Ministerstwo Finansów było w centrum uwagi w 2016 roku. Nowe podatki, rating, kwota wolna czy znalezienie środków na 500+. Tempo zmian zaskakiwało. Był to jeden z najbardziej zapracowanych resortów w minionym roku. Pośpiech jednak nie zawsze był tu dobrym doradcą. Przedstawiamy największe naszym zdaniem porażki ministerstwa.


5. Dymisja ministra finansów Pawła Szałamachy
Resort przy ul. Świętokrzyskiej jest jednym z najtrudniejszych dla ministrów. Brak środków na realizację wielu rządowych planów potrafi być silnym zarzewiem konfliktów w rządzie, ale także wywoływać konflikty społeczne czy strajki. Bardzo często, niezależnie od rządzącej ekipy, minister finansów jest jednym z najczęściej zmieniających się ministrów.
Tak było także i w ubiegłym roku. Po ponad dziesięciu miesiącach Paweł Szałamacha złożył rezygnację na ręce pani premier. Od 28 października tekę ministra finansów przejął wicepremier Mateusz Morawiecki, który kieruje także Ministerstwem Rozwoju. Dwa tygodnie później prezydent Andrzej Duda powołał na wniosek prezesa NBP Pawła Szałamachę na członka zarządu NBP - funkcję tę sprawuję do dzisiaj.
Powód rezygnacji Pawła Szałamachy nie został publicznie podany do wiadomości. Jednak media spekulowały, że mogło mieć to związek z ogłoszeniem kilka dni wcześniej przez Komisję Europejską informacji o wszczęciu postępowania o naruszenie przez Polskę prawa UE i nakazu KE zawieszenia podatku handlowego.
Złożenie dymisji przez Pawła Szałamachę bardzo humorystyczne pic.twitter.com/mObAStomvc
— Bartek Goduslawski (@BGoduslawski) 28 września 2016
Więcej na ten temat:
Przeczytaj także
4. Wpływy z podatku bankowego mniejsze niż zakładało MF
Zdecydowanie szybciej niż podatek handlowy udało się Ministerstwu Finansów wprowadzić podatek od niektórych instytucji finansowych, potocznie nazywany podatkiem bankowym. Potocznie, gdyż płatnikami podatku są nie tylko banki, ale także spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe, instytucje pożyczkowe oraz zakłady ubezpieczeń.
Ustawa obowiązuje już od 1 lutego, a płatnicy płacą co miesiąc 0,0366% podatku od swoich aktywów - co w skali roku daje 0,44%. Ministerstwo Finansów spodziewało się wpływu z tytułu podatku bankowego na poziomie 5,5 mld zł. Po dziesięciu miesiącach obowiązywania podatku wiadomo jednak, że wpływy będą mniejsze od spodziewanych o 2 mld zł i wyniosą około 3,5 mld zł.
Niższe wpływy z podatku bankowego mogą wynikać z dwóch zapisów znajdujących się w ustawie. Pierwszy zwalnia obligacje ministra finansów z tego podatku. Bank, który posiada je w swoich aktywach, nie wlicza ich do podstawy opodatkowania. Od stycznia bardzo wyraźnie widoczny jest wzrost posiadanych polskich obligacji przez banki w Polsce. Na początku stycznia ich wartość w rękach banków wynosiła 177 mld zł. Na koniec listopada ich wartość wzrosła o 62 mld do 239 mld zł. To wzrost o 35%. Drugi zapis mówi o sposobie wyliczania i pobierania podatku. Wylicza się go według stanu aktywów na koniec miesiąca. Może to zachęcać banki do "transferowania" swoich aktywów ostatniego dnia miesiąca, na jeden dzień, do swoich spółek córek za granicą. W ten sposób banki mogą odprowadzić mniejszy podatek.
Ustawodawca obawiał się, że koszty wprowadzenia nowego podatku banki przerzucą na swoich klientów. Dlatego w ustawie znalazł się zapis zakazujący instytucjom finansowym zmian w swoich cennikach opłat i prowizji, jeśli miałby one wynikać właśnie z podatku bankowego. Mimo to, w minionym roku widzieliśmy falę wzrostu opłat i prowizji w bankach komercyjnych. Banki jednak uzasadniały to innymi powodami, zaprzeczając, że ich działanie wynika z wprowadzenia nowej daniny.
Nie spełniły się także obawy o wynik sektora bankowego. Pomimo wprowadzenia nowego podatku banki w minionym roku, do końca października, zarobiły na czysto 12,2 mld zł. To o 730 mln zł więcej niż w tym samym okresie rok wcześniej. Natomiast przychody banków z tytułu opłat i prowizji wyniosły 13,8 mld zł, niewiele mniej niż w roku poprzednim. Wynik zaskakuje tym bardziej, że w tym samym czasie banki przelały na konto Ministerstwa Finansów ponad 3 mld zł z tytułu podatku bankowego. Może to sugerować, że banki jednak przerzuciły koszty wprowadzenia nowej daniny na Polaków.
3. Wyższa stawka VAT przez kolejne 2 lata
Ustawa o VAT zakładała, że z końcem 2016 roku stawki podatku od towarów i usług wracają do poziomów sprzed podwyżki w 2011 r. Podstawowa stawka VAT miałaby wynieść od 1 stycznia 2017 znów 22%, a preferencyjne stawki miałyby wrócić znów do 3 i 7% z obecnych 5 i 8%. Tak się jednak nie stało. I to kolejny już raz.
