Chociaż samochody Ferrari wciąż zachwycają, to tego samego nie można powiedzieć o wynikach finansowych oraz prognozach włoskiego producenta. W reakcji na ostatni raport, akcje spółki mocno potaniały.
„Najlepsze wyniki w historii” – taki tytuł nadano komunikatowi, w którym notowane od niedawna na giełdach w Nowym Jorku i Mediolanie Ferrari chwali się swoimi rezultatami za poprzedni kwartał.
Istotnie, w całym ubiegłym roku koncern odnotował 2,854 mld euro przychodu oraz 290 mln euro zysku netto. Dla porównania w 2014 r. pozycje te zamknęły się w odpowiednio 2,762 mld euro oraz 265 mln euro.


W samym czwartym kwartale odnotowano jednak już tylko 744 mln euro przychodów (-1% r/r) oraz 55 mln euro zysku netto (-30% r/r).
Liczba samochodów dostarczonych klientom wzrosła z 7255 w 2014 r. do 7664 w 2015 r. Inwestorów nie zachwycają jednak prognozy na rok obecny, w którym liczba sprzedanych aut ma sięgnąć 7900 egzemplarzy. Oznaczać będzie to spadek rocznej dynamiki z 6% do 3%.
Bardzo ostrożne prognozy wzrostu związane są głównie z malejącym popytem na rynkach wschodzących, a szczególnie w Chinach. W Państwie Środka już w minionym roku odnotowano spadek sprzedaży o 10%.
Jak podkreślił prezes Sergio Marchionne, Ferrari nadal zamierza zachować elitarność marki pozostawać wierne zasadzie produkowania mniejszej liczby aut, aniżeli teoretycznie mogłoby sprzedać. Nie znaczy to jednak, że produkcja stać ma w miejscu - do 2019 r. włoski koncern ma wypuszczać na rynek przynajmniej 9000 samochodów rocznie.
Prezes koncernu w dosadny sposób zdementował także pogłoski, według których dla polepszenia wyników finansowych Ferrari mogłoby zdecydować się na wypuszczenie na rynek auta typu SUV. „Musielibyście mnie najpierw zastrzelić”- powiedział Włoch.
Informacje zawarte w najnowszym raporcie Ferrari mocno odbiły się na cenie akcji spółki. Skala przeceny walorów notowanych w Nowym Jorku sięgnęła 12,4%. Kurs spółki o wdzięcznym tickerze RACE zszedł w trakcie notowań do historycznego minimum na poziomie 34,03 USD, a sesję zamknął z ceną 34,98 USD. Jest to poziom o 32,7% niższy od ceny emisyjnej, którą już przed październikowym debiutem większość analityków uważała za wygórowaną.