Same włosy Arielki kosztowały 150 tys. dolarów. Nic więc dziwnego, że budżet filmu spuchł do 250 mln dolarów. Finansowe fikołki to nie jedyne "szoki i niedowierzania", jakie czekają widzów. Film zbiera kiepskie recenzje, tak że Disney musi mocno ściskać kciuki, by spróbować na nim zarobić.


Rudowłosa syrenka, która wyrzekła się swojego głosu, by być z ukochanym, to postać powołana do życia przez Hansa Christiana Andersena. Mogła spokojnie przyprawiać dzieci o koszmary - zresztą zero zaskoczenia, bo podobnie jak baśnie braci Grimm, finał nie był dla głównej bohaterki szczęśliwy. Syrenka miała zasztyletować Eryka, by spływająca na jej stopy krew przemieniła je z powrotem w rybi ogon, po tym gdy poślubił inną. Jednak oryginalna Arielka się na to nie zdobyła i ku rozpaczy rodziny zamieniła się w morską pianę. Po 200 latach z hakiem i radykalnej zmianie w traktowaniu dzieci wszedł Disney cały na biało i dał jej "żyli długo i szczęśliwie". Ba, jako jedyna z księżniczek wytwórni doczekała się drugiej części i niesfornej córki (jakby w innych przypadkach nie było życia po ślubie u bajkowego potentata). Teraz powstała jej kolejna wersja, ale czy na pewno czeka jej producentów "zarobili dużo i żyli w dostatku"? Niewiele na to wskazuje.
Poprawili tak bardzo, że przerysowali
Tegoroczna wersja "Małej syrenki" miała pełnić dodatkową rolę - urozmaicić wersję z 1989 roku. Byłoby nawet w porządku, gdyby twórcy netfliksowo nie przedobrzyli, wprowadzając nie tyle ultrapoprawność polityczną, ile ją skarykaturowali. Film stał się po prostu nielogiczny.
ReklamaTwórcy postanowili umieścić akcję na Karaibach, więc naturalną decyzją było zaangażowanie do głównej roli czarnoskórej aktorki Halle Bailey. Prawicowe środowiska podniosły falę krytyki, zupełnie niesłusznej. Przecież Królowa Śniegu Andersena mogłaby być z łatwością zagrana choćby przez przedstawicielkę Inuitów (rdzennych mieszkańców Alaski, Grenlandii, Kanady i Rosji), a Calineczka - przez hinduskę z Bollywood. Fabuła i niesione nią wartości w żaden sposób nie wpływają na dobór obsady.
Są kwestie w "Małej syrence", przez które zgrzytają zęby. Weźmy np. księcia Eryka, białego adoptowanego syna królewskiej pary. Po co? To o krok za daleko ku niepotrzebnej komplikacji fabuły w imię poprawności politycznej. Spokojnie mógł zostać karaibskim księciem z odpowiednim odcieniem skóry. Przecież nikt by nie protestował, tak jak nie protestowano przeciwko nikłej reprezentacji białych aktorów w "Czarnej Panterze: Wakanda w moim sercu", bo film rozgrywa się wyimaginowanym afrykańskim królestwie (sic!).

Jaką formę opodatkowania wybrać?
Własna działalność gospodarcza a podatki
Założyłeś własną firmę? Kolejnym krokiem w jest wybór sposobu rozliczania się ze skarbówką z tytułu osiąganych dochodów. Odpowiednia formy opodatkowania, dopasowana do potrzeb przedsiębiorcy, niesie ze sobą korzyści finansowe. Warto o nich wiedzieć!<BR>
Pobierz e-booka zostawiając zgody, albo zapłać 20 zł
Masz pytanie? Napisz na marketing@bankier.pl
Będąc przy odcieniach, to najlepszy przyjaciel Ariel - Florek - jest za mało niebiesko-żółty i jest wręcz 1:1 rybą, a co za tym idzie, zamiast gamy jego uczuć, widzianych w kreskówce, widzowie dostaną półtorej miny na krzyż.
Ze scen zabrakło też wręcz legendarnej pogoni kraba Sebastiana z kucharzem (ale to w ramach ugrzecznienia bajki). Sam skorupiak, choć odrobinę inny niż w kreskówce, nadal celuje cyniczno-kpiarskimi tekstami.
Eryk wisienką na torcie czy betonowym kołem ratunkowym?
Zmiana treści piosenek jeszcze się broni. Te z kreskówkowej wersji przedstawiały świat dziewcząt, które mają milczeć i czekać aż "wybierze je książę", zamiast brać los w swoje ręce. Jak przyznaje Alan Menken, kompozytor i twórca piosenek, zmodyfikowano tekst w dwóch z nich. - W "Całuj ją" są pewne zmiany w tekście, ponieważ ludzie zwracali uwagę na fakt, że zachowanie księcia Eryka może zostać odebrane jako narzucanie się Arielce. Z kolei w "Wyznaniu Urszuli" inaczej będzie przedstawione "pozbawienie głosu". W poprzedniej wersji dziewczynki mogły odnieść wrażenie, że nie powinny mówić bez pozwolenia mężczyzn [słowa w oryginale: "ta która milczy zdobywa mężczyznę"] - dodaje w "Vanity Fair".
Niestety twórcy nie zdecydowali się wypłynąć na nieznane wody, ukazując Arielkę jako niezależną młodą dziewczyną, która podąża za swoimi marzeniami. Aktorka, grająca główną rolę, przyznaje, że dla niej w historii tej liczy się fakt, że syrenka jest zafascynowana światem ludzi i to ma być głównym powodem jej decyzji, by pozbyć się ogona na rzecz nóg. - Książę Eryk jest tylko wisienką na torcie - wyjaśnia Halle Bailey w wywiadzie. Ale tego nie widać. Wyraźnie jest za to pokazane, jak za tą wisienką ugania się nasza syrenka. Choć twórcy wydłużyli film w porównaniu do kreskówki, pokazując właśnie budowanie relacji między dwoma bohaterami, to nadal wygląda to dość stalkerowo.
Zresztą reszta rodziny pozostaje niezmieniona, a więc władca Tyrion nadal jest ojcem usiłującym wymusić swoją wolę - część nazwałaby go przemocowym, bo zniszczył kolekcję córki, a część po prostu tyranem. Siostry Arielki mu przytakują (Disney ponownie mógł pokazać siłę rodzeństwa, która tak doskonale sprawdziła się w "Krainie Lodu") i tylko przyjaciele - Florek, Sebastian i mewa Blaga - wnoszą coś dodatkowego (że tych najbliższych nie opuszcza się w biedzie, choć próbują zrealizować toksyczne marzenie syrenki, zamiast ją powstrzymać). Zmiana więc słów piosenek wygląda jak pudrowanie trupa. Jak już przeprowadzać rewolucję, to prawdziwą.
Finansowa porażka Disneya?
Disney desperacko potrzebuje pieniędzy: zwalnia pracowników, bada grunt pod stworzenie "Krainy Lodu 3" i kasuje nawet hitowe seriale. Produkcja "Małej syrenki" kosztowała 250 mln dolarów, a budżet marketingu zamknął się w kwocie 80 mln dolarów. By wyjść na zero, koncern musi więc zarobić 340 mln dolarów, czyli musi sprzedać bilety za co najmniej 800 mln dolarów.
Weekend otwarcia (premiera miała miejsce 26 maja) przyniósł 117,5 mln dolarów, a więc pułap niewielkiego zysku jest do osiągnięcia. Poza USA film w 51 krajach przyniósł zaledwie 68,3 mln dolarów wpływów. Najbardziej popularny był w: Meksyku (8,5 mln dolarów), Wielkiej Brytanii (6,3 mln dolarów), Włoszech (4,7 mln dolarów), Australii i Brazylii (po 4 mln dolarów), Francji i Hiszpanii (po 3,6 mln dolarów), Korei (2,8 mln dolarów) i Argentynie (2,5 mln dolarów).
W Chinach popularność filmu szoruje po dnie - zarobił zaledwie 2,5 mln dolarów (w porównaniu do 54,1 mln dolarów filmowego "Króla Lwa" czy 44,5 mln dolarów filmowej "Pięknej i Bestii"). Globalnie więc weekend kończy z ponad 185 mln dolarów, gdy "Aladyn" w analogicznym okresie zarobił ponad 213 mln dolarów.
Filmowe wersje animowanych bajek wydają się być niepotrzebnym reanimacjami historii. Czyżby Disneyowi, oprócz pieniędzy, brakowało scenariuszy albo pieniędzy na dobre scenariusze? O ile jeszcze np. "Czarownica" z Angeliną Jolie się broni, bo przedstawia historię "Śpiącej Królewny" na nowo, niejako usprawiedliwiając Diabolinę (to czarownica, która rzuciła klątwę na małą następczynię tronu), to reszta - w tym "Mała syrenka" - wydaje się być zrobiona jedynie dla popisów z efektami specjalnymi, które choć są najwyższych lotów, to już za góra 5 lat kiepsko się zestarzeją.
***
Popkultura i pieniądze w Bankier.pl, czyli seria o finansach "ostatnich stron gazet". Fakty i plotki pod polewą z tajemnic Poliszynela. Zaglądamy do portfeli sławnych i bogatych, za kulisy głośnych tytułów, pod opakowania najgorętszych produktów. Jakie kwoty stoją za hitami HBO i Netfliksa? Jak Windsorowie monetyzują brytyjskość? Ile kosztuje nocleg w najbardziej nawiedzonym zamku? Czy warto inwestować w Lego? By odpowiedzieć na te i inne pytania, nie zawahamy się zajrzeć nawet na Reddita.