Unia Europejska planuje zmobilizować dodatkowe miliardy euro na inwestycje w zaniedbaną europejską obronność; według polskiego rządu Polska może liczyć nawet na 20 mld euro w korzystnych kredytach. "Inwestycje potrzebne są właściwie we wszystko" - ocenił w rozmowie z PAP analityk Mariusz Cielma.


W połowie marca Komisja Europejska przedstawiła tzw. Białą Księgę europejskiej obronności, w której zawarto propozycje dot. inwestycji w obronność państw europejskich.
Wśród tych rozwiązań znalazło się powołanie nowego unijnego instrumentu finansowego nazwanego SAFE, w ramach którego państwa członkowskie UE mogłyby liczyć nawet na 150 mld euro w postaci niskooprocentowanych kredytów, na inwestycje we własną obronność - pod warunkiem, że pieniądze te byłyby ulokowane przede wszystkim w europejskim przemyśle zbrojeniowym. Poza tym propozycje KE dotyczą mobilizacji nawet 800 mld dodatkowych euro przez poszczególne państwa członkowskie.
Według polskich polityków, m.in. wiceszefa MON Cezarego Tomczyka, Polska mogłaby liczyć nawet na ok. 20 mld euro z instrumentu SAFE, które zasiliłyby polskie wydatki na obronność.
Ponadto ten obszar w Polsce ma zostać zasilony kolejnymi 30 mld zł z realizowanego ze środków unijnych Krajowego Planu Odbudowy; za przekierowaniem części tych środków do Funduszu Bezpieczeństwa i Obronności opowiedział się we wtorek rząd.
Z funduszu finansowane mają być działania m.in. w zakresie modernizacji przemysłu obronnego, rozbudowy infrastruktury strategicznej oraz rozwoju innowacyjnych technologii obronnych. O ile ta pula pieniędzy ma zostać zatem wydana na inwestycje, nie jest jasne, jak zostaną spożytkowane środki z tanich kredytów SAE, które ostatecznie Polska otrzyma.
Z jednej strony te środki również mogą zostać zainwestowane w zwiększenie zdolności produkcyjnych polskiego przemysłu obronnego, z drugiej zaś - na bezpośrednie zakupy sprzętu wojskowego, z tym zastrzeżeniem, by sprzęt ten pochodził z Europy (w tym także i z Polski). Obecnie trwają negocjacje między rządami państw członkowskich UE nad szczegółami instrumentu SAFE - Polskę reprezentuje w nich Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej.
Obecnie Polska nie kupuje wiele sprzętu w krajach Unii Europejskiej; kluczowi zagraniczni dostawcy to USA, Korea Południowa czy Wielka Brytania - wyjątkiem jest Szwecja, gdzie polskie wojsko kupuje m.in. granatniki Carl Gustaf czy samoloty rozpoznawcze Saaba.
Niemniej, wojsko wskazuje różnego rodzaju potrzeby, które wciąż nie zostały zaspokojone, a mogłyby zostać zrealizowane za pomocą sprzętu z Europy. To przede wszystkim kwestia zakupu nowych okrętów podwodnych w ramach programu "Orka"; ten zakup, jak wskazują wojskowi, jest absolutnie kluczowy dla przyszłych możliwości polskiej Marynarki Wojennej.
Zakup kilku - najprawdopodobniej trzech - okrętów podwodnych rozważany jest obecnie z kilku państw, w tym m.in. Włoch, Niemiec oraz Szwecji. Te trzy państwa odwiedził ostatnio wiceszef MON odpowiedzialny za zbrojenia Paweł Bejda, gdzie zapoznał się z ofertami lokalnych producentów.
Inny sprzęt, który wojsko mogłoby kupić wewnątrz UE, to samoloty transportowe oraz powietrzne tankowce. O palącej potrzebie zakupu tych ostatnich wielokrotnie mówił m.in. Inspektor Sił Powietrznych gen. Ireneusz Nowak, który ocenił, że zakup kilku tego typu maszyn radykalnie zwiększyłby możliwości polskich F-16 i w przyszłości F-35.
