REKLAMA

Rynek walutowy 2003: Słaby rok złotego

2004-01-19 02:59
publikacja
2004-01-19 02:59
W minionym roku pojawiły się oznaki, że polska gospodarka wychodzi ze stagnacji. Jednak aby udało się zmniejszyć bezrobocie i zniwelować różnice, jakie nas dzielą w porównaniu do krajów UE rząd musi zrobić wszystko aby zrost gospodarczy okazał się trwały.

Najlepszą miarą siły naszej waluty jest tzw. odchylenie złotego od dawnego parytetu. Oddaje ono realną siłę krajowej waluty w stosunku do koszyka walut, którego 55 proc. stanowi EUR, a 45 proc. USD. Jeszcze w styczniu 2003 r. odchylenie wyniosło -8,5 proc. po mocnej stronie. Jednak w drugiej połowie roku odchylenie wyraźnie przeszło na słabą stronę i pod koniec października sięgnęło poziomu +3 proc. Kurs EUR/PLN, który jeszcze w styczniu wynosił ok. 4 złotych wzrósł o ponad 70 gr i 31 października osiągnął najwyższy poziom w historii, tj. 4,7206. Cena dolara do złotego poruszała się w tym czasie w szerokim przedziale 3,65 - 4,10, jednak w skali roku nie ulegała większej zmianie. Kurs USD/PLN, który 2 stycznia 2003 r. wynosił ok. 3,8200 na początku grudnia znalazł się na tym samym poziomie.



Prorok Kołodko

Złoty na wartości zaczął tracić już w styczniu. Inwestorów do wyprzedaży krajowej waluty zachęciły wypowiedzi ówczesnego ministra finansów Grzegorza Kołodki, że „kurs złotego jest zdecydowanie nadwartościowy”, oraz że „będzie on z czasem ulegał osłabieniu, przy czym działania rządu będą ten kierunek wspomagały”. Kołodko nawoływał również banki, firmy i osoby fizyczne do osłabienia złotego poprzez zakupy euro i dolarów, agrumentujac to tym, że ich ceny nie będą już dalej spadać. Kilkanaście dni wcześniej, tuż przed sylwestrem 2002 minister gościł w Zakopanem. Przebywając na jednej ze sztuk w teatrze im. Stanisława Ignacego Witkiewicza usłyszał od dyrektora tej placówki życzenia udanej naprawy finansów publicznych. Cóż, z perspektywy czasu można śmiało powiedzieć, że finansów naprawić się nie dało. Wydarzyło się jednak coś zupełnie innego. Grzegorz Kołodko stracił stanowisko. Można powiedzieć, że w zamian można go tytułować prorokiem polskiego rynku walutowego. Gdy wygłaszał swoje prognozy niektórzy analitycy pukali się w czoło. Jednak w krótkim czasie okazało się, że jego przewidywania spełniły się z nawiązką. Ten, kto za namową ówczesnego ministra kupił dolary nie stracił, a jeśli nabył euro, to rok 2003 może naprawdę zaliczyć do niezwykle udanych pod względem inwestycji finansowych. Grzegorz Kołodko jak zaklęty powtarzał, że kurs EUR/PLN powinien wynosić 4,35. Jego przepowiednie sprawdziły się ze znaczną nawiązką. Skuteczne „doradztwo finansowe” nie było jedynym, spektakularnym wyczynem Grzegorza Kołodki. Zakładając 3,5-proc. wzrost gospodarczy w skali roku był on wyśmiewany za swój optymizm niemal przez wszystkich, począwszy od analityków i ekonomistów, a skończywszy na zwykłych obywatelach i tak naprawdę chyba nawet kolegów z rządu. Jak się okazało, czas zweryfikował poglądy niedowiarków. Obecnie zanosi się na to, że nieprawdopodobne 3,5 proc. PKB zostanie jednak osiągnięte.



Polityka stresowała złotego

Warto zastanowić się co mogło skłonić inwestorów do tak drastycznego zmniejszenia zaangażowania w naszej walucie? Nie da się ukryć, że najważniejszym czynnikiem mającym wpływ na wyprzedaż złotówek w ciągu ostatniego roku były przede wszystkim obawy uczestników rynku, w tym przede wszystkim dużych, zagranicznych instytucji finansowych o stan finansów naszego państwa oraz o coraz bardziej napiętą sytuację na krajowej scenie politycznej.

Początek roku upłynął pod znakiem rekonstrukcji rządu, a następnie rozpadu koalicji z PSL-em. Potem doszło do tego silne zaognienie stosunków na linii Rada Polityki Pieniężnej - rząd. Rada krytykowała rozwiązania w sferze finansów publicznych proponowane przez Grzegorza Kołodkę i mówiła stanowcze „NIE” próbom wykorzystania na potrzeby budżetu części rezerwy rewaluacyjnej. Zarówno minister finansów, jak i premier nie pozostawali dłużni i ostro atakowali RPP. Do coraz silniejszego tarcia zaczęło dochodzić również pomiędzy ministrami Kołodką i Hausnerem. Dwaj szefowie resortów rozpoczęli prawdziwą wojnę podjazdową pod hasłem „czyj program naprawy finansów publicznych jest lepszy?”. Dodatkową nerwowość na rynku wzbudziła także sprawa „wojny na górze” pomiędzy prezydentem, a premierem. Ci, którzy liczyli na to, że wygrane referendum unijne wpłynie pozytywnie na złotego srogo się zawiedli. Choć frekwencja w głosowaniu wyniosła 58,85 proc., a za przystąpieniem do UE opowiedziało się 77,45 proc. biorących w nim udział, fakt ten nie zdołał pomóc naszej walucie. Tak jak prognozowano po czerwcowym referendum nastąpiła ogromna wręcz eksplozja napięcia na scenie politycznej. Różnica zdań pomiędzy ministrami Grzegorzem Kołodką i Jerzym Hausnerem dotycząca planu naprawy finansów państwa zakończyła się dymisją tego pierwszego. Fotel ministra finansów zajął mało znany Andrzej Raczko, a minister gospodarki, pracy i polityki społecznej został wicepremierem. Przejęcie steru nad polską gospodarką przez Jerzego Hausnera nie uspokoiło rynku. 23 czerwca negatywny wyraz prowadzonej przez polski rząd polityce budżetowej dała agencja Standard & Poor's, która obniżyła perspektywy dla ratingów dla Polski ze stabilnej na negatywną.



