Można by pomyśleć, że obrazili się na Polskę. Bynajmniej – większość naszych studentów na najlepszych brytyjskich uczelniach chce w przyszłości wrócić do kraju. Ale jeszcze nie teraz. Polska nie jest na to nowe pokolenie pracowników gotowa - wybrzmiewa z rozmów, które prowadziliśmy w Londynie.
– Pierwsze dwa miesiące są super. Czujesz hype, bo mieszkasz wreszcie w TYM Londynie, odwiedzasz te wszystkie popularne miejsca. Ale później coś zaczyna cię tu uwierać – słyszę rozmowę za plecami, stojąc w kolejce po obiad podczas Polskiego Forum Ekonomicznego w Londynie.
Na spotkaniu z ponad 700 studentami London School of Economics, uniwersytetów w Cambridge, Oksfordzie i innych uczelni po raz kolejny stawili się również prezesi dużych firm z Warszawy. Jedni rozpoznają oczekiwania polskich „mózgów” (poch. od terminu „brain drain” stosowanego dla zjawiska emigracji młodych, zdolnych obywateli), inni przywożą konkretne oferty pracy. Organizatorów wydarzenia cieszy coraz większe zainteresowanie potencjalnymi kadrami w Londynie, ale wielu uczestników konferencji powtarza, że jeszcze za wcześnie, by wracać nad Wisłę i podpowiada, czego polscy pracodawcy powinni uczyć się od Zachodu. Twierdzą, że wynagrodzenia to najmniejsza z przeszkód dla powrotów.


Pokolenie, które boi się nudy
Dwudziestokilkuletnia Aleksandra Pędraszewska jest współzałożycielką firmy VividQ, która na bazie innowacyjnych algorytmów tworzy znane z filmów science-fiction hologramy w czasie rzeczywistym. Wśród klientów mają już m.in. Rolls-Royce’a, ale ostatnio pracują też z Intelem, który chce inwestować w holografię jako nowy kierunek technologii wyświetlania danych. Do Londynu przyjechała, żeby podjąć studia na Cambridge. Zdecydowała się aplikować, skoro w Warszawie i tak zdawała międzynarodową maturę. Mówi, że wydawała jej się rozsądniejszym rozwiązaniem niż egzamin dojrzałości w polskim systemie edukacji, miała też pomóc w dostaniu się na planowane studia prawnicze.
– Chciałam spróbować czegoś nowego i napisać maturę po angielsku. Wydawało mi się to ciekawym wyzwaniem. A kiedy już je podjęłam, zdałam sobie sprawę, że zdanie matury międzynarodowej może pozwolić mi dostać się na topowe uczelnie na świecie i jedyne, co muszę zrobić, to zaaplikować; zdecydowałam się więc. Kiedy dostałam się na Cambridge, nie było już argumentu, żeby się wycofać – opowiada. Ponad dwa lata temu zrobiło się o niej głośno w mediach, gdy otrzymała tytuł brytyjskiej Studentki Roku studiów pierwszego stopnia.
Od września w stolicy Wielkiej Brytanii studiuje Olivia Drost. Przyjechała kończyć zarządzanie mediami na London School of Economics, wcześniej przez rok studiowała i pracowała w Dżakarcie. Jak mówi, do Indonezji wyjechała po przygodę życia i żeby zastanowić się, co dalej. Tam dojrzewała w niej decyzja, wywołana m.in. rozczarowaniem polskim systemem edukacji, żeby „magisterkę” kończyć już nie w Warszawie. Dla ludzi z jej środowiska Londyn to bycie w sercu wielu wydarzeń, dostęp do najważniejszych konferencji i szansa na współpracę z najlepszymi po fachu.
Na studia za granicą od zawsze chciał wyjechać Krzysztof Stefanowicz, od dwóch lat student prawa na LSE. Z tą myślą wybierał liceum z międzynarodową maturą. Dziś jest jednym z szefów Polish Business Society, organizacji zrzeszającej polskich studentów popularnej londyńskiej uczelni, uroczyście otwierał i zamykał „największą konferencję o Polsce poza granicami Polski”, jak mówi się o Polish Economic Forum.