Tego typu samoloty - jak również gamę samolotów transportowych, również potrzebnych polskiemu wojsku - produkuje i proponuje Polsce francusko-hiszpańsko-niemiecki Airbus, konkurując przede wszystkim z amerykańskim Boeingiem.
Obecnie nie wiadomo, jaki odsetek uzyskanych w ramach unijnego instrumentu środków Polska przeznaczy na zakupy, a jaki - na inwestycje. Według informacji radia RMF, właśnie z tych środków ma zostać sfinansowany zakup drogich okrętów podwodnych, ale także np. inwestycje związane z budową systemu fortyfikacji "Tarcza wschód".
Analityk Mariusz Cielma z Nowej Techniki Wojskowej ocenił w rozmowie z PAP, że unijne środki z pewnością mogłyby dać impuls do rozbudowy polskiej zbrojeniówki i rozwoju jej zdolności produkcyjnych.
Zwrócił m.in. uwagę, że jeszcze za poprzedniego rządu Polska Grupa Zbrojeniowa przygotowała program rozbudowy własnych zdolności produkcyjnych, który wyceniła na nieco ponad 10 mld zł. "Jeżeli jest pytanie, ile potrzebuje nasza zbrojeniówka, to przynajmniej te ponad 10 mld zł - to jest ta potrzeba, która została jasno wskazana, i myślę, że spokojnie mogłaby znaleźć odzwierciedlenie w tych środkach finansowych, które UE zapewni" - ocenił.
"Jeżeli ma to być taka unijna pożyczka na bardzo dobrych warunkach - to na pewno będzie korzystniejsze dla finansów publicznych niż jakakolwiek z rynku komercyjnego" - ocenił Cielma. "Potrzebujemy drugiej linii produkcji przeciwlotniczych pocisków Piorun, a także środków finansowych, które np. pozwolą na zwiększenie możliwości w wytwarzaniu wozów bojowych piechoty Borsuk” - wskazał ekspert.
Cielma zwrócił też uwagę na produkowane przez świętokrzyskie Mesko wyrzutnie przeciwlotnicze Piorun. Jak podkreślił, zwiększenie produkcji tego sprzętu jest kluczowe, gdyż jest to polski produkt eksportowy, sprawdzony w warunkach bojowych na Ukrainie, a zamówiony m.in. przez Łotwę, Estonię czy Norwegię.
"Obecnie nie da się już dużo więcej wycisnąć z tej linii, która produkuje nieco ponad tysiąc Piorunów rocznie, a chcielibyśmy sprzedawać je kolejnym krajom europejskim - dlatego także tu potrzebne są inwestycje" - wskazał analityk.
Jak dodał, na zastrzyku unijnych pieniędzy skorzystałyby zapewne nie tylko duże firmy, takie jak produkujące zamówione w tym tygodniu dla polskiej armii Borsuki Huta Stalowa Wola, ale także te mniejsze, zajmujące się np. produkcją poszczególnych podzespołów.
Z drugiej strony - jak podkreślił ekspert - polski przemysł ma duże problemy w dziedzinach takich, jak produkcja amunicji oraz jej komponentów - w tym także prochu. "Wąskim gardłem jest też produkcja ciężarówek dla wojska - wojsko kupuje przede wszystkim od Jelcza, który też potrzebuje zwiększenia swoich zdolności produkcyjnych. Nie da się zabezpieczać tych dużych potrzeb wojska produkcją na poziomie 400-500 egzemplarzy rocznie" - zauważył Cielma.
"W zasadzie w każdym obszarze - od stoczni, po zakłady produkujące haubice i amunicję - są potrzeby zwiększenie produkcji, gdyż w wielu obszarach - jak właśnie w amunicji - jest ona po prostu bardzo skromna" - ocenił. "Można i należy zainwestować w wiele rzeczy - nawet huty stali - bo potrzebne jest wszystko, od pancernej stali po różnego rodzaju zaawansowaną elektronikę" - podsumował Cielma.
