Grecja otrzyma wparcie i może liczyć na redukcję długów. Czy teraz fanfary obwieszczą koniec kryzysu?
Przez ostatnie trzy lata strefa euro żyła trudnościami przeżywanymi przez Grecję. Kraj balansujący na krawędzi upadku wstrząsał giełdowymi indeksami i huśtał kursem wspólnej waluty. Teraz pojawia się nadzieja na ugaszenie pożaru, który w pewnym momencie zagrażał integralności unii monetarnej.
Tylko pozornie trudności przeżywane przez Grecję stanowią kryzys finansów publicznych. Jest to raczej kryzys przyjętego w Europie modelu wzrostu gospodarczego. Opiera się on na fundamencie rozrośniętego państwa opiekuńczego, które jest finansowane przez tani kredyt z banku centralnego. Napompowana kredytem i przeregulowana gospodarka to prosta droga do nieszczęścia, które w ostatnich latach dotknęło nie tylko Grecję.
Przykład Grecji jest dowodem na dyscyplinujący wpływ euro na polityków. Przed erą wspólnej waluty Grecja rozwiązałaby problemy budżetu inflacją lub dewaluacją drachmy. Teraz rozwiązania co do istoty niczym nieróżniące się od nacjonalizacji prywatnych majątków nie wchodzą w rachubę. Wspólna waluta zapewniająca sztywne kursy walutowe chroni najbiedniejszych przed zakusami rządu na ich majątki. Grecka klasa polityczna bezmyślnie wykorzystała możliwości stworzone przez wspólną walutę nie do wzmocnienia konkurencyjności gospodarki, lecz do socjalnego rozdawnictwa pieniędzy. Takie postępowanie doprowadziło do załamania finansów publicznych. Z kolei bez pieniędzy pochodzących z państwowej kasy sektory gospodarki silnie uzależnione od rządowego wsparcia także popadły w tarapaty. Stąd bierze się 25-procentowe bezrobocie i pięcioletnia recesja.
Europejski koszt prezentów
Europejscy politycy zdecydowali o przyznaniu Grecji 44 mld euro wsparcia. Wypłata pieniędzy rozpocznie się już za kilka tygodni, kiedy krajowe parlamenty wyrażą zgodę na udzielenie pomocy. Zadecydowano ponadto o redukcji zadłużenia Aten o dodatkowe 40 mld euro, chociaż przed rozpoczęciem negocjacji takie rozwiązanie wydawało się wykluczone.
To jednak nie koniec prezentów dla Aten, które mogą liczyć jeszcze na obniżenie oprocentowania pożyczek i odroczenie spłaty kredytów pochodzących z europejskich funduszów. Tym sposobem Grecja ma zredukować wielkość długu publicznego do 124 proc. produktu krajowego brutto w 2020 roku.
Teraz będzie inaczej?
Od wybuchu Grecja dostała już trzeci pakiet pomocowy. Całkowita wartość wsparcia dla Aten wynosi 240 mld euro, i to bez uwzględnienia redukcji długu. Czy tak zdecydowane działania postawią Grecję na nogi?
Nie ulega wątpliwości, że proces naprawy gospodarki będzie długotrwały i bolesny. Reformy polegające na zmniejszeniu wydatków publicznych stanowią szok dla sektora prywatnego, w dużej mierze uzależnionego od rządowych pieniędzy. Adaptacja do nowych okoliczności nie nastąpi od razu. Ponadto wyzwaniem jest likwidacja olbrzymiej szarej strefy.
Zaangażowanie w ratowanie Grecji ze strony polityków jest równoznaczne z zaakceptowaniem euro jako jednego z fundamentów europejskiej integracji. Wspólna waluta wspiera wymianę handlową i wymusza dyscyplinę fiskalną, co leży w interesie wszystkich europejskich społeczeństw. Dzisiejsze poświęcenie w ratowanie krajów balansujących na krawędzi upadku zaprocentuje w przyszłości.