Większość spośród zasiadających w tamtą sobotę na sali ma ambitne plany i już dziś wypełnione kalendarze. Działają w organizacjach, uczestniczą w programach stażowych globalnych korporacji, zakładają start-upy. – Reprezentują wyjątkowe pokolenie ludzi szczególnie zorganizowanych i odpowiedzialnych, którzy biorą sprawy w swoje ręce i chcą działać – mówi Wojciech Zych, jeden z organizatorów PEF i także student prawa na LSE. Mimo że dla wielu właściwa kariera to dopiero przyszłość, już teraz wyglądają jak młodsza wersja białych kołnierzyków z City. Część chciałaby tam pracować, bo tylko największe firmy w UK oferują najciekawszą pracę. Słowa „wyzwania”, „ciekawe projekty” padają w rozmowach z nimi wielokrotnie. Tak jakby nudy i odtwórczych ról bali się bardziej niż mniejszych pieniędzy.
– Stanowczo: pieniądze nie są problemem – zaznacza Wojciech Zych. – Wiemy, że firmy, które chcą ściągać do Warszawy zagranicznych studentów, oferują im dobre warunki finansowe. Co jest problemem, to raczej bycie w Polsce backofficem dla Europy – dodaje. – W nowym biurze Goldman Sachs i tak obsługiwane są działania mające swój początek w Londynie, ta praca nie jest aż tak ciekawa, jak u źródła. Tymczasem to młode pokolenie, urodzone po 1990 roku, chce przede wszystkim lubić to, co robi. Potrzebują ciągle nowych wyzwań i możliwości ciągłego rozwoju, bo mają dostęp do zasobów wiedzy, jakich świat wcześniej nie widział. Wykonując podstawowe operacje w Excelu, nie są do końca szczęśliwi – kończy eufemizmem, sugerując, że brak perspektywicznych zajęć wypycha z kraju tych najbardziej ambitnych.
Własny adres w tej grupie, w tych czasach, wydaje się kwestią drugorzędną. Wyjazd za granicę nie jest już decyzją na całe życie, a hasło „emigracja” wywołuje raczej reakcje obronne. – Jesteśmy dużo bardziej mobilni – i gdy chodzi o plany życiowe, i o zawodowe. Jeśli studiowało się w Londynie, odległość między nim a Warszawą znacznie się zmniejszyła i nie jest już przeszkodą do zmiany pracy – potwierdza Aleksandra Pędraszewska. Opowiada, że wielu jej znajomych po studiach w Londynie wracało do Warszawy zrealizować konkretny projekt, a jeśli na finale nie byli do końca zadowoleni, z powrotem wylatywali na Wyspy. Inni przeciwnie: na dobre osiedlili się w Warszawie, wykorzystując zagraniczne doświadczenie w pracy nad zadowalającymi ich, ciekawymi przedsięwzięciami. – Wiele sektorów zglobalizowało się tak bardzo, że nie jest już kluczowe to, gdzie będziemy mieli swoją bazę. Przecież pracując w konsultingu, finansach czy przy nowych technologiach, i tak coraz więcej czasu spędza się nad projektami międzynarodowymi – kwituje współzałożycielka VividQ.
Londynowi zależy, Warszawie jeszcze nie
– Zachęcamy firmy, które pojawiają się na Forum, żeby rzeczywiście rozmawiały ze studentami i spróbowały zrozumieć ich sposób myślenia – mówi Wojciech Zych. Optyka postrzegania pracodawców siłą rzeczy jest inna, gdy chodząc po uczelni, co kilkadziesiąt metrów jest się nagabywanym przez namawiających do złożenia aplikacji pracodawców z J.P. Morgan, Goldman Sachs czy Amazona. W Polsce, nie mając kontaktu z potencjalnymi pracodawcami, nawet studenci dobrych uczelni nie są pewni swojej wartości na rynku. Kiedy to firma pierwsza wyciąga rękę, zapraszając do siebie, łatwiej uwierzyć, że jej na nas zależy – opowiadają studenci.
Aktywność korporacji w wyścigu po najlepszych absolwentów podoba się polskim studentom. Nie dlatego jednak, że pozwala wcześnie załapać się na dobry etat, ale dlatego, że pozwala złapać etat, o jakim się marzy. Praktyki rekrutacyjne największych firm z siedzibą w Londynie zakładają nie tylko jak najwcześniejsze ściągnięcie do siebie studenta, ale też rotacyjne programy staży, dzięki którym poznaje on specyfikę pracy w różnych działach firmy (np. analityka, sprzedaż, marketing) i może nabrać pewności, do których zajęć mu bliżej, a czemu z pewnością nie chciałby poświęcać swojego czasu w przyszłości. – Firmy w Wielkiej Brytanii są dużo lepsze w łapaniu talentu na bardzo wczesnych etapach ich rozwoju. Oferują możliwości współpracy, które odpowiadają na potrzeby osoby, która dopiero co wyszła z uniwersytetu i nie do końca wie, co chciałaby robić – opowiada Aleksandra Pędraszewska. – To nie do pojęcia dla moich kolegów studiujących w Polsce, że ja już na pierwszym roku prawa mogę być na stażu w korporacji – mówi Krzysztof Stefanowicz. Podkreśla też, jak duże znaczenie ma czas dany młodemu człowiekowi na poszukiwanie. – Niektóre firmy oferują staże 1-, 2-tygodniowe, dzięki czemu nie muszę spędzać w firmie trzech miesięcy, żeby zrozumieć, że to nie jest do końca dla mnie – wyjaśnia.