Jednakże - jak podkreślił - "nie można patrzeć tylko z perspektywy przemysłu państwowego". "Są takie firmy, jak Grupa Niewiadów, która uruchamia produkcję amunicji, np. w kalibrze 155 mm, ale jednocześnie jest tam świadomość tego, że bez wsparcia państwa na poziomie budowy zdolności do takiej produkcji będzie trudno to na dłuższą metę prowadzić" - wskazał Cielma.
"Mamy też Grupę WB, która jest potentatem, ale z całą pewnością ma też jakieś wąskie gardła" - dodał.
Analityk odniósł się też do kwestii finansowania prac badawczo-rozwojowych w dziedzinie obronności. "U nas często w tych pracach była - nie ukrywajmy - bieda, w dużej mierze finansowa" - powiedział.
"Przez wiele lat za kilkadziesiąt mln zł z zaledwie jednym prototypem prowadziliśmy program Borsuka. To jest jeden z powodów, dla których to tyle trwało - dopiero niedawno pojawiły się dodatkowe pieniądze, które sprawiły, że powstały cztery dodatkowe pojazdy" - wskazał.
Jak ocenił, potrzebny jest z jednej strony "szerszy strumień pieniędzy na badania i rozwój", ale z drugiej także "świadomość tego, że takie projekty są rozbudowane i muszą trwać, a jednocześnie być realizowane w pewnej w skali, a nie np. w oparciu o jeden prototyp".
"Mamy ambicje choćby rakietowe - chcielibyśmy produkować rakiety całkiem dużego zasięgu, a to jest dla nas coś nowego. Są prowadzone różne projekty nad silnikami, układami sterowania, są prowadzone rozmowy z partnerami zagranicznymi - tutaj duże kompetencje mają Francuzi - ale do tego wszystkiego potrzeba pieniędzy" - powiedział ekspert.
Niemniej - jak ocenił - unijne projekty dofinansowania europejskiej obronności należy traktować raczej jako "gaszenie pożarów", mniej niż jako inwestycje w projekty, które będą mogły dać owoce dopiero za kilka lat.
W przyjętych po posiedzeniu Rady Europejskiej w ub. czwartek konkluzjach znalazł się zapis, że silniejsza Unia Europejska w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony przyczyni się do zwiększenia bezpieczeństwa globalnego i transatlantyckiego oraz będzie uzupełnieniem NATO, które pozostaje dla państw będących członkami Sojuszu fundamentem ich zbiorowej obrony.
Przygotowane przez KE propozycje opierają się przede wszystkim na wydaniu zmobilizowanych na europejską obronność pieniędzy w Europie, tj. przede wszystkim u europejskich producentów sprzętu. Wyjątkiem mają być w pewnych obszarach zakupy i inwestycje dokonywane wspólnie z krajami partnerskimi, takimi jak Wielka Brytania czy Turcja, a także zakup sprzętu niedostępnego na europejskim rynku, np. zaawansowanych systemów z USA.
W ubiegłym roku na obronność ze środków budżetowych Polska wydała niecałe 120 mld zł. Do tego doliczyć należy środki z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych, przeznaczone na modernizację armii i oparte w dużej mierze o instrumenty dłużne; z tego źródła na siły zbrojne trafiło dodatkowych ok. 30 mld zł. Plany na obecny rok zakładają wydanie na obronność 4,7 proc. polskiego PKB, co przełożyć się ma na ok. 190 mld zł.
MSWiA: Zmodernizowano barierę elektroniczną wzdłuż zapory na granicy z Białorusią
Zakończyła się modernizacja tzw. bariery elektronicznej wzdłuż istniejącej zapory technicznej na granicy z Białorusią w województwie podlaskim - poinformował w niedzielę resort spraw wewnętrznych. Koszt modernizacji odcinka o długości 206 km przekroczył 125 mln zł.
