Rosja, która jeszcze do niedawna była rosnącą siłą militarną w Afryce, teraz walczy o utrzymanie swojej obecności na tym kontynencie - poinformował poniedziałkowy „Wall Street Journal” („WSJ”). Kremlowski Korpus Afrykański nie zdołał powtórzyć sukcesu najemników z Grupy Wagnera.


Junty wojskowe w Mali, Nigrze i Burkina Faso, które w ciągu ostatnich trzech lat usuwały wojska amerykańskie i francuskie, akceptując pomoc Moskwy w walce z rebeliantami Al-Kaidy i Państwa Islamskiego, odczuwają frustrację. Stratedzy Pentagonu mają nadzieję odsunąć Rosjan na boczny tor i wrócić do biznesu w Afryce Zachodniej.
Grupa Wagnera działała jako nieformalne zbrojne ramię Kremla od 2014 r. Wagnerowcy byli obecni na Ukrainie podczas aneksji Krymu i operowali w Donbasie w 2014 r. Później działali głównie w Syrii i Afryce, ale w 2022 r. zostali włączeni do rosyjskiej inwazji na Ukrainę. W 2023 r. doszło do buntu założyciela grupy, Jewgienija Prigożyna. W rezultacie Grupa została przez Kreml rozwiązana, jej najemnicy trafili do rosyjskich formacji militarnych, a sam Prigożyn zginął dwa miesiące po buncie w katastrofie lotniczej.
Zmagania Moskwy w Afryce pokazują granice jej władzy, zwłaszcza gdy jej najlepsze jednostki wojskowe walczą na Ukrainie - zauważył „WSJ”.
Tysiąc najemników z Grupy Wagnera pojawiło się w Mali pod koniec 2021 roku. Rząd płacił jej 10 milionów dolarów miesięcznie za pomoc w walce z rebeliantami. Była to walka, której mimo wieloletnich wysiłków nie były w stanie wygrać wojska francuskie ani siły ONZ. Jednak brutalne naloty najemników na osiedla cywilne "wywołały chaos i strach w malijskiej hierarchii wojskowej", zniechęcając informatorów do współpracy i stwarzając możliwości rekrutacji dżihadystów - stwierdził „WSJ”.
W czerwcu br. najemnicy Wagnera opuścili Mali. Na ich miejsce Kreml wysłał Korpus Afrykański, bezpośrednio powiązany z resortem obrony, by naprawić relacje z władzami w Bamako, stolicy Mali. Jednak nieco ponad tydzień później konwój złożony z żołnierzy Korpusu Afrykańskiego i malijskich bojowników wpadł w zasadzkę na północy Sahary. Tuarescy rebelianci, którzy czasami walczą u boku islamistycznych bojowników, zniszczyli połowę z 40 pojazdów opancerzonych w konwoju i zabili dziesiątki bojowników.
Rosja boryka się również z nowymi przeszkodami w innych częściach kontynentu. W Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie rząd próbuje stłumić rebelię, nowi rosyjscy kontrahenci spędzają czas głównie w koszarach, skupiając się na szkoleniu lokalnej armii, twierdzą europejscy urzędnicy. Nie powiodły się rosyjskie próby zabezpieczenia głębokiego przyczółka w wojnie domowej w Sudanie, gdzie siły rosyjskie współpracowały z rebeliantami Sił Szybkiego Wsparcia.
Zdaniem dziennika problemy Rosji otwierają przed mocarstwami zachodnimi nowe możliwości odzyskania dostępu i wpływów w Sahelu, które utraciły po wojskowych zamachach stanu - ocenił dziennik.
Eksperci ds. bezpieczeństwa i zachodni urzędnicy ds. obrony oceniają, że zaangażowanie Moskwy mogło przyczynić się do pogorszenia perspektyw bezpieczeństwa w regionie. Sahel jest prawdopodobnie najgorętszym obecnie polem bitwy w globalnej rywalizacji między islamistycznymi bojownikami a Zachodem i jego sojusznikami. W ciągu ostatniego roku prawie 11 tys. osób zginęło w związku z islamistyczną rebelią w tym regionie - wynika z danych finansowanego przez Pentagon Afrykańskiego Centrum Studiów Strategicznych. (PAP)
os/ mms/