Niskie podatki, brak ZUS-u i presji w pracy to walory życia i prowadzenia biznesu w tym afrykańskim kraju. Ale przedsiębiorcy mają tu swoje problemy. Wyobraźcie sobie kraj, gdzie trudno namówić ludzi do pracy.
Podróżował po całym świecie, wylądował w Gambii. Założył tam własny biznes, znalazł żonę i wierzy, że najlepsze w tym kraju dopiero się zdarzy. – Sytuacja tutaj przypomina trochę lata 90. w Polsce, więc myślę że ten, kto zaryzykuje teraz, na pewno skorzysta z tego w niedalekiej przyszłości – twierdzi w rozmowie z Bankier.pl Marek Król, jeden z nielicznych Polaków na stałe rezydujących w Gambii.
Jak mówi, to piękne miejsce, gdzie obowiązuje zasada 5% stresu, 5% pracy i 90% dobrej zabawy. Ale nie znaczy to, że nie ma tu problemów. To jeden z najbiedniejszych krajów na świecie, uzależniony od importu, z gospodarką opartą niemal wyłącznie na rolnictwie. Chcesz założyć działalność gospodarczą? Sukcesem będzie już znalezienie urzędu, który się tym zajmuje.


– Znalezienie rzetelnego pracownika w Gambii graniczy z cudem – mówi Marek Król. – Wszyscy narzekają na biedę, ciągle słyszę ”daj”, ale kiedy oni słyszą słowo praca, uciekają jak przed zarazą. Ludzie żyją tu z dnia na dzień, nie myślą przyszłościowo i perspektywicznie. Nic ich nie skusi, nawet obietnice dobrych zarobków. Tym razem w #TamMieszkam Gambia - inna od tej, jaką widzi się zza szyb klimatyzowanego autobusu.
Zobacz także
Inwestowanie w Afryce Zachodniej
Malwina Wrotniak-Chałada, Bankier.pl: Kiedy będziemy czytać w mediach „Europa rusza na podbój Gambii", „Polacy będą inwestować w Bandżulu [stolica Gambii – red.]”?
Marek Król: Obserwując wydarzenia w Polsce i Europie ostatnimi czasy, sądzę, że szybciej, niż nam się wydaje. A tak serio, to rynek jest w tej części świata bardzo chłonny i staje się coraz bardziej stabilny. Podatki są niskie, inne koszty prowadzenia firmy również. Brakuje jeszcze tylko rzetelnych partnerów biznesowych, ale to też się już powoli zmienia. Sytuacja tutaj przypomina trochę lata 90. w Polsce, więc myślę że ten, kto zaryzykuje teraz, na pewno skorzysta z tego w niedalekiej przyszłości.
Ale chyba nie powie Pan, że gołym okiem widzi, jak rozrasta się tam kapitalizm.
Na pewno nie w takim pojęciu i formie, jaką my znamy. Ale na pewno wolny rynek istnieje, a ludzie się bogacą.
W co można by tutaj w ciągu najbliższej dekady inwestować?
Na pewno w ziemię, której wartość rośnie w ogromnym tempie.
Jeśli nie ziemia - obstawiam turystykę, bo ten kierunek już dzisiaj jest do znalezienia w ofertach zwłaszcza brytyjskich touroperatorów. Pytanie tylko: wersja ekskluzywna, na miarę enklaw w Kenii, czy dzika i tania, dla backpackersów?
Myślę, że jest miejsce na to i na to, uzależnione jest to oczywiście od środków. Ja zawsze uprawiałem turystykę backpackerską i do dzisiaj jestem zwolennikiem promowania tego typu wypoczynku. Moim marzeniem było, aby zwiedzanie świata stało się dostępne dla przeciętnego obywatela. Wielokrotnie udowadniałem, że można to robić za niewielkie pieniądze. A w ostatnich latach, jak można zaobserwować, staje się to jeszcze bardziej realne.