Zaszkodziły Węgry

Choć wydaje się to wręcz niemożliwe, druga połowa roku przyniosła jeszcze większy wzrost napięcia. Emocje na rynku sięgnęły zenitu. Inwestorzy masowo wyprzedawali zarówno złotówki, jak i obligacje skarbowe. Działania rządu z sferze naprawy finansów publicznych lub, jak kto woli ich brak, krytykowali już chyba wszyscy. Począwszy od największych światowych agencji ratingowych, poprzez członków Rady Polityki Pieniężnej, a skończywszy na analitykach i ekonomistach zagranicznych i krajowych instytucji finansowych. Na rynku pojawiły się pogłoski o tym, że niepokój o rosnący deficyt budżetowy i coraz wyższy poziom długu może już niedługo doprowadzić do obniżenia oceny polskiego długu. Mówiono o tym, że na taki krok może zdecydować się agencja Standard & Poor's. Plotki znalazły swoje ujście 5 września, kiedy to agencja ta oficjalnie ostrzegła, że może być zmuszona do podjęcia takich kroków, jeśli rząd nie podejmie się reform fiskalnych.

Przyjęty przez rząd 27 września projekt budżetu został ostro skrytykowany zarówno na rynku, jak i przez RPP oraz w Sejmie przez większość partii opozycyjnych. Rynek bardzo nerwowo reagował także na fakt ciągłego braku przedstawienia przez rząd średniookresowego planu redukcji wydatków budżetowych w latach następnych. Do jego przyjęcia doszło dopiero 8 października i wcale nie poprawiło to nastrojów wśród inwestorów. Na rynku w pewnym momencie zaczęto się nawet obawiać, że mogą pojawić się kłopoty z płynnością budżetu już w bieżącym roku.

Innym czynnikiem, który również miał znaczny wpływ na spadek sentymentu dla złotego w ciągu całego roku 2003 była bardzo napięta sytuacja na rynku węgierskiego forinta. Podejmowane przez tamtejszy bank centralny i rząd działania były co najmniej mało spójne i były bardzo źle odbierane przez inwestorów. Na początku roku władze Węgier podejmowały działania, łącznie z obniżkami stóp procentowych mające na celu wyhamowanie wzmacniającej się krajowej waluty. Na przełomie maja i czerwca początkowo porzuciły interwencje, potem zdewaluowały forinta, następnie wielokrotnie podnosząc stopy, interweniowały w drugim kierunku. Tym razem starając się go wzmocnić.

Czekając na nową RPP

Końcówka roku przyniosła wyhamowanie przeceny naszej waluty. Złoty odrobił część poniesionych wcześniej strat, powrócił w okolice parytetu i tam się ustabilizował. Naszej walucie tylko chwilowo i w niedużym stopniu zdołała zaszkodzić informacja (5 listopada) agencji Standard & Poor's o obniżeniu długoterminowego ratingu Polski w lokalnej walucie do „A-„. Agencja ta utrzymała pozostałe ratingi na niezmienionym poziomie oraz ich negatywną perspektywę. O możliwym obniżeniu ratingu przez tę agencję mówiło się już od wielu tygodniu i fakt ten został już zdyskontowany w cenach rynkowych.

Prognozowanie tego, co nas czeka w ciągu najbliższego roku jest dość trudne w obecnych warunkach. Na rynku złotego bardzo wiele zależy bowiem od tego, czy w pierwszych miesiącach 2004 r. uda się przegłosować ustawy „hausnerowskie”, które pozwolą ograniczyć poziom wydatków budżetowych i deficyt. Wiadomo, że nie będzie łatwo. Zmiany proponowane przez wicepremiera, choć konieczne dla przyszłości polskiej gospodarki, nie są popularne społecznie. Posłowie rządzącej koalicji przez zbliżającymi się wyborami mogą nie zdecydować się na ich poparcie obawiając się utraty poparcia znacznej części elektoratu. Drugim czynnikiem, który z pewnością ukształtuje kurs złotego będą działania nowej Rady Polityki Pieniężnej. Obecnie zanosi się na to, że jej nowy skład będzie z całą pewnością dążył bardziej do dalszego poluzowania polityki pieniężnej niż do jej zaostrzenia. Wydaje się, że gdyby doszło do przyjęcia rozwiązań proponowanych przez wicepremiera Hausnera to można oczekiwać, że nasza waluta w roku 2004 będzie rosła w siłę i być może odrobi znaczne straty poniesione w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy.

Marek Nienałtowski

Warszawska Grupa Inwestycyjna S.A.
Źródło:

Do pobrania

waluty3gifwaluty3gifwaluty3gif
Tematy
Orange Nieruchomości
Orange Nieruchomości
Advertisement

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Powiązane: Waluty

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki