Chiny, nakładając cła na konkretne produkty, wykorzystują te instrumenty gospodarcze do osiągnięcia swoich celów politycznych – ocenił w rozmowie z PAP Marcin Jerzewski, kierownik tajwańskiego biura European Values Center. Chiny mają przewagę, ponieważ łatwiej im znaleźć alternatywne rynki – podkreślił ekspert.


W nocy z poniedziałku na wtorek weszły w życie 25-procentowe cła na wszystkie towary sprowadzane do USA z Meksyku i Kanady - z wyjątkiem kanadyjskiej ropy naftowej i powiązanych produktów, które objęto 10-procentowym podatkiem. Ponadto stawka ceł na towary z Chin została zwiększona z 10 proc. nałożonych na początku lutego do 20 proc.
Po ogłoszeniu przez prezydenta USA Donalda Trumpa pierwszych ceł na chiński import w ubiegłym miesiącu, Pekin odpowiedział m.in. 15-procentowymi taryfami na import węgla i skroplonego gazu ziemnego (LNG), a także 10-procentowymi stawkami na import ropy naftowej czy maszyn rolniczych. Podwojenie taryfy przez USA spotkało się z kolei z odwetem w postaci ceł w wysokości od 10 do 15 proc. na import produktów rolno-spożywczych z USA.
„Ta decyzja Chin o wprowadzeniu dodatkowych ceł na produkty rolno-spożywcze jest motywowana dwojako: po pierwsze, Chinom łatwo jest znaleźć rynki zastępcze” – zauważył szef oddziału think tanku European Values Center for Security Policy (EVC) w Tajpej. Jak wyjaśnił, współpraca pomiędzy Chinami a wieloma krajami tzw. globalnego Południa, szczególnie w Ameryce Łacińskiej, to część chińskiej strategii bezpieczeństwa, szczególnie w kontekście bezpieczeństwa żywnościowego.
„Możemy więc oczekiwać zwiększonej wymiany (handlowej) między ChRL a takimi państwami jak Brazylia czy Argentyna” – przewiduje Jerzewski.
„A drugi powód jest taki, że Chiny wykorzystują te cła jako narzędzia pozornie gospodarcze do osiągnięcia swoich celów politycznych. Innymi słowy, manifestują swoją +economic statecraft+”, czy też dyplomację ekonomiczną” – dodał rozmówca PAP.
Jak zauważył, jest to analogiczny model działania do modelu zastosowanego przez Pekin wobec Tajwanu. W 2021 r. ChRL wprowadziła de facto embargo na ananasy, cytrusy czy ryby sumowate, czyli produkty z regionów wyspy z silnym elektoratem Demokratycznej Partią Postępowej, której Pekin „nie uważa za partnera do rozmów” – wyjaśnił Jerzewski. Podobny cel polityczny przyświecał ChRL w przypadku norweskiego łososia czy australijskich win.
Odnosząc ten sposób działania do USA, można dojść do wniosku, że Chiny celują zwłaszcza w tzw. stany czerwone, czyli popierające Republikanów. Gospodarka tych części kraju opiera się głównie na rolnictwie i hodowli.
„To uderza dość mocno w elektorat (prezydenta USA Donalda - PAP) Trumpa i Partii Republikańskiej. Zresztą, co jest ciekawe, podobne działania możemy zauważyć w cłach odwetowych, które najprawdopodobniej nałoży na Stany Zjednoczone Kanada” – zauważył ekspert.
„Dlatego tutaj trzeba pochylić się nad tymi dwoma kryteriami. Mowa o dywersyfikacji (kierunków wymiany handlowej), ale również o zadanie takiego ciosu, żeby miał znaczenie nie tylko gospodarcze, ale również polityczne” – zaznaczył Jerzewski.
Rozmówca PAP, zapytany o komentarze strony chińskiej, która podkreśla, że cła nie przyniosą korzyści USA, przyznał, że taka ocena jest słuszna.
„Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Te cła bardzo uderzą w przeciętnych Amerykanów” - podkreślił. „Należy również pamiętać, że Stany Zjednoczone mierzą się z ogromnym kryzysem wysokich kosztów życia i to właśnie ten czynnik ekonomiczny, niezadowolenie społeczne, był powodem, dla którego - zdaniem części polityków - wyborcy poparli Trumpa. Myślę więc, że te cła mogą bardzo zachwiać republikańskim elektoratem” - prognozuje Jerzewski.
Na pytanie, czy dodatkowe cła, w ostatecznym rozrachunku, nie będą miały wpływu na chińską gospodarkę, ekspert podkreślił, że „nie jest tak, że konsekwencje dla Chin będą żadne, natomiast będą znacznie większe dla Amerykanów i dla przeciętnego amerykańskiego konsumenta”.
Rozmówca PAP zauważył, że choć zarówno Chiny, jak i USA będą zmuszone poszukiwać alternatywnych rynków podaży produktów, które zostały objęte cłami, to fakt, iż Pekin rozwinął połączenia gospodarcze z państwami Azji, przemawia na ich korzyść.
„Wiele chińskich przedsiębiorstw ma, na przykład, spółki-córki w Azji Południowo-Wschodniej, więc myślę, że część eksportu może i tak trafiać do Stanów Zjednoczonych przez te kraje trzecie” – zauważył ekspert EVC. „To jednak i tak odbije się negatywnie na amerykańskim konsumencie, ponieważ to on będzie musiał pokryć m.in. dodatkowe koszty logistyczne, zwiększające ostateczną cenę tych produktów, trafiających do Stanów Zjednoczonych” – podsumował Jerzewski.
Z Pekinu Krzysztof Pawliszak (PAP)
krp/ szm/ jpn/