Akcje brytyjskiego projektanta chipów ARM walczą o utrzymanie powyżej ceny wejścia na giełdę. Ma to miejsce zaledwie tydzień po debiucie, który okrzyknięto jednym z najważniejszych giełdowych wydarzeń tego roku.


Notowania ARM spadły w czwartek poniżej 51 dol., czyli początkowej ceny z oferty publicznej, mającej miejsce równy tydzień wcześniej. W najgorszym momencie sesji akcje spółki wyceniano na 49,85 dol., ale kurs odrobił część strat i zakończył dzień na poziomie 52,16 dol. (-1,4%).
Pierwsza publiczna oferta na akcje spółki ARM odbyła się 14 września. Jej wejście na giełdę określano jako “debiut roku” i na początku wszystko wskazywało, że faktycznie będzie on bardzo udany. Podczas IPO kurs wzrósł o 10% i zakończył pierwszy dzień notowań na poziomie 53,59 dol., czyli o 24,69% powyżej ceny otwarcia. Podczas drugiej sesji zyskiwał już 35% względem debiutu. Po dojściu do 69 dol. akcje ARM zaczęły spadać.


Brytyjska spółka weszła na Nasdaq po 7 latach poza publicznym obiegiem. Była już notowana w latach 1998-2016 na giełdzie w Londynie, do chwili jej zdjęcia po przejęciu przez japoński SoftBank. Brytyjskie władze próbowały przekonać ARM do powrotu na rodzimy parkiet. Spółka wybrała jednak Stany Zjednoczone.
Debiut spółki był przedstawiany jako bardzo ważne wydarzenie, które wybudzi ze snu amerykański rynek IPO, na którym nie działo się nic większego od końcówki 2021 roku, kiedy na Nasdaq wszedł Rivian. Producent samochodów elektrycznych sprzedał wtedy akcje za 12 mld dol., osiągając gigantyczną wycenę wysokości 66,5 mld dol.
Dlaczego miało być dobrze?
ARM powstał w 1990 r. z inicjatywy kilku firm, w tym Apple’a, z zadaniem stworzenia procesora o niskim poborze mocy do urządzeń zasilanych bateriami, co okazało się później kluczowe w telefonach komórkowych i smartfonach. Według informacji na stronie spółki 99% smartfonów na świecie wykorzystuje procesory oparte na architekturze zaprojektowanej przez ARM.
Największymi klientami spółki są Amazon, Alphabet, AMD, Intel, Nvidia, Qualcomm, Samsung oraz Apple. Decydujące znaczenie dla ARM ma jednak Arm China - spółka, w której jest mniejszościowym akcjonariuszem, będąca drzwiami do chińskiego rynku. To na nim ARM generuje 25% rocznych wpływów z tantiem i opłat licencyjnych. W prospekcie emisyjnym ARM, o którym pisał dla Bankier.pl Michał Kubicki, szacowano, że z rozwiązań zaprojektowanych przez firmę korzysta 70% ludzi na świecie.
Akcje spółki kształtującej sektor chipów można powiązać w oczywisty sposób z trendem sztucznej inteligencji. Zapotrzebowanie na mikroprocesory ma być coraz większe i według szacunków z prospektu ARM, będzie rosnąć w tempie 6,8% rocznie. Inwestorzy zwracali też uwagę, że udział w ofercie zadeklarowała część klientów ARM, w tym: Apple, Google, Nvidia, Samsung, AMD, Intel i TSMC.
Dlaczego nie jest dobrze?
Akcje ARM nie tracą w tej chwili jako jedyne. Cenowy zjazd od IPO może pogłębiać słabsza koniunktura na amerykańskich giełdach. Indeks Nasdaq stracił w ciągu ostatnich pięciu sesji ponad 5%. S&P 500 zniżkuje w tym czasie o 3,7%. Pomimo prób zwyżek w końcówce sierpnia i w drugim tygodniu września, amerykańska giełda notuje straty od chwili osiągnięcia szczytów w ostatnich dniach lipca.
Obok warunków rynkowych, na kurs ARM wpływają także sceptyczne głosy na temat spółki. W ramach IPO SoftBank sprzedał 10% swoich udziałów, czyli 95,5 mln akcji w cenie 51 dolarów za sztukę. Tym samym ARM zostało wycenione na 54,5 mld dolarów. Przy takiej kapitalizacji zestawionej z wynikami za ostatni rok fiskalny (spadek zysku netto z 676 mln do 524 mln dolarów), stosunek ceny do zysku na akcję spółki wynosi astronomiczne 104. Dla porównania w Nvidia wskaźnik ten jest tylko nieznacznie wyższy i po publikacji ostatniego raportu wynosił 105.
Z jednej strony możemy mówić więc o dużym przewartościowaniu akcji. Z drugiej ARM jest nadal “spółką kontrolowaną” z 90% udziałów w rękach jednego akcjonariusza. Wątpliwości niektórych komentatorów budzi także przyszłość zapotrzebowania na produkty spółki, która na pierwszy rzut oka powinna jawić się w jasnych barwach.
Charles Shi analityk Needham zwraca uwagę, że świat wkracza w “postsmartfonową erę”, gdzie coraz większe znaczenie będzie odgrywał internet rzeczy (IoT) oraz obliczenia o wysokiej wydajności. “W tych obszarach nie tylko istnieją realne alternatywy dla Arm, ale kontrola ekosystemu często spoczywa w rękach innych” - uważa Shi.
Analityczka Bernstein, Sara Russo, ocenia poziom docelowy dla akcji ARM na 46 dolarów. Wśród zagrożeń wymieniła m.in. konkurencję ze strony projektów półprzewodników RISC-V typu open source oraz dużą ekspozycję firmy na Chiny. Analityczka jest też sceptyczna co do prognoz spółki, mówiących o znacznym wzroście opłat licencyjnych za projekty procesorów do urządzeń mobilnych na przestrzeni najbliższych 3–4 lat.