
Od sześciu lat świat trwa w szaleństwie „drukowania” pieniędzy. Banki centralne Stanów Zjednoczonych, Japonii, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i strefy euro rozpoczęły wyścigi, kto wyprodukuje więcej pieniądza. Stawką są zyski giełdowych inwestorów.
Od początku pierwszego programu „ilościowego poluzowania” (ang. quantitative easing – QE) w marcu 2009 roku amerykańska Rezerwa Federalna „wyprodukowała” 2,55 biliona dolarów (1 bilion = 1.000 miliardów), zwiększając wartość posiadanych aktywów (sumę bilansową) o 134%. W tym czasie indeks S&P 500 wzrósł o 157%, 14-letnie minimum zamieniając na rekordy wszech czasów.
Jak pieniądze z Rezerwy Federalnej napędzały hossę na Wall Street

Źródło:
Bankier.pl
Ceny akcji w Nowym Jorku rosły tylko wtedy, gdy Fed dostarczał pieniądze w ramach kolejnych fal QE. Gdy Fed akurat miał przerwę w drukowaniu, S&P 500 notował gwałtowne korekty zatrzymywane przez... kolejne programy „ilościowego poluzowania”. Tak było choćby w latem 2012 roku, gdy Ben Bernanke uratował inwestorów z Wall Street, zapowiadając uruchomienie monetarnego wsparcia. Od tego czasu ceny akcji szły już tylko i wyłącznie w górę.
To jednak może się wkrótce zmienić, ponieważ wraz z końcem października Rezerwa Federalna wygasi trzecią rundę QE, którą systematycznie ograniczała od grudnia 2013 roku. Zapowiada się więc nerwowy czwarty kwartał na rynku akcji. Jeśli Fed nie wznowi pracy pras drukarskich, możemy być świadkami końca „drukowanej hossy”.
Dokładnie odwrotnie zamierza postąpić Europejski Bank Centralny, który w drugiej połowie października uruchomi skup zabezpieczonych obligacji (covered bonds), a do końca roku rozpocznie zakupy papierów wartościowych zabezpieczonych aktywami (ABS). Szef EBC Mario Draghi nie ukrywa, iż docelowa wartość tego programu ma zapewnić powrót do wielkości bilansu z roku 2012. Czyli że EBC dostarczy na rynek bilion świeżutkich euro.
Suma bilansowa Europejskiego Banku Centralnego. Dane w mld euro

Źródło:
EBC
Trudno oszacować, jak na europejskie rynki akcji wpłynie połączenie ekspansji monetarnej EBC i zakręcenie kurka z gotówką przez Fed. Póki co europejskie indeksy spisują się słabiej od amerykańskich, co nie powinno zaskakiwać zważywszy na różnice w cyklu koniunkturalnym pomiędzy USA a eurolandem. O ile strefa euro pogrąża się w trzeciej recesji w ciągu 5 lat, to dane makro ze Stanów Zjednoczonych wciąż wskazują na wzrost gospodarczy.
Jednakże zarówno wysiłki Fedu jak i EBC bledną w zestawieniu z Bankiem Japonii, który w ciągu ostatnich dwóch lat stał się światowym liderem w „drukowaniu” pieniędzy i pompowaniu ich w rynki finansowe. Od września 2012 roku BoJ zwiększył swój stan posiadania o 80%, napędzając hossę na giełdzie w Tokio i dewastując wartość produkowanej przez siebie waluty. Przez dwa lata indeks Nikkei225 wzrósł nominalnie o 77%, podczas gdy wartość jena wobec dolara spadła o 28%.

Źródło: Bankier.pl
Hossa bazująca na nietrwałych fundamentach ekspansji monetarnej zazwyczaj przeistacza się w bańkę spekulacyjną, a każda bańka prędzej czy później pęka. Od tej mechaniki rynku nie ma ucieczki i tylko kwestią czasu jest, gdy notowania akcji zaczną spadać. Historia uczy, że niemożliwe jest zwiększanie podaży pieniądza w nieskończoność.
Krzysztof Kolany
