Ciekawe zjawisko ma miejsce na rynku mieszkań. Pośrednicy nieruchomości donoszą, że coraz więcej klientów chce kupić lokal, który wcale nie został wystawiony na sprzedaż. Witajcie w świecie mieszkaniowego stalkingu – napisał niedawno Reuters.
Źródło: Thinkstock
Poturbowany ostatnimi laty amerykański rynek nieruchomości znowu rośnie – donosi Dział Analiz Bankier.pl. Wydawać by się mogło, że skarceni za swoją zachłanność konsumenci zza Oceanu w kolejnej odsłonie wzrostu rynku wykażą pokorę większą niż przed kryzysem. Tymczasem wraz z tym, jak w Stanach rozkręca się sprzedaż, rosną wymagania uczestników rynku. Agencja Reutera pisze o coraz częstszych przypadkach nabywania nieruchomości, których właściciele nigdy nie wystawili na sprzedaż.
Stalking w Polsce ma wydźwięk negatywny i oznacza uporczywe nękanie osób i wzbudzanie w nich poczucia zagrożenia. W USA od niedawna mówi się o stalkingu również w kontekście rynku mieszkaniowego. Tam ten kontekst jest bardziej neutralny, a termin „uporczywość” zastępuje się „cierpliwością”. Nagrodą za determinację ma być kupno atrakcyjnej nieruchomości, przy której nigdy nie pojawił się napis „For sale”.
Przewodnik po legalnym stalkingu
Jeśli upatrzysz sobie mieszkanie, z dużą dozą prawdopodobieństwa możesz
się do niego wkrótce wprowadzić – sugerują amerykańscy pośrednicy rynku nieruchomości.
I tworzą poradniki o tym, jak szybko i skutecznie wejść w posiadanie dowolnego,
cudzego domu. – To nielegalne zostawiać cokolwiek w cudzej skrzynce pocztowej, aby
więc nie popaść w konflikt z prawem, lepiej wyślij do właściciela nieruchomości
list pocztą albo zostaw kartkę w drzwiach - czytamy w jednym z nich.
Gdy już nawiązałeś kontakt z właścicielem upatrzonej nieruchomości, nie szczędź mu komplementów. Siebie zaś reklamuj jako najbardziej właściwą osobę do przejęcia jego nieruchomości. Jeśli właściciel kocha ogrody, uświadom mu, jak chętnie pielęgnujesz róże, a jeśli jest mentalnie związany z tą okolicą, podkreśl, że od zawsze chciałeś tu mieszkać. Nie pomaga? Sięgnij po wymierne korzyści. Są osoby, dla których sprzedaż nieruchomości z jednoczesną możliwością podnajmowania jej części aż do śmierci to okazja do podreperowania domowego budżetu.
W przedsionku przekonują nieprzekonanych
W tym szaleństwie jest metoda. Niektórzy mają mieszkania za duże na bieżące potrzeby albo utrzymywane bardziej z sentymentu niż ze zdrowego rozsądku. Jednak decyzja o zbyciu nieruchomości – zwłaszcza posiadanej od wielu lat – nie jest dla nich łatwa. Sygnał od potencjalnego kupca może ją uruchomić lub przyspieszyć. Z myślą o takich nieprzekonanych, mając świadomość, że są to potencjalni uczestnicy rynku, amerykański serwis nieruchomości Zillow uruchomił projekt „Make me move”. Właściciele nieruchomości mogą je tu anonimowo wystawić do publicznego oglądu, zapytując „Ile dalibyście mi za takie mieszkanie?”. Jeśli przeglądający oferty znajdzie taką na w pół wystawioną na sprzedaż, może indywidualnie dopytać o szczegóły.
Idea nie jest pozbawiona wad, w Stanach Zjednoczonych odpowiedziała jednak na potrzeby obiecującej grupy, stanowiąc swoisty przedsionek rynku nieruchomości. W potencjał takiego rozwiązania na polskim gruncie powątpiewa jednak Agata Polińska z serwisu otodom.pl. – Funkcję podobną do „Make me move” najchętniej wykorzystywaliby w naszym kraju ci właściciele nieruchomości, którzy uważają, że ich dom czy mieszkanie charakteryzuje coś nietypowego, wartego szczególnej uwagi, jak lokalizacja czy wystrój. Korzystaliby z takiego narzędzia głównie z ciekawości, w jakim stopniu ich wyobrażenie na temat wartości domu pokrywa się z potrzebami rynku – mówi Polińska. – Na pewno tego typu opcja spowodowałaby pojawienie się ogłoszeń o nierealnie wysokich cenach, co w obecnej sytuacji, a więc przy wciąż spadających cenach mieszkań, mogłoby spowodować brak rzeczywistego zainteresowania poszukujących taką nieruchomością lub nawet negatywne odpowiedzi na takie ogłoszenie – dodaje.
Żoliborz chętnie wezmę
Rodzimy rynek też ma swoich stalkerów. Potwierdza to między innymi Marcin Jańczuk z agencji nieruchomości Metrohouse. Jak mówi, swoiste polowanie na domy odbywa się szczególnie tam, gdzie nieruchomości powszechnie uznawanych za atrakcyjne i modne jest niewiele. Za takie miejsce można uznać choćby warszawski Żoliborz. Jeśli spacerujesz w okolicy z psem, całkiem prawdopodobne, że z pozoru przypadkowy przechodzień zapyta cię o lokalne nieruchomości, które niedługo mogą być na sprzedaż.
Próbujących iść tą drogą można znaleźć również w sieci. Ogłoszenia poszukujących nieruchomości nie cieszą się jednak szczególnym zainteresowaniem właścicieli mieszkań i domów. – Ci wolą wystawić ofertę sprzedaży i czekać na odpowiedzi osób zainteresowanych kupnem, aniżeli samodzielnie wyszukiwać potencjalnych klientów – zauważa Polińska.
W internecie czy nie, wszystko to jest jednak stalkingiem w łagodnej postaci. Daleki od uporczywego nachodzenia i prób wyperswadowania właścicielowi dalszego przebywania we własnym domu, o czym też szepcze rynek. Nadal powodujący, że właściciel mieszkania, chwytając za telefon wybiera numer zainteresowanego, a nie policji.
mw/bankier.pl