
W połowie maja w światku piwoszy i piwowarów duże poruszenie wywołała informacja o planowanym wznowieniu produkcji złocistego trunku w Lwówku Śląskim. Historia niewielkiego browaru była bardzo burzliwa. Mimo że szczycił się on 800-letnią tradycją i nieźle radził sobie w okresie Polski Ludowej, nie udało mu się przejść przez proces transformacji ustrojowej. Mimo wielu prób ratowania wytwórni (m.in. pozyskania licencji na produkcję czeskiego „Premiera” i próby prywatyzacji pośredniej – utworzenia Browarów Karkonoskich), w 1998 roku ogłoszono jej upadłość. Prawie rok później udało się znaleźć inwestora – był nim Wolfgang Bauer, dzięki któremu wznowiono w Lwówku produkcję piwa. I to znakomitego, o czym świadczą nie tylko liczne nagrody, ale przede wszystkim uznanie w środowisku birofilów.
Brak porozumienia z władzami miasta doprowadził jednak do ponownego zamknięcia zakładu w 2007 roku. Kiedy wydawało się, że wszystko stracone, na horyzoncie pojawił się Browar Ciechan, który kupił część udziałów w lwóweckiej wytwórni i kilka tygodni temu wznowił produkcję.
Przez cierpienie do gwiazd
![]() |
Naturalnie, nie wszystkie małe i średnie browary mają za sobą długą historię i dziedzictwo PRL-u. Z firm o kilkunastoletniej tradycji na uwagę zasługuje z pewnością Browar Amber z Bielkówka pod Gdańskiem. Jest też przykładem tego, jak operatywność i innowacyjność może doprowadzić do dużego sukcesu.
![]() |
W tym miejscu warto też wspomnieć o pierwszym polskim mikrobrowarze „Spiż”. Powstał on w 1992 roku we Wrocławiu, obecnie posiada placówki również w Katowicach i Miłkowie. Produkuje naturalne, niepasteryzowane i niefiltrowane piwo, które, nalewane wyłącznie „z kija”, można kupić w połączonych z warzelnią restauracjach i niewielu lokalach współpracujących z mikrobrowarem. Mimo relatywnie wysokich cen zazwyczaj trudno znaleźć w nich wolne miejsce. Zwłaszcza na wrocławskim rynku, gdzie nie jest nie lada atrakcją, zwłaszcza dla turystów z zagranicy.
Państwo winne bardziej niż koncern
![]() rynku jest Kompania Piwowarska |
Lepiej, ale gorzej
Małe i średnie browary, nie mogąc konkurować z koncernami na polu reklamy, wybrały zupełnie inną drogę. Na pierwszym miejscu postawiły jakość, która dopiero miała stać się przyczyną wzrostu sprzedaży. Niestety, zwłaszcza w latach dziewięćdziesiątych strategia ta często doprowadzała je na skraj bankructwa. Wtedy to rynkowe sukcesy święciło wspomniane już EB czy 10,5, które nowoczesną kampanią promującą lekkie piwo w amerykańskim stylu trafiły w gusta spragnionych Zachodu konsumentów. Małe, lokalne browary kojarzyły się mocno z poprzednią epoką, od której chciano jak najszybciej uciec. Trzeba było kilkunastu lat, by przywrócić do nich zaufanie. Mimo że nadal niekoncernowe piwa mają tylko ułamek rynku browarniczego w Polsce, nastawienie do nich zaczyna się zmieniać. Powoli, choć konsekwentnie, stają się synonimem dobrego gustu. Chociaż nadal picie najpopularniejszych marek jest „fajne jak w reklamach”, to nieznana etykieta wywołuje raczej ciekawość niż zażenowanie.
Mateusz Szymański
Bankier.pl
m.szymanski@firma.bankier.pl
» 10 rzeczy, na które dasz się naciągnąć
» Ile kosztuje zrobienie festiwalu
» Ponad 350 gospodarstw straciło uprawy chmielu - przez powódź