I do tych miejsc dołącza teraz Afryka, która ze względu na ceny przelotów oraz brak taniej bazy noclegowej zawsze była raczej drogim kontynentem dla podróżnika. Dzisiaj to się zmienia, a właśnie Gambia jest najlepszym tego przykładem. Można tu praktycznie przez cały rok tanio dolecieć i niedużym kosztem zasmakować prawdziwej Czarnej Afryki.
Codzienność w Gambii
Zapytania znad Wisły pewnie przychodzą coraz częściej.
Tak. Najtrudniejsza jest walka ze stereotypami. Nie uwierzy Pani, jakie ludzie mają wyobrażenia o Afryce i jak przygotowują się do wyjazdu. Bardzo trudno ich przekonać, że nic im tu nie grozi, że nie będą chodzić głodni, nie złapią tropikalnych chorób, nie będą spać w lepiankach i nie będą ich po buszu gonić murzyni z dzidami odziani w słomiane spódniczki.
Po przyjeździe ludzie przeżywają szok, ale w drugą stronę, chodzą zdziwieni, pytając bez przerwy skąd ci ludzie mają pieniądze na te wszystkie luksusowe samochody, wille itp.? Oczywiście bieda też tu jest, ale nie ten rodzaj, który spodziewali się zobaczyć w Afryce.
Nie ten rodzaj?
Troszkę dziwna sytuacja jest z tą biedą, sam do końca tego nie rozumiem. Na pierwszy rzut oka widać, że ludzie bardzo często żyją w rozpadających się, brudnych chałupach, dachy z zardzewiałej blachy, płoty z byle czego, w środku jeszcze gorzej. Kuchnia na dworze, gotuje się na węglu drzewnym lub samym drzewie. Jednym słowem ubóstwo. A z drugiej strony odwiedzi się dom, gdzie wiadomo, że gospodarze mają pieniądze i sytuacja wygląda podobnie. Mój wniosek jest taki, że tak po prostu wygląda ich styl życia, ludzie nie mają tu potrzeby estetycznego mieszkania i otaczania się ładnymi rzeczami, nawet jeśli ich na to stać.


Również często nowoczesne, nowe i bogate domy są przykładem kiczu i totalnego braku gustu. Nikt na pewno też nie chodzi tu głodny, dzieci do szkoły chodzą czysto ubrane w mundurki, kobiety wystrojone w fantazyjne afrykańskie suknie, które szyją sobie kilka razy do roku, mężczyźni też często czysto i schludnie ubrani. Na pewno jest bieda, ale jest to jakiś specyficzny jej rodzaj, wiec trudno to jednoznacznie oceniać.
Ściągnął Pan już do swojego nowego kraju kilku Polaków.
To prawda i muszę powiedzieć, że ich wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Gambia przyciąga określony typ ludzi, którym pasuje taki, a nie inny styl życia, którzy mają dosyć stresu, ciężkiej pracy czy wyścigu szczurów. Jest to też świetny kraj do życia, jeśli ktoś ma jakiś przychód z Polski w postaci emerytury, czynszu lub jakiegoś innego stałego dochodu. Można sobie tutaj żyć tanio spokojnym życiem emeryta. Cały rok słońce, ocean, świeże ryby, warzywa i owoce z własnego ogródka. A to przecież nie koniec świata, tylko sześć godzin lotu do Europy.
Zaczynamy brzmieć jak z folderu turystycznego, a powinniśmy raczej sięgnąć do encyklopedii. Gambia to jeden z najmniejszych krajów Afryki. Jak panuje tam dziś klimat społeczno-gospodarczy?
Odczuwam, że rząd bardzo wspiera przedsiębiorców. Interes firm, szczególnie tych prowadzonych przez obcokrajowców, zawsze jest priorytetowy. Kraj tego potrzebuje, gdyż ze względu na swoją małą powierzchnię i praktycznie brak jakiejkolwiek produkcji, w 99% uzależniony jest od importu.
Nie odczuwam też jakichś negatywnych nastojów społecznych. Panuje tu dyktatura, ale kraj się rozwija, jest bezpieczny, nie spotkałem się z przejawami zbytniej ingerencji państwa lub jakichkolwiek służb w moje sprawy zawodowe lub osobiste. A ludzie żyją tak jak żyją i nikt się nie zastanawia, co by było, gdyby było inaczej.
Udzielał Pan dużego wywiadu w mediach dwa lata temu. Wtedy było tam mocno inaczej?
Moje podejście i ocena wtedy były też całkiem inne, bardziej spontaniczne, nie sprecyzowane tak, jak są teraz. Na pewno rozwija się turystyka, przyjeżdża coraz więcej ludzi, również z Polski. Można to zaobserwować w tym roku, ponieważ w zeszłym sezonie odnotowaliśmy spory kryzys spowodowany rzekomym zagrożeniem wirusem Ebola. Wszyscy na tym bardzo ucierpieli, a szczególnie zwykli ludzie, których ogromna rzesza pracuje lub jest związana z sektorem turystycznym. Bardzo dużo się też buduje, ciągle wyrastają nowe domy i obiekty.
To zagraniczni inwestorzy czy lokalne przedsięwzięcia?
Są tacy i tacy. Duże inwestycje i budowy często realizują wykonawcy z Europy, ale nie brakuje też miejscowych, którzy inwestują na lokalnym rynku.
Odważy się Pan powiedzieć, że Gambia różni się od reszty Afryki, od krajów, jakich na Czarnym Lądzie wiele?
Dobre pytanie. Sam sobie je często zadaję. Mój wniosek jest taki, że Afrykanie mają pewne cechy wspólne, jest wiele podobieństw, ale tak naprawdę to każdy kraj jest inny i różnice są bardzo duże. Choć jeśli ktoś nie poświęci wystarczająco dużo czasu, aby wyłapać te niuanse, to może mu to umknąć. Szczególnie kiedy jest na przykład na tzw. objazdówce i poznaje Afrykę zza szyby klimatyzowanego autokaru. A podstawowe różnice na pewno wynikają z kultury zaszczepionej przez kolonialistów, którzy przecież pochodzili z różnych krajów europejskich oraz z religii, która jest dominującą w danym kraju. Są też spore różnice wynikające z przynależności plemiennej, inne tradycje, historia, kultura.
Stolica - Bandżul – znacząco wyprzedziła resztę kraju?
Bandżul to taka większa wioska. Nie wyróżnia się niczym specjalnym. Mieszczą tam się głównie instytucje państwowe. Jest port i wielki market, to tyle.
Gambia - najważniejsze fakty

Republika Gambii to jeden z najmniejszych krajów na kontynencie afrykańskim, położony w Afryce Zachodniej i graniczący z Senegalem. To zarazem jeden z najbiedniejszych krajów na całym świecie, którego gospodarka opiera się niemal w całości na rolnictwie.
Stolica: Bandżul
Waluta: Dalasi (GMD), 1 GMD = 100 bututów
Język urzędowy: angielski
Religia dominująca: islam (80%)
Własny biznes w Gambii
Zarejestrował Pan w Gambii działalność gospodarczą.
Było to nie lada wyzwanie, bo postanowiłem to zrobić samemu, a nie korzystać z pomocy drogiego prawnika. Najtrudniejsze chyba było samo odnalezienie właściwej instytucji, która się tym zajmuje, bo informacji na ten temat dostawałem wiele, ale wszystkie niestety niewłaściwe.
Brzmi i śmieszno, i straszno.
Jeden z problemów w Gambii to to, że nie można po prostu czegoś wygooglować czy podnieść słuchawki telefonu i uzyskać w ten sposób rzetelną informację. Trzeba wszędzie jechać osobiście i dobijać się do drzwi.
