkstock
Na gruzach starożytnych świątyń i
zabytkowych pałaców powstają w Chinach fabryki i osiedla mieszkalne. Przez lata
działania takie nie budziły sprzeciwu mieszkańców ani władz - wszak najważniejszy
jest rozwój, a cel uświęca środki. Nawet gdy droga ku niemu prowadzi po
zgliszczach utraconego dziedzictwa kulturowego.
8. Rekordowe tempo budowy
Nowe osiedle w rok? Żaden problem. Nowe miasto w 5 lat? Co tak
długo? Chińskie firmy budowlane prześcigają się w biciu rekordów na chwałę
wzrostu PKB.
W Changsha, mieście w prowincji Hunan, ma powstać najwyższy na
świecie budynek - Sky City o wysokości 838 metrów. Ruszyła już produkcja
elementów, z których ma zostać złożony - ten etap potrwa 4 miesiące. Sama
"budowa" ma zająć jedynie 3 miesiące, finał w kwietniu 2014 roku.
7. Niska jakość budownictwa
Byle jak i w pośpiechu - tak często można określić sposób pracy chińskich firm budowlanych. Do tego niska jakość materiałów i niskie kwalifikacje taniej siły roboczej. Kilkuletnie osiedla tutaj to: odpadający tynk, pordzewiałe metalowe elementy, połamany plastik, grzyb na niezabezpieczonych przed wilgocią ścianach. W mieszkaniach pękają stojące na źle osadzonych fundamentach ściany, zatykają się źle poprowadzone rury, przeciekają źle zamontowane okna. Niektóre budynki nie czekają nawet tych kilku lat, przewracając się jeszcze przed zakończeniem budowy (jak na przykład 13-piętrowy apartamentowiec w Szanghaju w 2009 roku). Podczas trzęsień ziemi (a pamiętajmy, że duża część Chin leży na terenie aktywnym sejsmicznie) kładą się całe osiedla zbudowane z materiałów nie spełniających żadnych norm.
6. Niezwykle gęsta i wysoka zabudowa
Największe, najszybsze, najwyższe - Chińczycy lubią te określenia i bardzo poważnie traktują konkurencje, w których można otrzymać tytuł światowego "naj". Trend ten nie mógł ominąć sektora nieruchomości - już teraz Chiny szczycą się kilkoma budynkami z pierwszej dziesiątki najwyższych na świecie, a w ciągu najbliższych miesięcy zostaną oddane kolejne, w tym światowy numer jeden - wspomniany Sky City. Wysokie ceny gruntów w wielkich miastach sprawiają, że w górę pną się również mieszkaniowe osiedla. Kilkudziesięciopiętrowe bloki stojące okno w okno, drzwi w drzwi, to charakterystyczny element krajobrazu chińskich metropolii.
5. Miasta-widma
W Chinach nowe miasta i osiedla
budowane są, by utrzymać wysokie wskaźniki wzrostu gospodarczego i dać pracę
milionom obywateli. Wyposażone w drogi, szkoły, sklepy, dworce, szpitale,
obiekty sportowe i urzędy czekają na nowych mieszkańców, a oni... nie nadchodzą,
gdyż nie stać ich na zakup nowego lokum.
Najbardziej znanym miastem-widmem jest
szacowany na 2,5 miliona ludzi nowy dystrykt miasta Zhengzhou, zamieszkały
przez zaledwie kilkadziesiąt tysięcy osób. Puste domy i mieszkania liczy się w
Chinach w dziesiątkach... milionów. Tymczasem ceny nieruchomości wciąż rosną, a
na budowach praca wre.
4. Repliki zachodnich miast
Chińscy deweloperzy kreują nową modę i coraz chętniej naśladują zachodnie style architektoniczne. Jak to w Chinach bywa, często przekraczając granice absurdu i budując repliki europejskich miast. Chiński Paryż położony na przedmieściach Hangzhou ma (jak na Paryż przystało) Wieżę Eiffla, Wersal, Łuk Triumfalny i klimatyczne kamienice. Jednak z przewidywanych 10 tysięcy mieszkańców, wprowadziło się zaledwie 2, więc replika stolicy Francji raczej straszy niż zachwyca. Chińczycy skopiowali również Wenecję, Bristol i Barcelonę. Jak grzyby po deszczu powstają osiedla naśladujące skandynawski lub śródziemnomorski styl.
3. Przesądy i wpływy kulturowe
Choć wydawać by się mogło, że chińskim rynkiem nieruchomości rządzą wyłącznie kwestie ekonomiczne, dużym przeoczeniem byłoby pominąć wpływy kulturowe. Tradycje feng shui, wiara w znaczenie liczb czy w duchy mają wciąż wpływ na codzienność Chińczyków i często stoją za ich decyzjami zakupowymi.
Nieruchomości są kupowane w dni korzystne według kalendarza księżycowego. Lokale na ósmym (osiemnastym itd.) piętrze osiągają często wyższe ceny ze względu na wiarę w pozytywne oddziaływanie cyfry "osiem". Tymczasem na piętrze czwartym nikt nie chce mieszkać (uważa się, że cyfra cztery przynosi nieszczęście, jej wymowa jest bowiem łudząco podobna do słowa „śmierć”), w związku z czym administracje budynków często rezygnują z pechowych pięter (po piętrze trzecim jest piąte, po trzynastym piętnaste, w rezultacie chińskie dwudziesta to często rzeczywista siedemnasta kondygnacja).
Plotka o nawiedzeniu przez złe duchy może realnie zaszkodzić inwestycji odstraszając potencjalnych nabywców lub wymusić zmiany w projekcie. Architekci muszą też brać pod uwagę zasady feng shui i pamiętać między innymi o miejscu na pralkę na balkonie i o małym korytarzyku oddzielającym łazienkę od sypialni (by ujście brudnej wody nie szkodziło czystości snu).
2. Niespotykane kruczki prawne
Spekulantów i kombinatorów na chińskim rynku nieruchomości nie brakuje. Wysokie ceny i podatki od zysków z obrotu lokalami, limitowanie zakupu mieszkań (stosowane są różne rozwiązania w zależności od regionu, na przykład jeden lokal na osobę, mieszkania tylko dla rezydentów lub tylko dla obywateli powyżej 20. roku życia). W kraju, w którym nieruchomości to główne dobro inwestycyjne i często traktowane są jako jedyne finansowe zabezpieczenie na starość, kompilacja tych czynników prowadzi do masowych prób obchodzenia przepisów - ich nieprecyzyjność sprzyja zjawisku.
Fot. Thinkstock
Od lat kwitnie rynek fałszywych umów i zaświadczeń pozwalających na inwestowanie w kolejne lokale. A po marcowym wzroście podatku od zysków kapitałowych ze sprzedaży domów i mieszkań, wzrósł również odsetek rozwodów. Obrotni obywatele obchodzą w ten sposób obowiązek zapłaty, gdyż zgodnie z przepisem, sprzedaż mieszkań obydwu małżonków po rozwodzie, jest zwolniona z podatku. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by po pomyślnych transakcjach wziąć kolejny ślub.
1. Mieszkanie warunkiem małżeństwa
Konfucjańska cnota synowska (przekonanie o wyższości potomka płci męskiej będącego przedłużeniem rodu i opiekunem dla rodziców) w połączeniu z polityką jednego dziecka doprowadziła do znaczących różnic w populacji żeńskiej i męskiej Chin. Teoretycznie na korzyść mężczyzn. Praktycznie, dała tym kobietom, którym udało się przyjść na świat i przeżyć, przywilej bycia potencjalną żoną dla co najmniej kilku mężczyzn, a więc możliwość przebierania w ofertach i wybierania odpowiednio uposażonego kandydata.
W dzisiejszych czasach młody mężczyzna jest zatem zobowiązany wnieść w małżeństwo mieszkanie. Przy wysokich, w zawrotnym tempie rosnących cenach, zwyczaj spędza to sen z powiek nie tylko młodym kawalerom, ale również rodzicom, którzy kierując się pragmatyzmem, by uniknąć konieczności dofinansowania mieszkania synowi (bądź też skazania go na hańbę starokawalerstwa), coraz częściej decydują się na córkę.
Aleksandra Świstow - pojechana.pl, Malwina Wrotniak-Chałada - bankier.pl
