Giełda w Szanghaju zmierza ku trzeciej spadkowej sesji z rzędu, a parkiet w Hongkongu notuje stratę szósty raz z rzędu. Pod koniec kwietnia azjatyckie indeksy osiągnęły wieloletnie maksima.



Na godzinę przed zakończeniem sesji indeks Shanghai Composite zniżkował o 1,9%. W środę szanghajska giełda straciła 1,6%, a we wtorek aż 4,06%. Od początku miesiąca chiński parkiet osunął się łącznie o 6,6% po tym, jak pod koniec kwietnia ustanowił 7-letnie maksimum.
W ten sposób roczna stopa zwrotu z indeksu Shanghai Composite zmalała z przeszło 120% do 106,5%. Hossa – a właściwie spekulacyjna bańka – w Szanghaju pompowana jest przez miliony początkujących inwestorów indywidualnych skuszonych imponującymi zwyżkami z ostatnich miesięcy i zniechęconych do przegrzanego rynku nieruchomości oraz nisko oprocentowanych lokat bankowych.
„Jeszcze trochę takich spadków i niektórzy z tych milionów inwestorów indywidualnych, którzy ostatnio weszli na rynek, zaczną się zastanawiać, czy naprawdę mają gwarancję zarobienia 30-40% rocznie” – nie bez pewnej złośliwości skomentowali wydarzenia w Szanghaju analitycy Rabobanku.
Spadki nie były domeną jedynie rozgrzanego do czerwoności rynku w Szanghaju. Połączona z nią giełda w Hongkongu zniżkowała o 0,7%, zmierzając w stronę szóstej spadkowej sesji z rzędu. Pod koniec kwietnia Hang Seng ustanowił 7-letnie maksimum. W Tokio indeks Nikkei225 tracił 1,2%, a tajwański Taiex spadał o 1,16%.
K.K.