REKLAMA
ZOOM NA SPÓŁKI

Nepal: Bandh - kultura strajku, która zastąpiła demokrację

2015-01-25 08:33
publikacja
2015-01-25 08:33
Nepal: Bandh - kultura strajku, która zastąpiła demokrację
Nepal: Bandh - kultura strajku, która zastąpiła demokrację
fot. REUTERS/Navesh Chitrakar / / FORUM

Nepal od prawie siedmiu lat czeka na konstytucję. W styczniu 2015 r. kolejny termin jej ukończenia został przekroczony. Opinia publiczna jest coraz bardziej rozczarowana demokracją i kulturą bandhu, czyli strajkami, które zastąpiły normalną debatę polityczną.

Konferencja prasowa po upłynięciu terminu oddania projektu konstytucji
Konferencja prasowa po upłynięciu terminu oddania projektu konstytucji (fot. REUTERS/Navesh Chitrakar / FORUM)


W czwartek, 22 stycznia, upłynął ostateczny termin oddania projektu konstytucji przez nepalskie Zgromadzenie Konstytucyjne. Dwa dni wcześniej posłowie z opozycyjnej Zjednoczonej Komunistycznej Partii Nepalu (KPN-M, maoiści) zablokowali mównicę parlamentu i nie dopuścili do głosowania nad projektem ustawy zasadniczej. Jednocześnie bojówki maoistów i działacze koalicji partii z południa Nepalu zablokowali główne ulice stolicy Katmandu.

Na terenie całego kraju ogłoszono bandh, bezwzględny strajk generalny. Tego dnia żaden sklep ani restauracja nie miały prawa funkcjonować. Żaden samochód, motocykl ani nawet rower nie mogły wyjechać na drogi. Łamistrajkom groziło pobicie, a ich sklepom i pojazdom podpalenie. W całym Nepalu życie zamarło.

"I znowu ten bandh! Wciąż nie ma konstytucji, bo znowu się nie dogadali! Widział pan ten cyrk w parlamencie? Jak tak można?" - oburza się 60-letni Gowinda mieszkający na ulicy Jhochhen w starym Katmandu. Pracuje dorywczo, nie ma stałej pracy i kiepsko mu się wiedzie. W wyborach do Zgromadzenia Konstytucyjnego głosował na Kongres Nepalski (KN). "Wszyscy na nich głosowali, bo mieli być lepsi od maoistów. Mieli w rok napisać konstytucję, a wyszło jak zwykle" - macha ręką i kategorycznie odmawia dalszej rozmowy o polityce. Na odchodnym rzuca jeszcze, że prawie siedem lat temu, w wyborach do pierwszego parlamentu, również głosował "na tych, co wszyscy".

Wygrana maoistów

W 2008 roku wybory do pierwszego Zgromadzenia Konstytucyjnego wygrali maoiści. Wcześniej przez dziesięć lat prowadzili partyzantkę, ale w 2006 roku przyłączyli się do grupy partii opozycyjnych, które sprzymierzyły się, by obalić 239-letnią monarchię. Wojna domowa pochłonęła 18 tys. ofiar i chociaż partyzanci byli tak samo bezwzględni jak armia królewska, to społeczeństwo miało przede wszystkim dość króla i żądało demokracji.

"Maoiści złożyli broń, wzięli udział w wyborach i niestety stali się normalną partią" - tłumaczy PAP Maki Gurung, młody działacz komunistyczny, który długo sympatyzował z maoistami. "Po pierwsze, mieliśmy obalić monarchię i burżuazję. Udział w wyborach i demokracji miał być etapem przejściowym w drodze do komunizmu. Społeczeństwo pod rządami maoistów miało się przekonać, że komunizm jest najlepszym systemem" - dodaje Gurung, wskazując, że tak się nie stało, bo towarzyszom szybko zaczęło bardziej zależeć na dobrych posadach i rządowych pensjach niż na ideałach.

Przez cztery lata rządy tak często przechodziły z rąk do rąk, że przy władzy znalazły się wszystkie główne partie. Nikt nie miał czasu na zajmowanie się nową konstytucją. "Wtedy zaczęła się kultura bandhu, strajku" - opowiada PAP Prabin Subba, który pracował m.in. w organizacji USAID, a obecnie działa w turystyce. "Żeby wymusić na władzy swoje cele, wystarczy ogłosić bandh i zablokować cały kraj. Żaden z polityków nie myśli przy tym, ile wtedy tracimy. Nepal traci turystów, a ludzie pracę" - dodaje.

Dziennik "Himalayan Times" wyliczył, że tylko w sektorze pozarolniczym jeden dzień strajku kosztuje 2 mld rupii (ok. 71 mln zł). W tym czasie pracownicy najemni, tacy jak Gowinda, nie zarabiają.

"Nic innego nie skutkuje. Albo Nepalczycy nie potrafią już inaczej protestować" - zastanawia się Bipin, właściciel kawiarni w okolicy placu Durbar, jednej z największych atrakcji turystycznych Katmandu. Opowiada jak miejskie władze postanowiły znacząco podnieść ceny biletów wstępu na plac wpisany na listę UNESCO, co nie spodobało się sklepikarzom i restauratorom żyjącym z turystów. "Sklepikarze ogłosili bandh na pół dnia! Zamknęli własne sklepy i restauracje, stracili pół dnia utargu. To przecież bez sensu!" - kręci głową.

Koniec kultury bandhu?

Na początku 2014 r. premier nowego rządu Sushil Koirala ogłosił koniec kultury bandhu. Szef KN, który w 2013 roku wygrał wybory do drugiego Zgromadzenia Konstytucyjnego, miał na to prosty sposób: błyskawicznie, w ciągu roku uchwalić nową konstytucję. Co więcej, nowa ustawa zasadnicza miała zostać uchwalona przez konsensus, czyli za porozumieniem wszystkich partii.

Jednak zanim nowa koalicja obsadziła wszystkie ministerialne stanowiska i rozdała posady w państwowych spółkach, minęło pół roku. Same negocjacje co do najważniejszej sprawy, czyli sposobu podziału kraju na stany w nowym federacyjnym państwie, rozpoczęły się dopiero pod koniec 2014 roku.

Tymczasem opozycja, czyli maoiści i partie z nizinnego południa kraju, ma zupełnie odmienne pomysły na nepalską federację niż premier Koirala. Opozycja żąda podziału faworyzującego mniejszości etniczne, które dotychczas były spychane na margines przez wysoką kastę braminów z doliny Katmandu. Konserwatywny premier twierdzi jednak, że taki podział, wzmocniony większą władzą stanów w nowej republice, ułatwi secesję południa od Nepalu.

"Od 2008 r. Nepal miał sześciu premierów, niekończące się polityczne walki, gwałtowny wzrost korupcji oraz rosnące rozczarowanie rządem i klasą rządzącą" - pisze w magazynie "Caravan" nepalski dziennikarz Roman Gautam. "Ale status quo wciąż pozostaje niezachwiane. Przeciętny Nepalczyk wciąż nie ma nic z (demokratycznej - PAP) rewolucji, której dokonano w jego imieniu".

Z Katmandu Paweł Skawiński (PAP)

pas/ cyk/ mc/

Źródło:PAP
Tematy
Orange Nieruchomości
Orange Nieruchomości
Advertisement

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki