Ministerstwo Finansów chce zlikwidować tzw. pierwszy próg ostrożnościowy. Tylko po to, aby rząd mógł znowelizować tegoroczny budżet, zwiększając deficyt i dług publiczny.

Źródło: iStockphoto/Thinkstock
Na pozór wszystko jest pięknie i ładnie. Ministerstwo Finansów w trosce o stabilność finansów Rzeczypospolitej proponuje, aby ustawowo ograniczyć tempo wzrostu wydatków państwa. Autorzy „Projektu założeń projektu ustawy o zmianie ustawy o finansach publicznych” szczerze przyznają, że „obowiązujący dotychczas zestaw reguł okazał się niewystarczający do zapewnienia dyscypliny fiskalnej” i że „nierównowaga finansów publicznych w Polsce ma charakter trwały”. „W konsekwencji nawet w latach wysokiego wzrostu gospodarczego wynik sektora instytucji rządowych i samorządowych był ujemny” – czytamy w uzasadnieniu zmian. Czyli o pomimo licznych „reguł” i łatania dziur budżetowych coraz wyższymi podatkami mamy za sobą 20 lat permanentnego deficytu i narastania długu.
![]() | »Finansowe perpetuum mobile |
Stabilizacja poprzez wzrost wydatków
„Stabilizująca reguła wydatkowa” zakłada, że tempo wzrostu wydatków sektora finansów publicznych zostanie ograniczone formułą: prognozowana inflacja plus średnia realna dynamika PKB za 8 lat (6 lat wstecz i 2 lata prognozy) minus korekta zależna od parametrów fiskalnych. Nowa reguła ma zostać wprowadzona jako nowelizacja ustawy o finansach publicznych i będzie obowiązywać już przy konstruowaniu budżetu na rok 2014.
Pomysł nie byłby taki zły, gdyby nie fakt, że nowa reguła „stabilizująca” ma zastąpić obecnie obowiązującą „regułę dyscyplinującą”, zwaną I progiem ostrożnościowym. Obecnie, gdy dług publiczny przekracza 50% produktu krajowego brutto (PKB), rząd ma obowiązek przedstawić budżet, w którym relacja deficytu do dochodów budżetowych nie może być wyższa niż w roku poprzednim. To ważna reguła, ograniczająca swobodę rządu w wydawaniu pieniędzy pożyczonych na koszt społeczeństwa.

Podatkowy rozkład jazdy i wskaźniki kadrowo-płacowe na 2023. Ściąga dla przedsiębiorcy
Od stycznia 2023 r. zmieniły się wskaźniki kadrowo-płacowe. Prezentujemy najważniejsze zmiany. I zachęcamy do pobrania pliku pdf. Pobierz e-book bezpłatnie lub kup za 20 zł.
Masz pytanie? Napisz na marketing@bankier.pl
Niestety, w ostatnich latach ta reguła była regularnie omijana. Minister Rostowski imał się różnych sztuczek księgowych, aby tylko ukryć wysoki deficyt i szybko rosnący dług publiczny, np. w Krajowym Funduszu Drogowym. W rezultacie relacja długu publicznego do PKB według metodologii krajowej wyniosła 52,7% na koniec 2012 roku. Ale już liczona według kryteriów unijnych (czyli eliminujących wpływ kreatywnej księgowości MF) sięgnęła 55,6%. Oznacza to Polska przekroczyła nie tylko pierwszy, ale też drugi próg ostrożnościowy. Dlatego już w 2013 roku rząd miał obowiązek przestawić budżet bez deficytu lub zakładający spadek relacji długu do PKB.
Jak zatrzymać wzrost zadłużenia?
W ostatnich latach wszystkie reguły mające stabilizować finanse publiczne okazały się nieskuteczne. Od początku 2008 roku dług publiczny Polski wzrósł niemal dwukrotnie, sięgając blisko 900 mld złotych, czyli ok. 23.800 złotych na mieszkańca. Przy słabszej koniunkturze gospodarczej rząd nie potrafił zatrzymać wzrostu tzw. wydatków sztywnych i w rezultacie dziura budżetowa rokrocznie przekraczała 3% PKB, a zadłużenie państwa zaczęło niebezpiecznie szybko zbliżać się do konstytucyjnej bariery 60% PKB.
Bez drastycznych zmian w sposobie wydawania publicznych pieniędzy nie uda się zatrzymać wzrostu zadłużenia. A już na pewno nie zrobi tego nowa reguła, która zostawia ministrowi finansów mnóstwo furtek do zwiększenia wydatków. Przykładowo, przy prognozowanej dynamice PKB niższej niż 3,5% i oczekiwanej inflacji rzędu 2,5% rząd mógłby założyć wzrost wydatków aż o 6%, co skutkowałoby dalszym narastaniem długu publicznego.
Teoretycznie nowa reguła ma „stabilizować finanse publiczne w średnim terminie”. Tyle że dla rządu nie od dziś najważniejszy jest termin ograniczany 4-letnim horyzontem cyklu wyborczego. Nietrudno przejrzeć zamiary ministra finansów, który zastępuje dotychczasowy próg oszczędnościowy nową „regułą stabilizacyjną” głównie po to, aby zgodnie z prawem znowelizować tegoroczny budżet, zwiększając deficyt budżetowy.
Bazując na nierealnych założeniach, rząd przeforsował budżet z 35,6 mld zł deficytu i niemal 299,4 mld zł planowanych dochodów, w którym deficyt miał stanowić 11,9% dochodów. Już wtedy większość ekonomistów ostrzegała, że takiego wyniku nie uda się zrealizować. Po danych za pierwsze cztery miesiące 2013 roku widać, że w kasie państwa zabraknie przynajmniej 50 mld zł, a wpływy podatkowe będą o 20 miliardów niższe od zaplanowanych. Taka nowelizacja oznaczałoby wzrost relacji deficytu do dochodów, czego obecnie zabrania ustawa o finansach publicznych. Wprowadzając „regułę stabilizującą” zamiast dyscyplinującej, rząd mógłby przeforsować wyższy deficyt i w konsekwencji wyższy dług publiczny.
Taktyczna dezinformacja
– Stabilizująca reguła wydatkowa ma na celu stabilizowanie sektora finansów publicznych - nie tylko budżetu państwa, ale całego sektora – powiedział główny ekonomista Ministerstwa Finansów Ludwik Kotecki. Lecz pan Kotecki nawet się nie zająknął, że w tym i przyszłym roku nowa reguła pozwoli na znaczący wzrost deficytu budżetowego.
W mojej ocenie poważne wątpliwości budzi też sposób przedstawienia projektu. Przedstawiciele MF dużo mówią o zaletach nowej reguły wydatkowej, zupełnie nie wspominając o planach wykreślenia z ustawy pierwszego progu ostrożnościowego. Tekstu projektu przesłanego do „konsultacji społecznych” próżno też szukać na stronach internetowych Ministerstwa. Projekt nowelizacji dostępny jest tylko w witrynie Rządowego Centrum Legislacji.
To nie pierwszy raz, gdy ekipa Jacka Rostowskiego majstruje przy regulacjach dotyczących długu publicznego, który za jego kadencji uległ podwojeniu. Rząd chce nas nadal zadłużać, osłabiając normy ostrożnościowe i ukrywając zadłużenie państwa. Za wzrost długu publicznego wszyscy zapłacimy w postaci wyższych podatków, które przyjdzie nam zapłacić, gdy relacja długu do PKB osiągnie konstytucyjną barierę 60%.
Krzysztof Kolany
Główny analityk Bankier.pl