Czerwcowe badanie gospodarstw domowych pokazało stabilizację nastrojów oraz lekkie złagodzenie obaw przed inflacją. Patrząc na dane gusowskie w dłuższej perspektywie można dojść do wniosku, że „powrót polskiego konsumenta” będzie raczej powolny.


Ekonomiści byli zgodni co do tego, że w 2024 roku motorem wzrostu PKB Polski będzie konsumpcja. Po roku „inflacyjnej zimy” polski konsument miał wreszcie raźniej ruszyć na zakupy, do czego miały go skłonić wysokie (aczkolwiek wcale nie powszechne!) podwyżki pensji (płaca minimalna w styczniu wzrosła o blisko 20%, a budżetówka dostała o 20-30% więcej) oraz wyższe zasiłki socjalne (z 800+ na czele i hojną waloryzacją emerytur).
Jednakże pierwsze miesiące 2024 roku nie przyniosły konsumpcyjnego boomu. Przez poprzednie trzy miesiące realny wzrost sprzedaży detalicznej sięgał tylko 4-6%, co potwierdzały także dane z centrów handlowych. W całym I kwartale konsumpcja (liczona zarówno jako spożycie towarów jak i usług) wniosła 2,7 punktu procentowego do rocznej dynamiki PKB. Był to najlepszy wynik od II kwartału 2022 roku.
Jednakże dalsze przyspieszenie wydatków konsumpcyjnych stoi pod znakiem zapytania. Być może polski konsument jeszcze nie poluzował pasa z powodu zapowiedzianych i wchodzących w życie od lipca drakońskich podwyżek cen energii elektrycznej i gazu. Obawy te widzieliśmy już wczesną wiosną, gdy szybko zaczęły rosnąć oczekiwania inflacyjne Polaków. Ten akurat wskaźnik w czerwcu ustabilizował się na poziomie nieco niższym niż w maju oraz na podobnym co w kwietniu.
Polski konsument wciąż kręci nosem
Niepokoić może za to co innego. Otóż w zasadzie od początku 2024 roku nie obserwujemy już poprawy wskaźników koniunktury konsumenckiej. Obliczany przez GUS bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK) w czerwcu przyjął wartość -12,0 pkt. Co prawda to o 1,8 pkt. więcej niż w maju, lecz są to prawie takie same odczyty jak w kwietniu, marcu, lutym czy styczniu. Na poniższym wykresie widać, że trwająca od jesieni ’22 odbudowa morale polskiego konsumenta w tym roku wyhamowała na raczej przeciętnych poziomach.


Co więcej, od stycznia w lokalnym trendzie spadkowym pozostaje wyprzedzający wskaźnik ufności konsumenckiej (WWUK), który w czerwcu obniżył się z -8,2 pkt. do -8,3 pkt. Nie są to może jakieś dramatyczne spadki, ale sygnalizują, że konsumenci nie za bardzo zamierzają szastać gotówką. A przynajmniej nie w takim stopniu, jak to deklarowali w latach 2017-19, gdy po raz pierwszy (i jak na razie ostatni) w historii BWUK i WWUK przybrały wartości dodatnie.
Zarówno BWUK, jak i WWUK mogą przyjąć wartość od -100 pkt do 100 pkt. Odczyty ujemne świadczą o liczbowej przewadze respondentów negatywnie oceniających sytuację finansową swojego gospodarstwa domowego, jak i kondycję ekonomiczną kraju.


Z drugiej jednak strony wyniki poszczególnych subindeksów nie wyglądają aż tak źle i wciąż dają nadzieję na napędzenie wyższej dynamiki konsumpcji w drugiej połowie 2024 roku. W danych GUS można dostrzec stabilizację ocen oczekiwanej kondycji finansowej gospodarstwa domowego w horyzoncie kolejnych 12 miesięcy. To wyraźna poprawa względem ocen formułowanych przez konsumentów jeszcze w roku ubiegłym. W trendzie wznoszącym pozostają subindeksy mierzące deklaracje dokonywania większych zakupów. Równocześnie ankietowany Polacy odnotowują coraz lepsze możliwości oszczędzania pieniędzy (efekt realnie dodatnich stóp procentowych), co jednak może stłumić wydatki konsumpcyjne i zwiększyć bardzo niską do niedawna stopę oszczędności.
Reasumując, polski konsument w ostatnich miesiącach znów wydaje realnie więcej, ale chyba niespecjalnie się z tego cieszy. Tak by przynajmniej wynikało z konfrontacji umiarkowanych wyników sprzedaży detalicznej z wciąż pesymistycznymi deklaracjami gospodarstw domowych.