Samorząd aptekarski chce zablokować otwieranie placówek tam, gdzie już działają inne. Zdaniem przedsiębiorców, to zamach na konkurencję.


Naczelna Izba Aptekarska (NIA) walczy o zmiany na rynku, które budzą kontrowersje nawet w środowisku farmaceutycznym. Lobbuje za wprowadzeniem kryteriów demograficznych i geograficznych przy wydawaniu zezwoleń na otwarcie aptek.
Przygotowała projekt zmian w ustawie Prawo farmaceutyczne — apteki mogłyby powstawać w gminach, w których liczba ubezpieczonych w publicznym systemie przekracza 3 tys. osób. W mieście nowa placówka dostanie zielone światło, jeśli w promieniu 500 metrów nie działa konkurencja.
Zdaniem Marka Jędrzejczaka, wiceprezesa NIA, za takimi zmianami przemawia kilka argumentów. Po pierwsze, większe zagęszczenie aptek wcale nie przekłada się na większą dostępność dla pacjentów — nowe placówki powstają głównie w dużych miastach, a nie na terenach wiejskich, gdzie czasem nie ma żadnej opieki farmaceutycznej.
Po drugie, niekontrolowany wzrost liczby aptek sprawia, że ich prowadzenie przestaje być opłacalne. Tymczasem, zdaniem izby, takie placówki — z racji pełnionej funkcji — muszą mieć zagwarantowaną stabilność ekonomiczną.
Czytaj więcej w dzisiejszym "Pulsie Biznesu"