Otwarte Fundusze Emerytalne znalazły się pod ostrzałem. Same go zresztą sprowokowały skandaliczną propozycją ograniczonej czasowo emerytury. Okazję postanowił wykorzystać rząd, aby przygotować opinię publiczną do demontażu II filaru.
Za miesiąc miną 2 lata, od kiedy OFE przykręcono kurek z pieniędzmi. Był to precedens, który może teraz uzasadnić dalszą rozbiórkę systemu. Intencje Ministerstwa Finansów są jasne - pieniędzmi emerytów zgromadzonymi w funduszach można załatać bieżący deficyt, tak jak zrobiono to na Węgrzech.
Podkładka z Ministerstwa Pracy
![]() | » Kiedy upadnie mit OFE? |
Absurd polega na tym, że OFE kupują za pieniądze podatników dług, który - z odsetkami - podatnicy będą musieli wykupić w przyszłości. I jeszcze OFE pobierają za to prowizję. Biorąc pod uwagę, że około połowa pieniędzy w funduszach emerytalnych leży w obligacjach i bonach wyemitowanych przez Skarb Państwa, Ministerstwo Finansów odruchowo dąży do wyeliminowania tej patologicznej sytuacji.
Łukasz Piechowiak: nagonka na OFE to odwrócenie uwagi od ZUS-u
Z punktu widzenia zarządzającego OFE, który ogranicza ryzyko inwestycyjne, kupowanie bezpiecznych obligacji państwowych jest naturalne. Ale już z punktu widzenia całego systemu, w którym gwarantem emerytury jest państwo, jest to paradoksem. Warto byłoby to zmienić. Niepokoi jednak trochę styl, w jakim rząd dobiera się do OFE.
Czarny PR z urzędu
Fundusze skarżą się, że są ofiarami negatywnej propagandy. Jest w tym sporo prawdy, bo jak inaczej wyjaśnić wrzutki do mediów, takie jak dzisiejsze dane o zarobkach szefów OFE, które wyciekły z KNF? Do wyobraźni Kowalskiego bardziej przemawia pozornie astronomiczne wynagrodzenie 53 tys. zł miesięcznie, jakie przeciętnie dostaje członek zarządu, niż liczone w miliardach kwoty, którymi fundusze zarządzają. Epatowanie pensjami szefów OFE to nie jest argument w debacie o emeryturach, ale cios poniżej pasa i sztuczka socjotechniczna.
Towarzystwa emerytalne są obecnie taką samą ofiarą ofiarą zaplanowanej i zorganizowanej negatywnej kampanii wizerunkowej, jaką urzędy uderzały wcześniej w parabanki i SKOK-i. W każdym z tych przypadków jest to urabianie opinii publicznej pod nadchodzące zmiany w prawie, które podporządkują kolejny sektor kontroli rządu.
Niepopularny wariant węgierski
Czy pieniądze powinny zostać w OFE, czy trafić do ZUS-u? Na to pytanie opinia publiczna nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć. Z jednej strony Polacy nie cierpią towarzystw emerytalnych za prowizje, przymus, słabe wyniki, nieprzejrzyste zasady działania i brak reguł wypłat świadczeń. Z drugiej strony nie cierpią rządu i ZUS-u, tak dla zasady. Żadne rozwiązanie nie gwarantuje wysokiej i pewnej emerytury: w OFE jest to ryzyko inwestycyjne, w ZUS-ie zaś demograficzne i budżetowe.

Z ankiety przeprowadzonej w poniedziałek w portalu Bankier.pl wynika, że prawie 1/3 ankietowanych popiera nacjonalizację środków zgromadzonych w OFE. Dwa razy więcej osób jest temu przeciwne. Nie jest to równoznaczne z tym, że ankietowani pozytywnie oceniają fundusze emerytalne. Raczej powszechna jest obawa, że środki przetransferowane na przyszłe emerytury rząd wyda na bieżące wydatki, a problem luki kapitałowej zostawi przyszłym pokoleniom.
O tym, co kryje się pod pojęciem "bieżące wydatki", zdecyduje roztropność rządzących. Jeżeli będą to Inwestycje Polskie, wkład własny do funduszy unijnych, finansowanie projektów infrastrukturalnych lub redukcja deficytu (byle nie wyłącznie na papierze), pieniądze emerytów nie zostaną zmarnowane. Gorzej, jeżeli środki te zostaną przejedzone w wydatkach socjalnych, nieskutecznych programach aktywizacyjnych, podwyżkach i wzroście zatrudnienia w budżetówce.
Z dobrym OFE jak z mężczyzną - musi zarabiać
![]() | » OFE: dramat w trzech aktach |
Możliwość inwestowania za granicą powinna być większa, aby sztucznie nie pompować cen polskich akcji. Zarządzający funduszami powinni być lepiej motywowani do osiągania wyższych stóp zwrotu, na przykład przez powiązanie ich wynagrodzenia z wynikami. Fundusze emerytalne powinny zarządzać mniejszym kapitałem, ale inwestować go agresywniej - przeważająca, bezpieczna część składowa emerytury i tak pochodzi z ZUS-u.
Jarosław Ryba
Bankier.pl
j.ryba@bankier.pl