Początkowo podwyżka VAT w 2011 roku miała obowiązywać tylko przez trzy lata. Później ustawa mówiła, że następuje automatyczny powrót do poprzednich stawek. Jednak na powrót niższych podatków nie zdecydował się żaden rząd. Za każdym razem w Sejmie przedkładana była ustawa wydłużająca czas obowiązywania wyższych stawek.
Powrót do niższych stawek w kampanii wyborczej obiecywało Prawo i Sprawiedliwość. Także po wyborach, jeszcze w grudniu 2015 roku, Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, zapowiadał, że nie ma planów przedłużenia podwyższonej stawki VAT i stawki te automatycznie zostaną obniżone. Jednak w kwietniu minister finansów Paweł Szałamacha powiedział, że nie widzi już takiej możliwości.
Pod koniec października Ministerstwo Finansów skierowało do Sejmu nowelizację ustawy o podatku od towarów i usług, która utrzymuje podwyższone stawki podatku VAT do końca 2018 roku.
Więcej na ten temat:
Przeczytaj także
2. Podatek handlowy. A dokładniej jego brak
Pomysł podatku od wielkich supermarketów Prawo i Sprawiedliwość zapowiadało już w kampanii wyborczej. Na początku lutego pojawił się projekt ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej autorstwa Ministerstwa Finansów. Dokument od samego początku budził sporo kontrowersji. Jednym z największych zaskoczeń były różne stawki podatku w zależności od dnia, w które zawierane byłyby transakcje. Większe w soboty, niedzielę i święta. Mniejsze w pozostałe dni tygodnia.


Kontrowersji było jednak więcej, jak np. konieczność płacenia podatku za zakupy w zagranicznych sklepach internetowych, gdzie podmiotem odpowiedzialnym za ściąganie ów podatku miał być kurier lub listonosz.
Po wielu miesiącach dyskusji, a także publicznej wymiany zdań pomiędzy ówczesnym ministrem finansów Pawłem Szałamachą a szefem Komitetu Stałego Rady Ministrów Henrykiem Kowalczykiem, 15 czerwca do Sejmu wpływa niespełna trzystronicowy projekt ustawy. Kontrowersyjne zapisy znikły. Podatek miał wynieść 0,8% od przychodu ze sprzedaży do 170 mln zł miesięcznie oraz 1,4% dla miesięcznych przychodów ze sprzedaży powyżej 170 mln zł. Dwa miesiące później ustawa była już podpisana przez prezydenta, a sklepy miały zacząć płacić podatek od 1 września.
We wrześniu jednak Komisja Europejska wszczęła postępowanie o naruszenie przez Polskę prawa UE. Zdaniem Brukseli, wprowadzenie podatku handlowego mogło faworyzować małe sklepy, co może być uznane za pomoc publiczną. Tym samym Polska musiała na wniosek KE zawiesić stosowanie podatku do czasy wyjaśnienia wątpliwości przez urzędników w Brukseli. Miesiąc później Ministerstwo Finansów zwróciło się do MSZ o zaskarżenie do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej decyzji Komisji Europejskiej. A w grudniu prezydent podpisał ustawę zawieszającą podatek handlowy do 1 stycznia 2018.
Ministerstwo Finansów spodziewało się, że wpływy z podatku handlowego w 2016 do budżetu państwa wyniosą 2 mld zł. Do dziś jednak, w comiesięcznych sprawozdaniach z wykonania budżetu, to miejsce jest puste.
Więcej na ten temat:
Przeczytaj także
1. Pierwsza obniżka ratingu Polski od 1995 roku
To było dla wszystkich bardzo niemiłe zaskoczenie. 13 stycznia agencja ratingowa S&P Global Ratings wydaje komunikat, w którym obniża długoterminowy rating polskiego długu do poziomu "BBB plus" z "A minus". Agencja dodatkowo zmieniła także perspektywę ratingu z neutralnej do negatywnej. Oznaczało to, że istniało duże prawdopodobieństwo kolejnych obniżek ratingu.
Złoty gwałtownie się osłabił do wszystkich głównych walut. Rentowność polskich papierów skarbowych w kolejnych dniach zaczęła szybować w górę, szybko przekraczając poziom 3%.
Powód? "Od wygrania wyborów w październiku 2015 r., nowy rząd zainicjował różne
działania legislacyjne, które naszym zdaniem osłabiają niezależność i
efektywność kluczowych instytucji, jak wynika z naszej oceny
instytucjonalnej" – brzmi kluczowe zdanie z uzasadnienia decyzji.
To był bardzo niepokojący sygnał dla światowych inwestorów, którzy nie mają
czasu na szczegółowe śledzenie wydarzeń w kraju, a posiłkują się ocenami agencji
ratingowych. S&P dał wyraźny sygnał. Polska w długim terminie może mieć
większe problemy z obsługą długu. Na reakcję inwestorów nie trzeba było długo
czekać. W styczniu 2016 roku pozbyli się oni ze swoich portfeli inwestycyjnych
skarbowych papierów wartościowych o wartości ponad 13 mld zł. To był największy
miesięczny odpływ od początku publikowania danych przez Ministerstwo Finansów,
czyli od 2004 roku. Największą paniką wykazali się inwestorzy ze Stanów
Zjednoczonych. Z ich portfeli wyparowały obligacje o wartości 4 mld zł.
Więcej na ten temat: