Poszło o reklamówkę radiową Lewicy i Demokratów, która w znanej już konwencji spotów lewicy zaczynała się od słów: "Słyszałem, że pies Ludwika Dorna zniszczył meble w ministerstwie, znaczy powygryzał je i słyszę, że marszałek nie płaci za zniszczone publiczne mienie". Ludwik Dorn zapewnił przed sądem, że jego pies żadnych mebli w budynkach MSWiA "nie zniszczył, nie pogryzł, ani nie zeżarł" oraz że nikt w związku z tym nie żądał od niego pieniędzy za rzekome zniszczenia. Marszałek Sejmu podkreślił, że Saba mieszkała w rezydencji mieszkalnej MSWiA, razem z nim i jego żoną. A tam - jak mówił Dorn - meblowa tapicerka już wcześniej była mocno wytarta i też nikt nigdy nie posądzał o to Saby.
W związki z takimi nieprawdziwymi - jak mówi Dorn - informacjami, żąda on od LiD-u przeprosin. Z kolei zdaniem adwokatów Lewicy i Demokratów informacje podane w reklamówce to nie twierdzenia, a cytaty z tygodnika "Wprost", który dwukrotnie pisał o zeżartych przez Sabę meblach i nigdy się z tych publikacji nie wycofał. Zamieścił jedynie list-sprzeciw rzecznika prasowego marszałka. Adwokaci LiD-u podkreślają też, że ważne jest, czy chodzi o meble w rezydencji mieszkalnej, czy w gabinetach MSWiA. Reklamówka miała bowiem - jak twierdzi LiD - zwrócić uwagę wyborców na ogólną tendencję marszałka Ludwika Dorna, który wprowadza swojego psa do budynków publicznych.
Źródło:IAR