Kiepskie dane z amerykańskiego rynku pracy tym razem nie pocieszyły inwestorów. Strach przed recesją przeważył nad chciwością popartą oczekiwaniami na redukcję stóp procentowych w Rezerwie Federalnej.


Przyzwyczailiśmy się już, że nic tak nie cieszy inwestorów z Wall Street jak nieszczęście zwykłych Amerykanów w postaci rosnącego bezrobocia i realnie malejących płac. Jednak tym razem było inaczej. Nowojorskie giełdy ostro i negatywnie zareagowały na gorzej niż mizerne „payrollsy” . Nie dość, że przyrost zatrudnienia po uwzględnieniu rewizji za poprzednie dwa miesiące był praktycznie nieistniejący, to na dodatek znów w górę poszła stopa bezrobocia. W przeszłości był to ewidentny sygnał nadchodzącej do USA recesji. Czy tym razem może być inaczej?
Przeczytaj także
Piątkowa reakcja rynków finansowych była taka, że tym razem będzie raczej tak jak zwykle. S&P500 poszedł w dół o 1,84% i zakończył tydzień na poziomie 5 346,56 punktów, w ten sposób cofając się do wartości z początku czerwca.
Nasdaq zniżkował o 2,43%, finiszując z wynikiem 16 776,16 pkt. Średnia przemysłowa Dow Jonesa po utracie 1,51% znalazła się poniżej 40 000 punktów. Na piątkowej mapie rynku kolor zielony należał do rzadkości. O 0,7% podrożały akcje Apple’a, który po czwartkowej sesji pokazał lepsze od oczekiwań wyniki kwartalne. Dożyliśmy czasów, gdy Apple stał się bardziej spółką defensywną (tj. dobrze przygotowaną na gospodarczą dekoniunkturę) niż wzrostową.
Nieźle trzymał się jeszcze sektor nietrwałych dóbr konsumenckich oraz ochrony zdrowia – czyli także raczej pozycja na cięższe czasy, aniżeli zakład na szybki wzrost. Znamienny był niemal 3-procentowy wzrost kursu McDonalds’a – w końcu gdzieś trzeba się stołować nawet przy gorszej koniunkturze w gospodarce.
Po czerwonej stronie rynku szokowała blisko 9-przecena walorów Amazona. Tutaj akurat winne było rozczarowanie raportem kwartalnym oraz niezachwycająca prognoza na bieżący kwartał. Reakcja na wyniki Amazona (ale wcześniej też Microsoftu czy Qualcommu) pokazuje, jak bardzo wyśrubowane były oczekiwania inwestorów względem spółek powiązanych z sektorem AI. Nawet mocne wyniki nie wzbudzały entuzjazmu, a rezultaty poniżej konsensusu były surowo karane.
Naczelnym przykładem były tu papiery Intela, które przeceniono o zdumiewające 26%. Tak rynek ukarał fatalny raport kwartalny oraz zawieszenie wypłaty dywidendy. To ostatnie jest największą zbrodnią, jaką duża amerykańska spółka może się dopuścić względem swoich długoterminowych inwestorów. W takich przypadkach nie znają oni litości.
Przeczytaj także
Sporo działo się też w innych segmentach rynku finansowego. Po tak słabym raporcie z rynku pracy inwestorzy nasilili oczekiwania względem tegorocznych obniżek stopy funduszy federalnych. Po piątkowej sesji rynek terminowy oczekuje aż czterech lub nawet pięciu 25-puntkwocyh obniżek w Fedzie (a przypomnijmy, że do końca roku pozostają tylko trzy posiedzenia). W tym przypadku założył się już tryb paniki.
Tyle tylko, że panice tej uległ także znacznie bardziej opanowany rynek obligacji, gdzie rentowność 2-letnich Treasuries spadła o 28 pb. (do 3,88%), co w tym przypadku jest potężnym spadkiem. Dochodowość 10-letnich papierów Wuja Sama poszła w dół o blisko 18 pb., do 3,80%. Spadek rentowności o stałym kuponie sygnalizuje wzrost jej ceny rynkowej.
Mocno zniżkujące rynkowe stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych doprowadziły do skokowego osłabienia dolara w relacji do euro. Kurs EUR/USD zwyżkował o ponad 1%, co jak na standardy rynku walutowego jest bardzo dużym ruchem. W ten sposób eurodolar odrobił prawie całe lipcowe straty. Osłabiający się dolar w połączeniu ze strachem przed recesją tylko chwilowo wsparł też notowania złota, które podczas piątkowej sesji ustanowiło nowy nominalny rekord wszech czasów.