REKLAMA
»

Sąd zadecyduje o legalności dekretu Trumpa

2017-02-07 06:11
publikacja
2017-02-07 06:11

Federalny Sąd Apelacyjny w San Francisco rozpatrzy we wtorek legalność antyimigracyjnego dekretu prezydenta Donalda Trumpa. Adwokaci obu stron będą mogli telefonicznie przedstawić swoje stanowiska za i przeciw utrzymaniu w mocy tego dekretu.

fot. REUTERS/Jonathan Ernst/File Photo / / FORUM

Każda ze stron będzie miała 30 min na przedstawienie swojego stanowiska. Federalny Sąd Apelacyjny na 9. Okręg - z siedzibą w - San Francisco ma opinie jednego z najbardziej lewicowych sądów w strukturze sądownictwa Stanów Zjednoczonych. Sąd obecnie jest złożony z dwóch sędziów nominowanych przez prezydentów z Partii Demokratycznej i jednego mianowanego przez republikańskiego prezydenta George'a Busha.

Batalia prawna rozpoczęła się 27 stycznia kiedy prezydent Donald Trump wydał rozporządzenie wykonawcze, w którym bezterminowo wstrzymał imigrację z Syrii oraz tymczasowo na okres 90 dni z 7 krajów zamieszkiwanych przez muzułmańską większość. Pośpiesznie i zdaniem krytyków Trumpa niekompetentnie wprowadzony w życie dekret spowodował falę protestów w Stanach Zjednoczonych i chaos na amerykańskich lotniskach.

W amerykańskich sądach różnych instancji przeciw rozporządzeniu Trumpa złożono ponad 20 pozwów i petycji. Jeden taki wniosek o unieważnienie dekretu Trumpa złożyły władze stanu Waszyngton i stanu Minnesota. Władze tych dwóch stanów argumentowały, że antyimigracyjne rozporządzenie Trumpa dyskryminuje muzułmanów, co jest niezgodne z konstytucją. Poza tym wskazały, że rozporządzenie spowodowało zakłócenia w działalności przedsiębiorstw mających swoje siedziby w ich stanach i tym samym straty finansowe spowodowane spadkiem wpływów podatkowych. Dodatkowo rozporządzenie przyczyniło się do rozbicia rodzin i spowodowało, że studenci i uczniowie, nie mogli wrócić do szkół i uczelni, które mają siedziby w tych dwóch stanach.

Wniosek władz stanowych poparło 97 amerykańskich firm, głównie z sektora technologii informatycznych, w tym tacy giganci tego sektora jak Apple, Facebook, Google i Microsoft. Wniosek o unieważnienie dekretu Trumpa poparło także kilku byłych dygnitarzy rządowych w tym b. sekretarz stanu John Kerry, były dyrektor CIA i sekretarz obrony Leon Panetta oraz była sekretarz stanu Madeleine Albright. Zdaniem tych byłych funkcjonariuszy rządowych nie ma żadnych względów bezpieczeństwa, które dyktowałyby wydanie dekretu wstrzymującego imigrację z krajów muzułmańskich

Adwokaci Departamentu Sprawiedliwości argumentowali z kolei, że przedstawiona przez te dwa stany lista wyrządzanych strat, ma charakter czysto spekulatywny. Rządowi adwokaci podkreślali, że to prezydent, a nie sądy, odpowiedzialny jest za bezpieczeństwo granic, zatem prezydent powinien decydować, kto ma otrzymać wizę i prawo do wjazdu na terytorium Stanów Zjednoczonych.

Po rozważeniu argumentów stron, w ubiegły piątek sędzia okręgowego sądu federalnego w Seattle, w stanie Waszyngton, James Robart, zawiesił tymczasowo obowiązywanie antyimigracyjnego dekretu - Trumpa. Prezydent Trump określił na Twitterze decyzję tzw. sędziego jako oburzającą.

Zawieszenie ważności prezydenckiego dekretu przez sędziego Robarta umożliwiło wjazd do Stanów Zjednoczonych pewnej liczby uchodźców z Syrii i z 7 muzułmańskich krajów, którzy w momencie wydania dekretu Trumpa posiadali już amerykańskie wizy wjazdowe.

Adwokaci Departamentu Sprawiedliwości odwołali się od decyzji sędziego Robarta do federalnego Sądu Apelacyjnego w San Francisco, prosząc o natychmiastowe unieważnienie tej decyzji i tym samym utrzymanie w mocy dekretu Trumpa.

Podczas weekendu sędziowie Sądu Apelacyjnego poprosili Departament Sprawiedliwości o przedstawienie dodatkowych materiałów, a po ich otrzymaniu wyznaczyli we wtorek telefoniczne posiedzenie.

Sąd Apelacyjny może podtrzymać decyzję sędziego Robarta, albo ją uchylić. Może też sprawę skierować do sądu okręgowego do ponownego rozpatrzenia. Trzech sędziów sądu apelacyjnego może ponadto odrzucić wniosek rządowy jako bezpodstawny i wykraczający poza kompetencje sądu.

Przegrana strona ma prawo odwołania się od wyroku. Wielu ekspertów nie wyklucza więc, że rozstrzygnięcie tego pierwszego poważnego sporu kompetencyjnego od objęcia urzędu prezydenta przez Donalda Trumpa odbędzie się przed Sądem Najwyższym.

Federalni biurokraci niechętni Trumpowi

Rząd federalny zatrudnia ok. 2,8 mln pracowników (nie wliczając sił zbrojnych) i jest największym pracodawcą w Stanach Zjednoczonych.

Większość pracowników federalnych, z wyjątkiem nielicznych osób zawdzięczających swoje stanowiska nominacjom politycznym, jest zatrudniona zgodnie przepisami o służbie cywilnej. Regulacje te, m.in. zapobiegają zwolnieniu z pracy z powodów politycznych.

Konserwatywny komentator i adwokat Jay Sekulow nazywa tę armię federalnych urzędników czwartą władzą. Ta rzesza, w większości niechętnych Trumpowi, biurokratów - zdaniem zwolenników nowego prezydenta - torpeduje obecnie plany administracji Trumpa. Dlatego Republikanie w Kongresie coraz głośniej domagają się reformy systemu służby cywilnej.

Nie bez znaczenia jest fakt, że Trump od początku był niepopularny wśród pracowników rządu federalnego. Jak wykazały przeprowadzone przez dziennik "The Hill" badania składek na fundusz wyborczy aż 95% wpłat pracowników federalnych trafiło do funduszu wyborczego Hillary Clinton. Hillary Clinton wygrała z Trumpem w Waszyngtonie i w zamieszkiwanych przez pracowników federalnych przedmieściach amerykańskiej stolicy w stanach Wirginia i Maryland uzyskując 87 % głosów.

Prezydent Trump, w wywiadzie udzielonym telewizji Fox News, oskarżył odpowiedzialnością za liczne przecieki - w tym ujawnienie szczegółów jego rozmów telefonicznych z premierem Australii i prezydentem Meksyku - lojalistów Obamy i zapowiedział zastąpienie ich swoimi ludźmi.

Przykładem blokowania zarządzeń Trumpa przez urzędników federalnych, jest - zdaniem Republikanów - zachowanie byłej p.o. prokuratora generalnego (ministra sprawiedliwości) Sally Yates, która poleciła adwokatom zatrudnionym przez Departament Sprawiedliwości, aby nie występowali w sądach w obronie dekretu Trumpa o bezterminowym wstrzymaniu imigracji z Syrii i tymczasowym wstrzymaniu imigracji z siedmiu państw zamieszkiwanych przez muzułmańską większość.

Trump w reakcji na wydanie przez Sally Yates tych instrukcji zwolnił ją dyscyplinarnie za niesubordynację.

Yates pracowała w administracji Baracka Obamy. Trump pozostawił ją na stanowisku p.o. szefa resortu sprawiedliwości do czasu zaprzysiężenia nowego szefa tego resortu. Nominowany na to stanowisko Jeff Sessions do tej pory jednak nie został zatwierdzony przez Senat z powodu obstrukcyjnej taktyki senatorów z Partii Demokratycznej.

Równie gniewną reakcję Trumpa wzbudziły protesty zatrudnionych w Departamencie - Stanu dyplomatów na wydanie przez nowego prezydenta antyimigracyjnego dekretu. Kilkunastu wysokiego szczebla urzędników Departamentu Stanu złożyło w ramach protestu rezygnację. Według "The Hill" setki pracowników Departamentu Stanu wyraziło swój sprzeciw wobec rozporządzenia Trumpa podpisując memorandum w tej sprawie.

Polityka Trumpa i jego rozporządzenia, spotkały się z podobnymi, mniej lub bardziej otwartymi, protestami pracowników Agencji Ochrony Środowiska (EPA), której budżet jest zagrożony z powodu projektowanych przez Trumpa drastycznych cięć oraz funkcjonariuszy Narodowej Służby Parków (National Park Service). Przedstawiciele nowej administracji mieli ich nakłaniać do zawyżania liczby uczestników inauguracji prezydentury Trumpa.

tzach/ jm/

Źródło:PAP
Tematy
Konta firmowe bez ukrytych opłat. Sprawdź najnowszy ranking
Konta firmowe bez ukrytych opłat. Sprawdź najnowszy ranking

Komentarze (3)

dodaj komentarz
~ec
wszędzie przekupiony przez .ydostwo wymiar sprawiedliwości zasługuje wyłącznie na zaoranie i pogrzebanie
~ctd
Trump to jest jakiś telenowelowy eksperyment. Kłamie i załatwia swoje interesy i to swoje, a nie USA. Nami wyborców obietnicami nie do spełnienia, żadne proste stanowiska pracy dobrze opłacane nie powstaną, bo wysokość wynagrodzeń wynika z wysokich technologii. Ci potomkowie linii produkcyjnych z Detroit będą nadal mieszkać w Trump to jest jakiś telenowelowy eksperyment. Kłamie i załatwia swoje interesy i to swoje, a nie USA. Nami wyborców obietnicami nie do spełnienia, żadne proste stanowiska pracy dobrze opłacane nie powstaną, bo wysokość wynagrodzeń wynika z wysokich technologii. Ci potomkowie linii produkcyjnych z Detroit będą nadal mieszkać w przyczepach, bo nikt na świecie nie kupi iPhona za 5000 USD ani Dodge sedan za 200.000 USD tylko dlatego, że robotnik ma mieć pensję jak za czasów Henry Forda.
~Ehhh
Nóz w plecy prezydenta.I skąd my to znamy.Walka z cwanym lewactwem będzie długa,a tymczasem zielone ludziki zameldują się w zniewieściałej Unii

Powiązane: Stany Zjednoczone/USA

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki