Braster miał zrewolucjonizować profilaktykę raka piersi, jego urządzenie się jednak póki co nie przyjęło. Spółka przepala gotówka i znalazła się w poważnych tarapatach finansowych, tymczasem z jej rady nadzorczej hurtem odeszło czterech członków. Nawet biegły rewident zwraca uwagę, że Braster może mieć problemy z regulowanie zobowiązań.
W dniu 15 kwietnia 2019 roku do Brastera wpłynęły rezygnacje Kingi Stanisławskiej, Jacka Bartmińskiego, Michała Wnorowskiego oraz Witolda Łopuszańskiego, a więc czwórki z szóstki dotychczasowych członków rady nadzorczej spółki. Kinga Stanisławska poinformowała, że przyczyną złożenia rezygnacji są powody osobiste. W przypadku Michała Wnorowskiego przyczyną złożenia rezygnacji jest odmienne stanowisko co do strategii spółki. Pozostałe osoby nie wskazały przyczyn rezygnacji.


Tak masowej ucieczki z organu nadzorczego nie sposób jednak nie powiązać z sytuacją w spółce. A ta jest - nie owijając w bawełnę - fatalna. Najlepszym dowodem na to jest opublikowane w piątek przez Brastera sprawozdanie finansowe za 2018 rok. Przychody wprawdzie wzrosły o 118 proc., jednak wciąż wynoszą ledwie 866 tys. zł. Tymczasem generowane przez spółkę koszty są dużo wyższe, w efekcie strata netto Brastera sięgnęła w 2018 roku aż 19,8 mln zł. I choć strata ta jest mniejsza niż w 2017 roku (-24,9 mln zł), to jednak ciężko mówić o optymizmie. Spółka bowiem pod kreską jest co roku, a choć premiera jej głównego produktu miała miejsce w 2016 roku, to przychody wciąż nawet nie zbliżyły się do tego by pokryć koszty. Spółka zmieniała w międzyczasie strategię, jednak wciąż brakuje jej skali. O tę zaś może być ciężko w związku z kontrowersjami jaki towarzyszą produktowi spółki. Spółka próbuje poza Polską, ostatnio podpisała np. umowę w Rosji, wcześniej w Indiach, do rentowności wciąż jednak daleko.


Zysków brak, a terminy gonią
Problem zaś robi się palący, seria strat sprawiła bowiem, że finanse spółki wyglądają coraz słabiej. Po 2018 roku kapitał własny Brastera spadł z 48,8 mln zł do 29 mln zł. Zobowiązania wynoszą 25.5 mln zł, z czego te krótkoterminowe aż 13 mln zł. Braster posiada wprawdzie 19 mln zł aktywów obrotowych, jednak warto pamiętać, że w 2018 roku przepalił on na samej tylko działalności operacyjnej 17,3 mln zł. Problem robi się tym bardziej palący, że zbliżają się terminy regulacji zobowiązań. Dostrzega to zresztą i w raporcie sama spółka.


- W związku z faktem, iż obecna sprzedaż systemu Braster nie generuje przychodów na poziomie pozwalającym na pokrycie kosztów funkcjonowania spółki, emitent dostrzega potencjalne ryzyko płynności rozumiane jako brak wystarczającej ilości środków pieniężnych lub aktywów płynnych pozwalających na kontynuowanie działalności. W szczególności widoczne jest tutaj ryzyko braku środków umożliwiających wykup obligacji o łącznej wartości nominalnej 10 500 000 zł, który powinien nastąpić 29 maja 2019 roku - czytamy w raporcie.
Na walnym hula wiatr
Teoretycznie Braster zapewnił sobie finansowanie umową zawartą 5 marca. Zgodnie z jej treścią European High Growth Opportunities Securitization Fund miałby w zamian za wypłacone na rzecz Brastera poszczególne transze środków pieniężnych zaoferowane zostaną obligacje o wartości nominalnej 100.000 zł zamienne na akcje. Łącznie do Brastera w ten sposób miałyby trafić 44 mln zł pozwalające załatać dziurę powstałą w finansach w wyniku fatalnej sprzedaży produktu Brastera.
Umowa jest jednak warunkowa i wymaga m.in. zgody WZA na emisję. Te miały zostać przegłosowane na walnym 2 kwietnia, tyle że... brakło chętnych do głosowania. Na WZA stawili się akcjonariusze odpowiadający za ledwie 2,05 proc. kapitału spółki, przez co brak kworum uniemożliwił podjęcie uchwały wymaganej przez wspominaną umowę. Druga próba zostanie podjęta 29 kwietnia. Zegar jednak tyka, do spłaty wspominanej dużej partii obligacji zostanie wówczas ledwie miesiąc. Zagrożenie jest tym poważniejsze, że akcjonariat Brastera jest bardzo rozdrobniony. Wystarczy tylko powiedzieć, że w spółce nie ma ani jednej osoby, która kontrolowałaby pakiet przynajmniej 5 proc. akcji. Pomóc Brasterowi może fakt, że na drugim WZA - zgodnie z kodeksem spółek handlowych - nie będzie obowiązywał wymóg obecności akcjonariuszy reprezentujących co najmniej 1/3 kapitału (kworum).
Biegły zwraca uwagę na ryzyko
O tym jak kluczowe dla przyszłości spółki jest to głosowanie niech świadczą choćby słowa biegłego rewidenta zapisane w opinii do sprawozdania Brastera za 2018 rok. - Spółka przyjęła założenie kontynuacji działalności w oparciu o zawartą w dniu 5 marca 2019 r. warunkową umowę finansowania poprzez emisję obligacji zamiennych na akcje i warrantów subskrypcyjnych zamiennych na akcje, której warunki ziszczą się po dniu niniejszego sprawozdania. Spółka wskazała też na możliwość podjęcia działań ograniczających jej wydatki w przypadku opóźnienia uzyskania finansowania lub nieuzyskania go w wysokości wskazanej powyżej. Brak dostatecznego stanu środków pieniężnych może spowodować opóźnienia lub niemożność regulowania zobowiązań przez Spółkę oraz stanowić zagrożenie dla kontynuacji jej działalności - informuje rewident. - Spółka przyjęła założenie o kontynuowaniu działalności w oparciu o wskazane założenia. Zwracamy uwagę na istotną niepewność związaną z tym założeniem. - dodaje.
Warto także pamiętać, że wygranie batalii o spłatę majowych obligacji wcale nie rozwiąże problemów spółki. Braster nie wyzdrowieje, dopóki nie zacznie zarabiać na działalności operacyjnej. To z fatalnej sprzedaży produktu Brastera wzięły się obecne problemy spółki, wcześniej zarząd zakładał bowiem, że projekt dużo szybciej zacznie przynosić pieniądze. Teraz jednak pytanie nie jest o to, kiedy Braster osiągnie rentowność, a o to, czy w ogóle to zdoła zrobić.