W 2007 roku stopa bezrobocia w Polsce była prawie najwyższa w Europie. Z danych Eurostatu wynika, że wynosiła ona wtedy 9,6%. Po siedmiu latach stopa bezrobocia odnotowywana w Polsce należy do najniższych w Europie chociaż spadła tylko o 0,1 p. proc.


Jak od czasu kryzysu zmieniła się Europa? Najprościej napisać, że z kontynentu pracujących staliśmy się kontynentem bezrobotnych. Przeciętna stopa bezrobocia w UE w 2007 roku wynosiła 7,2%. Obecnie jest to 10,2%.
W takich krajach jak Hiszpania czy Grecja bezrobocie wzrosło trzykrotnie - do poziomów powyżej 25%. I to niestety jest bezrobocie mierzone metodą BAEL, czyli na podstawie ankiet cząstkowych. Bezrobocie rejestrowe w tych krajach jest przeciętnie o 2-3 p.proc. wyższe, niż wskazują na to dane Eurostatu.

Resort pracy na swojej oficjalnej stronie napisał, że na skutek kryzysu bezrobocie wzrosło w całej Unii Europejskiej, a w Polsce w tym czasie spadło poniżej średniej. To nieprawda, że stopa bezrobocia spadła, bo 0,1 p. proc. różnicy wielkiej nie robi. Po prostu średnia znacznie wzrosła na skutek wzrostu bezrobocia w Hiszpanii, Grecji, Francji, Włoch, Słowacji, Portugalii czy Belgii.
Naturalnie od tego czasu wzrosło nam zatrudnienie o blisko milion osób, ale równocześnie odnotowaliśmy wielki odpływ emigrantów. W 2004 roku w Polsce stopa bezrobocia w Polsce wynosiła 19,6%, a trzy lata później była już dwukrotnie niższa. Faktem jest, że dużo ludzi znalazło zatrudnienie, ale jeszcze więcej po prostu wyjechało. Wielkiej zasługi rządu w tym nie było.
Niemniej, np. w Niemczech stopa bezrobocia obniżyła się niemal dwukrotnie. A w takich państwach jak Austria, Wielka Brytania, Holandia czy Czechy pozostała na prawie niezmienionym poziomie. Bezrobocie to palący problem Unii Europejskiej - liczba osób poszukujących bez skutku zatrudnienia przekracza 25 mln z tego młodzi stanowią aż 5 mln ludzi.
Kłopotem jest też ukryte bezrobocie, czyli stanowiska pracy finansowane z publicznych pieniędzy np. staże i szkolenia, które w teorii statystycznie obniżają stopę bezrobocia, ale w praktyce powodują wzrost wydatków publicznych, utrwalenie negatywnych czynników kształtujących rynek pracy, a także nie powodują wzrostu produkcji przydatnych dla gospodarki dóbr i usług.
Niestety, przez ostatnie 7 lat UE zrobiła bardzo wiele by chronić rynki finansowe, ale w praktyce nie poczyniono prawie nic, by rzeczywiście uelastycznić rynek pracy, np. nie zmniejszono największych barier utrudniających legalne zatrudnienie, czyli nie zmniejszono podatków zawartych w wynagrodzeniu, a także nie zliberalizowano przepisów chroniących miejsce pracy. Niestety, im trudniej jest kogoś zwolnić, tym trudniej innym jest znaleźć pracę.
Do tego dochodzą skrajne pomysły np. wydłużenia urlopu wypoczynkowego do 35 dni w roku dla pracowników z krajów, gdzie wiek emerytalny podniesiono do 67. roku życia. Praktycznie nie zważa się na rzeczywisty wiek przejścia na emeryturę, który w całej UE oscyluje w granicach 58-62 lata. To wszystko powoduje, że gospodarka UE jest coraz mniej konkurencyjna.
Łukasz Piechowiak