
foto: thinkstock
Polski system walki z bezrobociem to struktura przestarzała i skostniała. Co roku uczciwie pracujący Polacy wpłacają łącznie ponad 10 mld zł na Fundusz Pracy. Każdy zatrudniony na znalezienie pracy dla bezrobotnych wydał w ubiegłym roku 200 zł. Tymczasem stopa bezrobocia już od kilku lat utrzymuje się na niebezpiecznie wysokim poziomie. Chwilowe spadki są zaś jedynie wynikiem wahań sezonowych. Resort pracy, na czele z ministrem Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, postanowił więc wyciągnąć pośredniaki z letargu, ale tchnięcie nowego życia w martwą strukturę może okazać się niewykonalne.
Miała być rewolucja, a będzie jak zwykle
Jednym z przyjętych założeń w nowej ustawie jest zmiana algorytmu ustalania kwot środków z Funduszu Pracy na finansowanie programów do łagodzenia bezrobocia i jego skutków. W praktyce ma to wyglądać tak, że im wyższą efektywność działań aktywizacyjnych osiągnie urząd w danym roku, tym większa pula środków trafi do niego w roku następnym. Zmianę tę ostro skrytykował w rozmowie z Bankier.pl Stanisław Szwed, poseł Prawa i Sprawiedliwości. – Mam dużo zastrzeżeń do nowych regulacji. To nie urzędy pracy tworzą bezrobocie, czy z niego wyciągają. O tym decyduje sytuacja gospodarcza. Tymczasem propozycja dotycząca powiązania efektywności urzędników z ich wynagrodzeniem jest po prostu niedorzeczna. Łatwiej uzyskać efektywność tam, gdzie jest zatrudnienie. I ta efektywność będzie, ale przecież tu nie chodzi o to. Wspomagać trzeba regiony, które są w gorszej sytuacji. Tymczasem wydajemy pieniądze na szkolenia dla szkoleń i nic z tego nie wynika. Obecna ustawa ma 150 stron i dodawanie do niej kolejnych zapisów sprawi tylko, że będzie ona jeszcze bardziej nieczytelna. Wiem, że już teraz urzędnicy mają problem, żeby ją dobrze zrozumieć. Należałoby po prostu napisać ją od nowa, żeby była jasna dla wszystkich i precyzyjna, bo od samego mieszania w szklance herbata nie robi się słodsza – tłumaczy poseł Szwed.
![]() | » Jak nie zostać "mgr bezrobotnym"? |
Nie uczymy się na doświadczeniu innych
Zgodnie z nowymi przepisami, bezrobotny w urzędzie pracy będzie w obecności doradcy zawodowego wypełniał elektroniczny kwestionariusz. Oprócz pytań o wiek, płeć, wykształcenie i miejsce zamieszkania, w ankiecie znajdzie się część, która pozwoli ocenić m.in. chęć współpracy z doradcą zawodowym czy chęć znalezienia pracy. - Jak świat światem, jeśli ktoś z odgrywania roli petenta uczynił swój sposób na życie, to żaden urzędnik nie będzie w stanie z całą pewnością stwierdzić, że pan X faktycznie chce pracować, a pani Y wytrwale i dobrze symuluje. Żarliwe deklarowanie chęci współpracy czy fabrykowanie oświadczeń to nic trudnego – krytycznie ocenia Artur Ragan.
![]() | » Staże szansą dla osób bez pracy |
Agencje pracy mają już doświadczenie w tym zakresie. Pomysł ministerstwa pracy oceniają niezbyt przychylnie. - Polskie agencje pracy na pewno podejmą wyzwanie, jakim jest znalezienie zatrudnienia dla najmniej aktywnych. Sęk w tym, że w ubiegłym i w tym roku wysłaliśmy w Polskę na trzymiesięczną trasę mobilne biuro rekrutacji z ofertami zatrudnienia za granicą, również dla ludzi o niskich kwalifikacjach. W Work Busie czekali specjaliści, którzy nie tylko przedstawiali mieszkańcom oferty pracy, ale także odpowiadali na nurtujące ich pytania, radzili jak szukać pracy, jak przygotować dokumenty aplikacyjne. Można powiedzieć, że goście Work Busa dostali szczegółowe instrukcje, co robić, by wyjechać w krótkim czasie za granicę do pracy za ok.1000 euro na rękę. Z naszych obserwacji wynika jednak, że 30 proc. bezrobotnych w ogóle nie bierze w ogóle pod uwagę takiego wyjazdu– tłumaczy Ragan.
Wszystko rozbija się o pieniądze
Poseł Szwed pozytywnie ocenia jednak pomysł polegający na wspieraniu młodych ludzi na rynku pracy. Bezrobotnym do 25 roku życia urząd pracy będzie przedstawiał propozycje pracy, stażu lub podniesienia kwalifikacji w ciągu czterech miesięcy od dnia rejestracji. Wynika to z wytycznych dokumentu Gwarancje dla młodzieży w ramach Inicjatywy dla młodych. – Uważam, że trzeba wspierać młodych. PiS mocno postulował za tym, żeby rozszerzyć pojęcie „młodzi” do ludzi do 35. roku życia, bo obecnie wiele osób zdobywa kwalifikacje zawodowe przez długie lata. Szkoda tylko, że cały ten system do walki z bezrobociem to tylko element uzupełniający. Wystarczy spojrzeć na to, jaką pozycję względem ministra finansów ma minister Kosiniak- Kamysz. Postulował o uruchomienie 500 mln zł z Funduszu Pracy, ale Jacek Rostowski nie wyraził na to zgody. Trzeba też pamiętać, że zaostrzanie sankcji wobec osób, dla których pracy nie ma, lub zwyczajnie figurują w urzędzie jako bezrobotni, to zwykły zabieg statystyczny. Jeśli zostaną wyrejestrowani, to powiększą tylko szarą strefę, albo wyjadą za granicę – mów Szwed.
Profilowanie bezrobotnych i uzależnienie wynagrodzenia urzędników od efektywności w zakresie skutecznego poszukiwania pracy to tylko niektóre z przyjętych przez rząd rozwiązań w nowej ustawie o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Kolejne dotyczą grantów dla pracodawców w wysokości 6- krotności minimalnego wynagrodzenia za pracę brutto na utworzenie stanowiska pracy dla bezrobotnego rodzica. Jeżeli podpisze on umowę ze starostą, to będzie musiał zobowiązać się do zatrudniania takiej osoby przez następne 12 miesięcy w pełnym wymiarze albo przez 18 miesięcy na pół etatu. Jeżeli zwolni pracownika, będzie musiał zwrócić grant (w proporcjonalnej wysokości) z odsetkami ustawowymi liczonymi od dnia jego otrzymania. Osoby do 30-tego roku życia będą z kolei mogły ubiegać się o bony szkoleniowe i na zasiedlenie, zaś absolwenci szkół i wyższych uczelni w okresie 48 miesięcy od dnia otrzymania dyplomu będą mogli starać się o pożyczkę na podjęcie działalności gospodarczej. Zostanie też powołany Krajowy Fundusz Szkoleniowy, z którego finansowane będzie kształcenie i szkolenie pracowników.
Justyna Niedbał
Bankier.pl