Pomimo sporej biurokracji, ale za to przy pomocy bardzo przyjaznych i pomocnych urzędników, którzy po otrzymaniu drobnych kwot byli już tak entuzjastycznie nastawieni do udzielenia mi pomocy, że gdyby mogli, nosiliby mnie na rękach z jednego do drugiego urzędu, wszystko udało się załatwić w ciągu kilku dni. Dostałem nawet jedną propozycję małżeństwa.
Przy okazji zakładania własnej firmy. Niesłychane.
Tutaj załatwianie czegokolwiek zazwyczaj odbywa się w przyjacielskiej i luźnej atmosferze, nie ma żadnego oficjalnego nadęcia i powagi, tak jak to wygląda w polskich urzędach. A propozycje małżeństwa to nic dziwnego, zdarzają się na porządku dziennym. Na białego człowieka w Afryce odbywa się istne polowanie matrymonialne, pociąga ich nasza inność, ale nie ukrywajmy też, że perspektywa dobrobytu w przyszłości. Nikt więc nie traci tu czasu na zbędne konwenanse.
Niestety proces zakładania działalności gospodarczej jest dosyć drogi, ale 1,5% podatku obrotowego, brak ZUS-u itp. łagodzi trochę żal po wydanych pieniądzach.
Co prawda istnieje tutaj biurokracja, ale ja tego aż tak nie odczuwam, zresztą zawsze można kogoś wysłać, aby pozałatwiał wszystkie papiery za nas, a my tylko składamy niezbędny podpis - to powszechnie stosowana tu metoda.
Problemy europejskiego przedsiębiorcy w Gambii?
Nie powinienem chyba o tym pisać na forum publicznym, ale korupcja jak najbardziej istnieje i jest według mnie cudownym zjawiskiem, dzięki któremu można załatwić dosłownie wszystko, w krótkim czasie i absolutnie bezkarnie. Więc nie rozpatruję tego w kategorii problemu.
Panują tu takie obyczaje, że trzeba wszędzie jechać osobiście, zaprzyjaźnić się z urzędnikiem lub kontrahentem, pogadać o niczym, wypić herbatkę, czasem poznać rodzinę, a później wszystko idzie już gładko.
Przepracuj pracę na emigracji (zamiast hejtować) – radzą ci, co wyjechali

W tym roku minie sześć lat, od kiedy na łamach Bankier.pl opublikowaliśmy pierwszą rozmowę z emigrantami – tę, która niespodziewanie zapoczątkowała cykl "Tam mieszkam". Jestem po ponad 150 takich wywiadach. To kopalnia wiedzy i zarzewie dyskusji, z których wiele dotyczy pracy za granicą. Zdaniem emigrantów – o tych realiach nadal mało wiemy. Zdaniem tych, co nigdy nie wyjechali – dostatecznie dużo, by sączyć hejt - pisze Malwina Wrotniak-Chałada.
Czytaj dalej: Życie w Gambii: 5% pracy i 90% zabawy »
Miejsce, gdzie wszystko działa inaczej
Bogaci, jak to w krajach Afryki, są nieprzyzwoicie bogaci? Jest okazja powiedzieć, skąd te pieniądze na wille.
Nie chcę zgadywać, bo nikomu do portfela nie zaglądam. Ale wiem, że są tu ogromne możliwości robienia dobrego biznesu. Dużo ludzi na pewno dorobiło się na ziemi, której wartość w ciągu ostatniej dekady w niektórych miejscach wzrastała nawet o kilkaset procent. Tak samo z importem towarów kupowanych na przykład w Chinach - z powodu małej konkurencji na rynku sprzedawane są tu z kilkusetprocentową marżą. Eksport żywności to też ogromny rynek. Generalnie każdy, kto zajmuje się tu biznesem, na pewno nie operuje na minimalnych marżach i zarabia duże pieniądze w stosunkowo krótkim czasie.


Jest też budowlanka, sektor turystyczny, rybołówstwo, eksport orzeszków ziemnych, sezamu czy choćby nerkowca, którym sam z powodzeniem handlowałem z hinduskim eksporterami.
W liście do mnie napisał Pan, że w Gambii wszystko działa inaczej niż w świecie, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni.