Podejście, które tak ulubili sobie studenci, ma też czysto biznesowe uzasadnienie – nowy pracownik, zanim zostanie rzucony na głęboką wodę, ma czas na przyswojenie kultury pracy w firmie, dużo lepiej rozumie kontekst, w którym pracuje, a w efekcie jest bardziej efektywny. W Polsce też widać pierwsze ruchy w tym kierunku, przede wszystkim po stronie międzynarodowych korporacji. Jednak zdaniem studentów, w przypadku wielu firm zainteresowanie najlepszymi kandydatami kończy się na poziomie deklaracji, nie mając wiele wspólnego z poznaną w Londynie elastycznością, której tak oczekują.
Trzy czwarte chce do Polski
Zachłyśnięci Zachodem i obrażeni na polski rynek pracy – chce się oceniać. Nieco innych wniosków dostarczają wyniki badań. Z sondażu przeprowadzonego przez Boston Consulting Group wśród uczestników zeszłorocznego Polskiego Forum Ekonomicznego w Londynie wynika, że troje na czworo chce w przyszłości wrócić do kraju (83 proc. w 2016 r., 77 proc. w 2015 r.). Najczęściej padające z ich ust argumenty to chęć bycia bliżej rodzinnego domu i wyższa jakość życia nad Wisłą (po 50 proc. wskazań). Cztery na dziesięć ankietowanych osób planuje powrót ze względów osobistych, tyle samo daje Polsce szansę z powodu niższych kosztów życia niż w Londynie. Blisko co trzeci badany myśli o powrocie, żeby założyć w Polsce własny biznes.
Przyszłe plany polskich studentów w Wielkiej Brytanii* |
|
---|---|
Czy chciałbyś w przyszłości wrócić do Polski? (odpowiedzi pozytywne) |
2014 – 40% 2015 – 77% 2016 – 83% 2017 – 75% |
Dlaczego chciałbyś w przyszłości wrócić do Polski? |
Tęsknota za domem - 50% Wyższa jakość życia - 50% Względy osobiste, rodzinne - 40% Niższe koszty życia - 40% Założenie własnej firmy - 31% |
* badanie przeprowadzono na grupie uczestników Polskiego Forum Ekonomicznego w Londynie w latach 2014-2017 Źródło: LSE SU Polish Business Society za Boston Consulting Group |
– Nie wszystko w Londynie jest doskonałe i zdajemy sobie z tego sprawę – zapewnia Wojciech Zych. W kuluarowych rozmowach o cieniach kontynuowania kariery w Wielkiej Brytanii jako zachęty do ewentualnego powrotu wymieniane są: konkurencja na rynku pracy, wysokie koszty życia w Londynie czy wiszący nad niektórymi szklany sufit.
– Mam nadzieję, że Polska – odpowiada zdecydowanie Olivia Drost na pytanie o to, co dalej. We wrześniu kończy studia magisterskie na LSE, ale raczej nie zostanie na Wyspach ani też nie wróci do Dżakarty. Zwraca uwagę na to samo, o czym plotkowano w kolejce do konferencyjnego bufetu: – Kiedy wyjeżdża na studia za granicę, przez kilka pierwszych miesięcy wszystko zachwyca. Ale później zaczyna brakować polskich przyjaciół, przyzwyczajeń, pierogów. W Polsce dużo narzekamy, za to Brytyjczycy nie są naturalni w tym swoim pozornym zainteresowaniu drugim człowiekiem.
