Powrót pasażerów i cięcia kosztów poprawiły rentowność spółki. Ożywienie wymusza jednak ogromne inwestycje w rdzewiejący tabor.


Pendolino wozi powietrze, bo jest za drogie — to najczęściej powtarzany na rynku kolejowym komentarz po wpuszczeniu na tory pociągów w grudniu 2014 r. Wprowadzona w tym roku promocja, pozwalająca na kupno nawet trzykrotnie tańszych biletów, zapełniła nowe składy i zachęciła pasażerów do korzystania z pozostałego, starszego taboru PKP Intercity.
— I mamy klęskę urodzaju. Prognozujemy, że w tym roku przewieziemy około 31 mln pasażerów, a w przyszłym 37 mln osób — szacuje Jacek Leonkiewicz, prezes PKP Intercity. W 2009 r. firma przewiozła 50 mln osób, ale w tym aż 17 mln stanowiły tzw. bilety kolejowe sprzedawane z 80-99-procentową zniżką. Spółka szacuje więc ówczesny realny wynik na 33 mln pasażerów i spodziewa się, że w przyszłym roku go poprawi.
ReklamaW branży nie milkną głosy, że promocja co prawda napędza wzrost liczby pasażerów,ale jednocześnie nie pozwoli pokryć kosztów i spłacić kredytów na zakup drogiego Pendolino. Jacek Leonkiewicz twierdzi, że to mit.
— Po trzech kwartałach 2015 r. EBITDA spółki wynosi 242,3 mln zł, czyli o 13 proc. więcej niż w tym samym okresie 2014 r. Spodziewamy się, że na koniec roku sięgnie 300 mln zł, czyli najwięcej w historii spółki, w przyszłym natomiast 400 mln zł, a w 2018 r. 600 mln zł — wylicza prezes. Przychody spółki sięgnęły na koniec września tego roku 1,5 mld zł — 870 mln zł pochodziło z rynkowej sprzedaży biletów (wzrost o 190 mln zł r/r), a reszta m.in. ze zwrotów za bilety ulgowe i dotacji państwa związanej z tzw. świadczeniem służby publicznej, czyli dopłaty m.in. do tańszych pociągów TLK. Strata netto zmniejszy się z 54 mln zł w 2014 r. do ponad 30 mln zł w tym roku.
Czytaj więcej w "Pulsie Biznesu"