W Tajlandii protestujący weszli do siedziby rządu. Władze zezwolily na to, żeby - jak mówią - "zmniejszyć napięcie między demonstrantami i policją". W Tajlandii od kilku dni trwają antyrządowe protesty. Ich przywódcy dali władzom 48 godzin na dymisję premier Yingluck Shinawatry i wyrażenie zgody na powołanie tak zwanego parlamentu ludowego. Miałby on sprawować władzę po rozwiązaniu dotychczasowego parlamentu - do czasu rozpisania nowych wyborów. Premier stanowczo odrzuca żądania opozycji.
Jak relacjonują świadkowie, demonstranci, którzy weszli do budynku rządu, robią sobie tam zdjęcia i gwiżdżą. Na miejscu jest 20 funkcjonariuszy - policjantów i żołnierzy.
Przez wczorajszy dzień demonstranci blokowali dzielnicę rządową oraz paraliżowali pracę kilku ministerstw. Do ich rozpędzenia władze wysłały na ulice 20 tysięcy funkcjonariuszy. Policjanci użyli gumowych kul, gazu łzawiącego i armatek wodnych.
telergraph.co.uk &AFPang/IAR/dw/dyd