Nie powtarzanym do znudzenia „how are you” jednak się przejmuje, tylko ciasnym rynkiem pracy. – Konkurencja w Londynie jest gigantyczna. Piąć się wyżej można tylko do pewnego momentu, później jest już bardzo trudno. Nie znam wielu native speakerów, którzy przebiliby się w brytyjskich mediach – kwituje. Jak mówi, trudno być wyjątkowym na rynku, na który co roku wchodzą tysiące absolwentów tych samych uczelni. Co innego w Polsce - tu doświadczeniem zdobytym na londyńskich uczelniach może pochwalić się znacznie mniej osób. Ale przywożona z zagranicznych uniwersytetów przewaga może stać się zarazem kulą u nogi. Ci, którzy rozważają powrót, czasami odkładają go na później z obawy, że rynek nie doceni zebranego kapitału. – Chciałabym rozwijać się dalej w Polsce, pracować w mediach, mieć dużo projektów, móc wyjeżdżać, poznawać nowych ludzi. Nie przeklejać depesze, tylko wykorzystać to, czego nauczyłam się w indonezyjskim CNN-ie, gdzie rynek jest już zupełnie inny, a media internetowe dawno zdominowały tradycyjne – przyznaje otwarcie. Jak wielu rówieśników, obawia się jednak, że powrót do Polski wymusi na niej zwolnienie tempa, bo rynek nie będzie nadążał za trybem, w jaki wpadła najpierw w Azji, a później w Londynie. – Stagnacja jest odpychająca – dodaje.
Jak koledzy, Olivia podkreśla, że poziom wynagrodzenia nie będzie języczkiem u wagi. – Myślę, że niewielu z nas ma konkretne oczekiwania finansowe, tym bardziej na poziomie londyńskich wynagrodzeń. A właśnie tego często obawiają się pracodawcy. W Wielkiej Brytanii dużo więcej się zarabia, ale mimo to, standard życia nadal jest dużo niższy niż w Polsce – dodaje Drost.
– Po pewnym czasie na pewno chciałbym wrócić, ale nie od razu. Planuję skończyć tutaj studia magisterskie, a później zdobyć kilka lat praktyki na brytyjskim albo amerykańskim rynku – mówi studiujący prawo na LSE Krzysztof Stefanowicz. Na wątek szklanego sufitu nad Polakami w Londynie reaguje zaskoczeniem. Tymczasem w City nie brakuje osób, które po co najmniej kilku latach pracy dla prestiżowych pracodawców dziś, w przededniu brexitu, poważnie zastanawiają się nad powrotem do Polski. Warszawa to dla nich mniejsze pieniądze, ale perspektywa większej decyzyjności i wyżej umiejscowionych w strukturze stanowisk.


– Osoby, które rozważają powrót do Polski, bardzo często decydują się na ten krok dlatego, że zbiór ich doświadczeń zebranych na topowych uczelniach i w globalnych korporacjach nadal jest większy niż w przypadku innych osób. Taki pracownik jest zarazem cennym walorem dla firmy – mówi Aleksandra Pędraszewska. – Za Polską przemawiają możliwości rozwoju. Świadomość, że trafiam do firmy, w której mam przed sobą ścieżkę rozwoju – mogę awansować i brać udział w różnych projektach – dodaje Olivia Drost.
Wielkie korporacje z siedzibami w Londynie czy Dublinie układają zatrudnienie w oparciu o parytety, ale równe szanse nie obowiązują na najwyższych szczeblach – tutaj obcokrajowcom wciąż trudno się przebić.
Nie namawiać. Zmieniać
Gościem tegorocznej edycji konferencji miał być premier Mateusz Morawiecki. Kiedy rok temu gościł na Polskim Forum Ekonomicznym, krajowe media zalała fala przedruków kierowanej do młodych zachęty „Wracajcie!”. W tym roku szef rządu ostatecznie nie dotarł do Londynu, ale polscy studenci doskonale wiedzą, co usłyszeliby ze sceny. Nawoływania do powrotów padają poza granicami Polski przy każdej możliwej okazji, wygłaszają je zresztą wszystkie kolejne opcje polityczne [zob. „Ojczyzna apeluje o powroty. Czy warto dać Polsce drugą szansę?”]. W ubiegłym roku ówczesny minister rozwoju i finansów obiecał nawet młodym talentom program zatrudnienia w spółkach Skarbu Państwa.
Pytanie „co możemy zrobić, żebyście wrócili do Polski?” wywołuje uśmiech na wielu twarzach. Dziwi, że biznes traci czas na dywagacje, zamiast zakasać rękawy i zrobić coś, co podziała na przyszłe kadry skuteczniej niż słowa. – Firmy opowiadają nam o możliwościach, o których doskonale wiemy. Dużo lepiej byłoby, gdyby zamiast przekonywać nas do powrotu do Polski, skupiły się na realizacji projektów, które same by nas do tej Polski przyciągnęły – zwraca uwagę Aleksandra Pędraszewska. – Najważniejsze, żeby rzeczywiście mieć do czego wracać. Dlatego warto, by pracodawcy, którym zależy na absolwentach zagranicznych uczelni, inwestowali w rozwój własnych przedsięwzięć. Ich jakość będzie najlepszym magnesem przyciągającym młodych z powrotem do Polski – puentuje.
Środowisko polskich studentów w Londynie nie wydaje się jednak przekonane, by firmy nad Wisłą faktycznie wierzyły w sens wzmocnienia kadr talentem z zagranicy. – Nie są do końca pewne, jakie wartości mogą ze sobą przywieźć studenci z zagranicy – obawia się Wojciech Zych. Jego zdaniem wielu pracodawców wciąż nie jest gotowych na drastyczne zmiany personelu czy nawet samych procesów rekrutacji, zwłaszcza we wspomnianych spółkach z udziałem Skarbu Państwa.
– Wciąż mówimy raczej o deklaracjach niż gotowości pracodawców na nowy profil pracowników – mówi Krzysztof Stefanowicz. – Gotowość będzie musiała pojawić się, gdy absolwenci zagranicznych uczelni (którzy naprawdę chcą wrócić) spłyną do Polski. Nie robią tego jednak na razie ze względu na deklaracje, za którymi niewiele się kryje. To tworzy zamknięte koło – dodaje. On sam chciałby mieć pewność, że jako młody człowiek bez doświadczenia zawodowego, trafi pod skrzydła ludzi, którzy będą w stanie pełnić dla niego rolę mentorów. Jak mówi, w wielu firmach w Polsce wciąż brakuje znanego z Wielkiej Brytanii świadomego zarządzania ścieżkami kariery członków załogi.
O niedociągnięciach w mentoringu mówią też ci, którzy w Polsce chcieliby zakładać firmy. Doceniają pęczniejący kapitał na inwestycje, w tym dość łatwo dostępne fundusze europejskie, z mniejszym entuzjazmem odnoszą się do wsparcia instytucjonalnego dla początkujących. Aniołów biznesu czy doradców w radach nadzorczych, którzy pomogą w rozwoju młodego, ale ambitnego biznesu.


Poprzeczka jest ustawiona wysoko, bo pokolenie, które dużo wymaga od siebie, wymaga również od tych, którym będzie poświęcało swój czas. Po kilku latach w Londynie mają poczucie, że swój pierwszy test już przeszli. – Na miejscu bardzo szybko okazuje się, że jako Polacy możemy z wysoko podniesioną głową konkurować z najlepszymi studentami z całego świata, a w wielu tematach jesteśmy od nich nawet lepsi. Mimo że przez kilka pierwszych miesięcy mamy może trochę gorszy angielski. Studia i praca tutaj dają nam możliwość porównania się do osób z całego świata i otwarcia się na dyskusje, w których wcześniej balibyśmy się zabrać głos, bo wydawałoby się nam, że nie mamy wystarczającej wiedzy na ten temat – wspomina początki Aleksandra Pędraszewska.
Prezes Banku Pekao, również obecny na Forum, uważa to poczucie własnej wartości za uzasadnione. – Studiowałem, a później pracowałem za granicą i wiem, jak ważne jest odpowiednie podejście pracodawcy do tych osób, które przeszły już swój test – najpierw dostały się na prestiżową uczelnię, później zdawały na niej wiele trudnych egzaminów i wreszcie ukończyły ją – mówił Michał Krupiński w rozmowie z Bankier.pl. Sam ceni kadry z zagranicznym doświadczeniem za nieco inną perspektywę, wyniesione od globalnych liderów kompleksowe podejście do problemów, rozwinięte umiejętności pracy w zespole i ambitne podejście do nowych zadań. Szef Pekao podkreśla też swoje osobiste sukcesy w ściąganiu do banku pracowników z City.
Łowić talenty w Londynie przylecieli w tym roku także przedstawiciele PKO Banku Polskiego, ING Banku Śląskiego, BGŻ BNP Paribas czy Banku Gospodarstwa Krajowego. Organizatorzy mówią, że każda kolejna edycja Forum przynosi większe zainteresowanie pracodawców zdolnymi Polakami na brytyjskich uczelniach. Romantycznymi nazywają marzenia o współpracy z biznesem, który zadba o pracownika, jako serce organizacji, nawet bardziej niż o klienta. – Mam nadzieję na zrozumienie dla tej filozofii, która mnie, jako przedstawiciela młodego pokolenia, wydaje się oczywista – mówi Wojciech Zych.
Odwiedź również: bankier.pl/emigracja