Generalnie największy problem mają z tym przyjezdni. Nie potrafią się zresetować z europejskiego trybu i tempa życia i zalogować się na gambijski. Przede wszystkim czas to jest tutaj pojęcie abstrakcyjne, zegarki nosi się tyko dla ozdoby. Handel też rządzi się swoimi prawami. Tubab, czyli biały, z góry musi się liczyć z tym, że jest obiektem do oszukania, naciągnięcia itd. Przynajmniej dopóki nie pokaże, że zna system i wszystkie triki, a poznanie tego nie jest takie łatwe.
Nie można okazywać słabości ani zbytniej uprzejmości w kontaktach z przypadkowo poznanymi ludźmi, bo natychmiast zostanie to wykorzystane przeciwko nam. Takich spraw jest mnóstwo. Teraz chętnie dzielę się moimi doświadczeniami z nowo przybyłymi, bo ja już swoją cenę zapłaciłem.
Gambia próbowała Pana złamać?
Najtrudniejsze było zrozumienie mentalności tutejszych ludzi. Trzeba nauczyć się wśród nich żyć, a dla niektórych jest to nie do przejścia. Potrzeba sporo czasu, aby zrozumieć ich sposób myślenia. Pewne zachowania, pojęcia, a nawet uczucia, które dla nas Europejczyków są oczywiste, tutaj znaczą czasem całkowicie coś innego albo wręcz nie istnieją. „Kocham cię” pada tutaj często z ust kobiety czy mężczyzny w ciągu minuty od poznania.
Często miałem problem ze pojęciem tutejszej mentalności, zresztą do dzisiaj czasem się z tym borykam. Przykład z życia zawodowego: znalezienie rzetelnego pracownika w Gambii, jednym z najbiedniejszych krajów świata, o ogromnej stopie bezrobocia, graniczy z cudem. Wszyscy narzekają na biedę, ciągle słyszę ”daj”, ale kiedy oni słyszą słowo praca, uciekają jak przed zarazą.
Styl życia w Gambii. 5% pracy i 90% zabawy
Jaką działalność Pan prowadzi?
Rozmaitą - importową, handlową, usługową, transportową, budowlaną.
Może oferuje Pan nieatrakcyjne warunki?
Mentalność tu jest taka, aby dostać, wyłudzić lub nawet ukraść pieniądze tu i teraz. Nikt się nie martwi, co będzie jutro. Ludzie żyją tu z dnia na dzień, nie myślą przyszłościowo i perspektywicznie. Nic ich nie skusi, ani obietnice dobrych zarobków, ani rozwoju zawodowego, a co za tym idzie zapewnienia przyszłości i stabilności swojej rodzinie.


Długo by o tym pisać, to trzeba zobaczyć lub jeszcze lepiej doświadczyć tego samemu, bo przekracza to granice naszego pojmowania.
Ale próbować szukać trzeba. W jaki sposób czyni to Europejczyk?
Głównie z polecenia, dobrze wiedzieć gdzie ktoś taki mieszka i poznać jego rodzinę. Jeśli ma własną rodzinę, żonę i dzieci, to są większe szanse, że nie ucieknie z naszą gotówką po pierwszym dniu pracy.
Pana zawodowa aktywność na miejscu może przyczynić się do zmian, jakie będą zachodzić w tym kraju.
Zbyt wielkie słowa, nie sądzę, że mam jakiś wpływ na sytuację i zachodzące zmiany. Moją małą cegiełką jest to, że zrobiłem ten pierwszy krok i pokazuję ludziom, że to jest możliwe i bardzo proste, nawet w takim kraju jak Gambia. To, co robię, traktuję jako wyzwanie i kiedy coś mi się tutaj udaje, sprawia mi to ogromną satysfakcję, ale też trzeba lubić takie klimaty. Ja akurat w takich miejscach czuję się jak ryba w wodzie, za to w Europie utonąłbym w gąszczu przepisów, reguł i zasad. To nie jest dla każdego, ale jeśli ktoś ma trochę fantazji, zachęcam do próbowania. Jedna osoba wiele nie zmieni, dziesięć może już coś ruszyć. Do tego zazwyczaj jest 5% stresu, 5% pracy i 90% dobrej zabawy. Pojęcie pracy pod presją tutaj nie istnieje.
