Piątkowa sesja na nowojorskich giełdach przyniosła mocne spadki głównych indeksów. Oficjalnym wytłumaczeniem było podwyższenie ceł dla niektórych partnerów handlowych USA oraz kiepskie dane z amerykańskiego rynku pracy. Nie pomogły też nuklearne groźby na linii USA-Rosja.


S&P500 zakończył pierwszą sesję sierpnia na poziomie 6 238,01 punktów, co oznaczało spadek o 1,60%. Nasdaq zniżkował o 2,24%, schodząc na wysokość 20 650,13 pkt. Dow Jones oddał 1,23% i finiszował z wynikiem 43 588,58 pkt.
W rynkowych komentarzach najwięcej miejsca poświęcano nowym taryfom celnym ogłoszonym przez administrację Donalda Trumpa. Prezydent Trump solidnie przyłożył Kanadzie i Szwajcarii, choć większość głównych partnerów handlowych Ameryki otrzymała 15-procentowe stawki celne. Trudno powiedzieć, czy takie decyzje aż tak nie spodobały się rynkom, czy też wykorzystano je jako pretekst do realizacji pokaźnych zysków z poprzednich czterech miesięcy.
Nastrojów nie poprawił słabiutki raport z amerykańskiego rynku pracy. Nie poprawił, choć przecież powinien. Gdyż dzięki temu odżyły nadzieje na wrześniową obniżkę stóp procentowych w Rezerwie Federalnej. Po tak słabych „payrollsach” rynek terminowy na przeszło 80% wycenia szanse 25-punktowej redukcji stopy funduszy federalnych na wrześniowym posiedzeniu FOMC. A jeszcze dzień wcześniej wycena takiego scenariusza wynosiła niespełna 38%. Teoretycznie (ale też często w praktyce) niższe stopy dyskontowe prowadzą do wyższych wycen akcji i obligacji.
Kolejną złą wiadomością była eskalacja napięcia na linii Rosja- Stany Zjednoczone. Prezydent Trump wydał rozkaz rozmieszczenia dwóch okrętów podwodnych o napędzie nuklearnym w „odpowiednich rejonach” w reakcji na prowokacyjne groźby byłego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa. Nawet jeśli prawdopodobieństwo nuklearnej konfrontacji dwóch mocarstw atomowych jest bardzo niskie, to dla rynków finansowych oznacza to nowy, dotychczas raczej niewyceniany, czynnik ryzyka.
Ponadto inwestorzy mogą doświadczać uczucia déjà vu. To przecież dokładnie rok temu marny raport z amerykańskiego rynku pracy w połączeniu z nieco zaskakującą podwyżką stóp procentowych w Banku Japonii wywołały mały krach na rynkach finansowych. Co prawda tym razem Japończycy stóp nie ruszyli, ale podobnie jak rok temu światowe giełdy mają za sobą solidne zwyżki i część inwestorów mogła zyskać złudne poczucie bezpieczeństwa.
- Rok temu Fed schrzanił brakiem obniżki stóp w lipcu i potem musieli nadrabiać to we wrześniu (gdy obniżył stopy od razu o 50 pb. – przyp red.). Zapewne tak samo zrobią i w tym roku – powiedział Reutersowi Brian Jacobsen główny ekonomista w Annex Wealth Management.
Ponadto presji na prezesa Fed Jerome'a Powella nie przestaje wywierać prezydent Donald Trump. Po zgodnym z oczekiwaniami braku obniżki stóp na lipcowym posiedzeniu FOMC Trump nazwał Powella „upartym kretynem”. Przeciwko Powellowi wystąpiło też dwóch członków zarządu Rezerwy Federalnej, którzy w środę zagłosowali za 25-punktową redukcją stopy funduszy federalnych.
- Uważam, że podejście „wait&see” jest zbyt ostrożne i moim zdaniem nie równoważy właściwie ryzyk dla perspektyw gospodarczych, co może skutkować tym, że reakcja polityki pieniężnej będzie spóźniona - napisał w oświadczeniu Christoper Waller, jeden z dwóch lipcowych „dysydentów”. Z kolei na słabość rynku pracy zwracałą uwagę Michelle Bowman, która także chciała ciąć stopy już w lipcu.
W piątek inwestorzy wyprzedawali przede wszystkim akcje technologicznych gigantów. Notowania Amazona zanurkowały o przeszło 8% po tym, jak gigant internetowego handlu rozczarował prognozami na bieżący kwartał. Inwestorzy spodziewali się więcej po „chmurowym” biznesie Amazona (AWS). Ponad 3% straciły akcje Mety, które dzień wcześniej na fali znakomitych wyników kwartalnych urosły o ponad 11%.
Warto pamiętać, że nowojorskie giełdy mają za sobą bardzo mocy okres. Od kwietniowego dołka do lipcowego szczytu S&P500 urósł aż o 32%. Nasdaq w tym samym okresie zyskał ponad 44%. Zatem leżące na stole zyski mogą kusić do ich realizacji i do pogłębienia piątkowej przeceny. Tym bardziej, że początek sierpnia jest statystycznie słabym okresem dla amerykańskiego rynku akcji. Jakaś korekta po tak długim okresie praktycznie nieistniejącej zmienności byłaby wręcz pożądana niczym porządna ulewa po upalnym dniu.
























