Bariera elektroniczna to system kamer i czujników pomagający służbom monitorować granicę, działa na 206 kilometrach linii granicznej w Podlaskiem. Centrum monitoringu tego systemu znajduje się w siedzibie Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej w Białymstoku.
W połowie ubiegłego roku SG podpisała umowę na modernizację tego systemu.
Jak podało na platformie X MSWiA, w ramach tych działań zainstalowano dodatkową linię kamer do obserwacji zewnętrznej strony stalowego ogrodzenia na granicy, lampy typu LED do oświetlania drogi technicznej, powstały też dodatkowe punkty kamerowe do zabezpieczenia przepustów wodnych. "Dodatkowo zastosowano mechanizm wykorzystujący sztuczną inteligencję do klasyfikacji alarmów ze światłowodowych kabli detekcyjnych" - podał resort.
Równolegle powstała bariera elektroniczna na rzekach granicznych w Podlaskiem - Świsłoczy i Istoczance, które dotąd nie były objęte tego typu monitoringiem, a służby graniczne również na tych rzekach notują próby nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusi do Polski.
Koszt inwestycji na 47 km granicy to 85,7 mln zł; obejmowała ona m.in. montaż ponad pół tysiąca słupów i 1,3 tys. kamer dzienno-nocnych i termowizyjnych. Oznacza to, że cały odcinek granicy z Białorusią chroniony przez Podlaski Oddział SG jest objęty monitoringiem.
Bariera elektroniczna jest uzupełnieniem zbudowanej w 2022 r. na 186 km linii granicy w Podlaskiem tzw. bariery fizycznej (zapory) o wysokości 5,5 m. Ona również została wzmocniona poprzez montaż poziomych wzmocnień (przęseł) oraz dodatkowych zwojów concertiny.
W 2024 roku podlaska SG odnotowała ponad 30 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy. Mniej ich było w drugiej połowie roku po wprowadzeniu strefy buforowej i w miejscach, gdzie zmodernizowano barierę graniczną. W tym roku, po uspokojeniu sytuacji w okresie zimowym, notowany jest wzrost liczby prób nielegalnego przekraczania granicy.
Od początku roku Podlaski Oddział SG odnotował blisko 2,5 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusi do Polski, z czego od początku marca - ponad 1,9 tys. prób. Np. w miniony czwartek było to 180 prób, m.in. na granicznych rzekach; dane z weekendu (piątek-niedziela) będą znane w poniedziałek.
Od połowy czerwca ub. roku działa w Podlaskiem tzw. strefa buforowa, którą wprowadzono na podstawie rozporządzenia MSWiA. Po raz trzeci (od 10 marca tego roku) została przedłużona na kolejne 90 dni, a także rozszerzona i obejmuje obecnie długość granicy na odcinku 78,29 km w powiecie hajnowskim oraz części powiatu białostockiego; chodzi o teren działania placówek SG w Michałowie, Narewce, Białowieży, Dubiczach Cerkiewnych i Czeremsze.
Na blisko 60 km granicy nie wolno przebywać w pasie o szerokości 200 metrów od linii granicy, na odcinku ponad 15 kilometrów położonym w rejonie rezerwatów przyrody pas ma ok. 2 km szerokości, a na odcinku blisko 3,8 km szerokość strefy to ok. 4 km.
MSWiA w rozporządzeniu wydłużającym bufor oceniło, że "strefa buforowa sprawdza się", spadła liczba prób nielegalnego przekroczenia granicy o ok. 46 proc. w porównaniu do takiego samego okresu sprzed wprowadzenia strefy. Zdaniem resortu bufor wpływa na bezpieczeństwo służb na granicy, a także ogranicza aktywność grup przemytniczych.
W Podlaskiem prowadzona jest też operacja Bezpieczne Podlasie, w ramach której wojsko i policja wspierają Straż Graniczną na granicy.(PAP)
rof/ swi/ amac/
mml/ mow/