Miejscowi też dobrze się bawią?
Trudno mi to oceniać. Gambijczycy mają to, czego my nie mamy, i na odwrót. Oni mają straszne parcie na Europę, a my coraz częściej dążymy zwolnienia tempa i prowadzenia prostego życia. Czyli wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Głodu tutaj nie ma, pomimo biedy ludzi narzekających na swój los jest o wiele mniej niż Polsce, wszyscy chodzą uśmiechnięci, pozdrawiają się na ulicy, pomagają sobie nawzajem. Rodzina jest tu najważniejsza. Myślę, że są szczęśliwi, tylko czasem nie zdają sobie z tego sprawy, bo kusi ich to całe bogactwo Zachodu. Ja to poznałem i zawsze kusił mnie taki styl życia, jaki tu panuje, zakosztowałem tego sam i zdecydowanie wybieram tę opcję.
Takim materiałem wideo władze Gambii zachęcały turystów do przyjazdu w 2014 r.:
Co zabrać ze sobą? Na komary, na żołądek, na życie.
Klapki, szorty i t-shirt powinny wystarczyć. A tak na serio, to nie ma już szczepień obowiązkowych, są tyko zalecane, więc jeśli ktoś boi się o swoje zdrowie, to w centralnej stacji sanepidu uzyska rzetelną informację na co może się zaszczepić, udając się w te rejony. Jest zagrożenie malarią, ale w porze suchej komarów praktycznie nie ma. Zalecane w Polsce Malarone jest drogie i często wywołuje skutki uboczne. Można brać miejscowe leki, dużo tańsze i podobno bardzo skuteczne. A w razie pojawienia się pierwszych objawów, nie lekceważyć tego i zgłosić się natychmiast do punktu medycznego.
Jeśli leki, to może coś na biegunkę, jeśli ktoś ma wrażliwy żołądek i antybiotyk, który w moim przypadku rozwiązuje problem z każdą chorobą.
Cały rok jest ciepło, czasem tyko wieczory mogą być chłodne, więc odzież zdecydowanie letnia plus jeden sweterek w razie nagłego ochłodzenia klimatu.
Pomoc medyczna jest powszechnie dostępna, włączając w to prywatne kliniki świadczące wysoki poziom usług.
Ile wziąć do kieszeni? Niech celem będzie przeżyć bez ekstrawagancji tydzień lub dwa.
Jeśli korzysta się z lokalnych restauracji, transportu publicznego i backpakerskiego zakwaterowania, to przy dwóch podróżujących osobach 100 euro na tydzień powinno wystarczyć bez problemu. Oczywiście wszystkie dodatkowe atrakcje, wycieczki, lepsze restauracje, kluby itp. znacznie podwyższają koszt pobytu. Przeloty w tym sezonie były dostępne już nawet za niecałe 800 zł w dwie strony, z Warszawy. Przez cały rok dolecimy do Gambii z Barcelony już od 109 euro w jedną stronę.
Chciał Pan jeszcze coś dodać.
Pragnąłbym zaznaczyć, że wyrażone w powyższym tekście treści, to głównie moje subiektywne opinie, oparte na moich doświadczeniach i wynikające z mojej własnej analizy sytuacji w tym kraju. Daleki jestem od sugerowania komuś czegokolwiek. Ten kraj trzeba po prostu odwiedzić samemu, doświadczyć go na własnej skórze i wyrobić sobie na ten temat własną opinię.
Rozmawiała Malwina Wrotniak-Chałada, Bankier.pl
Mieszkasz za granicą? Opowiedz nam swoją historię! Napisz: [email protected]
