Odwiedzając dwa miesiące temu Lądek Zdrój spodziewałem się wielkiego placu budowy w mieście. Zastałem tam kilka koparek pracujących tuż nad rzeką i masę zniszczeń. Szkoda, że sezon budowlany, w którym można było wiele zrobić został zmarnowany.


Wrześniowa powódź z zeszłego roku była zdarzeniem wyjątkowym. To była pierwsza taka sytuacja jeżeli chodzi o porę, skalę jak i czas od wystąpienia opadów do katastrofy. Wcześniej powodzie nawiedzały nasz region tradycyjnie na wiosnę szczególnie podczas roztopów, a także w miesiącach letnich po wielu dniach opadów deszczu. Tak było w lipcu 1997 r, czy maju 2010 r.
Zeszłoroczny kataklizm był wyjątkowy. Zmiana klimatu, a co za tym idzie zwiększone parowanie wód Morza Śródziemnego w czasie wrześniowych upałów we Włoszech, spowodowało powstanie dużej ilości wilgoci. Niż genueński pchnął tę parę wodną z południa na północ, gdzie natrafiła ona na barierę Alp. Tam para wodna się oziębiła i skropliła, uderzając w postaci bardzo obfitego deszczu na Austrię i Czechy wywołując reakcję łańcuchową. Wielkie masy wody ruszyły na północ do Polski. W ciągu kilkunastu godzin olbrzymia masa wody niszczyła wszystko, co napotkała na swojej drodze. Efekty są widoczne do dzisiaj. I niestety istnieje ryzyko, że takie zdarzenia będą się pojawiały częściej, bo i częściej mamy do czynienia z falami upałów sięgających ponad 40 stopni Celsjusza na południu kontynentu.
Stracony czas
Po wrześniowej powodzi było wiadomo, że przed zimą nie da się wszystkiego odbudować i wiele prac trzeba będzie przeprowadzić dopiero w roku 2025. Stąd było też moje oczekiwanie, że na wiosnę pełną parą ruszą odbudowy, naprawy i remonty. Okazało się, że w Lądku nadal funkcjonuje most zbudowany przez saperów, który – jak można było przeczytać, wjeżdżając na przeprawę – pochodzi z zasobów Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Podobny, ale większy służy do przeprawy w Stroniu Śląskim. Tam jednak widać, że budowany jest nowy most nad rzeką Biała Lądecka w miejsce zniszczonego.
Przejeżdżając przez ten most 10 miesięcy po powodzi miałem wrażenie jakby wielka woda ustąpiła dosłownie przed kilkoma dniami. Głazy naniesione przez wodę nadal pozostawały w korycie rzeki, drogi uszkodzone, na budynkach widać było ślady dokąd sięgała woda i co ze sobą zabrała. W centrum Stronia na rondzie cały czas jest uszkodzona nawierzchnia, a na drodze łączącej to miasto ze Stroniem nadal jeździ się uszkodzonym odcinkiem. Wzdłuż rzeki widać skorupy uszkodzonych budynków, które nie wiadomo na co czekają – na odbudowę czy kolejną powódź, która być może zmiecie je z powierzchni. Tama w Stroniu nadal jest częściowo zniszczona i oby do czasu jej odbudowy nie nawiedziła nas wielka woda, bo to urządzenie hydrotechniczne nie wygra walki z żywiołem.
Miliardy na odbudowę
Pierwsze zapomogi dla poszkodowanych wypłacono błyskawicznie, kolejne miliony zaczęły trafiać do poszkodowanych samorządów. W czerwcu br. rząd informował, że na pomoc poszkodowanym i odbudowę po powodzi wydał już ponad 6 mld zł. Problem w tym, że odwiedzając Lądek Zdrój, Stronie Śląskie czy inne miasta Kotliny Kłodzkiej, nie bardzo to widać. W lipcu widziałem raptem budowę nowej nawierzchni na jednej z lokalnych dróg w okolicach Kletna, w sytuacji gdy wiele innych obiektów infrastrukturalnych nie doczekało się naprawy.
W niemałe osłupienie wprowadził mnie jeden z samorządowców, który przemawiając w Stroniu Śląskim przed spektaklem inaugurującym 27. Międzynarodowy Festiwal Tańca stwierdził, że odbudowa regionu potrwa kilka-kilkanaście lat. Tylko na co tu czekać? Teraz trzeba pilnie odbudowywać ten turystyczny region, bo miasta w takim stanie jak są nie przyciągną zwiedzających, a mieszkańcy mają prawo do godnych warunków życia. Jeden z przedstawicieli organizacji pozarządowej gorzko stwierdził, że lokalne władze nie spieszą się z odbudową, bo chcą mieć zajęcia na kolejne lata…
Zwycięstwo sztuki
Okazją do odwiedzenia miast Kotliny Kłodzkiej był dla mnie Festiwal Tańca, który od blisko trzech dekad odbywa się w Lądku Zdroju. W tym roku Ministerstwo Kultury pożałowało pieniędzy na to ciekawe i barwne wydarzenie, co było sporym zaskoczeniem dla organizatorów tegorocznej, popowodziowej edycji. Mimo niedogodności, zniszczonej infrastruktury i śladów kataklizmu, rzesze miłośników tańca przybyły do Lądka. Dla mnie największym symbolem zwycięstwa sztuki zarówno nad skalą zniszczeń jak i powolnym tempem odbudowy miasta był występ baletu z Bytomia, gdzie na kilkadziesiąt minut mieszkańcy boleśnie doświadczonego przez żywioł miasta mogli doświadczyć sztuki z najwyższej półki, dosłownie kilkaset metrów od koryta rzeki nad którą nadal stoją zniszczone budynki.


















































