Po raz pierwszy od marca 2017 r. największą popularnością wśród osób kupujących obligacje oszczędnościowe cieszyły się "czterolatki". Ich oprocentowanie zależy od inflacji.


W listopadzie Ministerstwo Finansów pozyskało ze sprzedaży obligacji oszczędnościowy aż 1,19 mld zł, co było drugim najwyższym, po ubiegłym miesiącu, wynikiem w historii. Tym razem popularność papierów Skarbu Państwa nie była napędzana jednak przez korzystną ofertę zamiany - gdyby tego typu transakcji nie brać pod uwagę, sprzedaż okazałaby się o niemal 60 mln zł wyższa niż przed miesiącem.
O dziwo, bardzo dobry listopadowy wynik napędzały "czterolatki". Inwestorzy przeznaczyli na ich zakup 395,3 mln zł, co stanowiło 33,2 proc. sprzedaży. Poniżej tegorocznej średniej, do 32,7 proc., spadł za to udział najpopularniejszych w tym roku papierów trzymiesięcznych. Nabywcy ulokowali w nich 389,3 mln zł. Na trzecim miejscu uplasowały się "dwulatki" (24,2 proc., 288,1 mln zł). Tradycyjnie, znacznie gorzej sprzedawały się obligacje dziesięcio- i trzyletnie oraz rodzinne - dla beneficjentów programu 500+.


Po raz ostatni obligacje czteroletnie najpopularniejsze były w marcu 2017 r., na zakończenie okresu wyraźnego przyspieszenia inflacji, jeszcze przed wprowadzeniem do oferty papierów trzymiesięcznych. Te ostatnie okazały się prawdziwym hitem, w ostatnich miesiącach regularnie okupując najwyższy stopień podium w strukturze sprzedaży. Wyjątkiem były czerwiec i październik, gdy specjalne oferty dla inwestorów przyszykowało Ministerstwo Finansów.
Obligacje czteroletnie różnią się od papierów dwuletnich czy trzymiesięcznych nie tylko zdecydowanie bardziej odległym terminem wykupu, ale i zasadami, według których naliczane jest ich oprocentowanie. Zysk inwestora z "czterolatek" zależy od poziomu inflacji, natomiast z obligacji krótkoterminowych - jest niezależny od zmiany cen w gospodarce (wyliczanej przez GUS), lecz stały i znany w momencie zakupu papierów (szczegóły bieżącej oferty znajdą Państwo na stronie Ministerstwa Finansów). Inwestycje w obligacje czteroletnie można zatem potraktować jako zabezpieczenie przed utratą wartości pieniądza w czasie. Należy się jednak liczyć z koniecznością zamrożenia kapitału na dłuższy okres.
Być może do takiej decyzji w ubiegłym miesiącu zachęciła Polaków fala doniesień o podwyżkach cen energii czy drożejące paliwa. Swój stały udział w kształtowaniu nastrój wśród oszczędzających ma również Rada Polityki Pieniężnej, która pozostaje sceptyczna co do konieczności podwyżki stóp procentowych, która przełożyłaby się na wzrost oprocentowania obligacji.
Co ciekawe, w samym listopadzie inflacja spadła do poziomu 1,2 proc. Jeżeli te wstępne wyliczenia GUS się potwierdzą, będzie to oznaczało, że zysk z obligacji trzymiesięcznych (1,215 proc. po odliczeniu podatku Belki) w końcu będzie wyższy od inflacji.
Łączny udział obligacji o terminie zapadalności do dwóch lat i stałym oprocentowaniu wyniósł w listopadzie 56,9 proc i był najniższy od listopada ubiegłego roku, gdy "alternatywa dla lokat bankowych", czyli obligacje trzymiesięczne od MF była w sprzedaży dopiero drugi miesiąc.


W tym roku MF pozyskało już 11,62 mld zł ze sprzedaży obligacji oszczędnościowych, czyli o 70 proc. więcej niż w całym, rekordowym roku ubiegłym. Warto jednak zauważyć, że za ten wynik w sporej części odpowiadają obligacje trzymiesięczne, które MF już zdążyło wykupić od inwestorów, gdyż termin ich zapadalności minął.
Nie zmienia to jednak faktu, że popularność obligacji oszczędnościowych rośnie, czemu sprzyjają tak puchnące portfele Polaków, jak i marna oferta banków dla oszczędzających w środowisku rekordowo niskich stóp procentowych czy podkopujące zaufanie do rynku afer: KNF czy GetBack.
Maciej Kalwasiński