
Senat przyjął w piątek ustawę o pracowniczych planach kapitałowych. Coraz bliżej wejścia w życie jest pierwszy w Polsce program „przymuszania” Polaków do dodatkowego oszczędzania na emeryturę. Słowo „przymuszania” zamieściłem w cudzysłowie, ponieważ chodzi o automatyczny zapis do programu, z którego będzie można się dobrowolnie wypisać. Kluczowy punkt jest jednak taki, że większość pracowników będzie uczestnikiem programu, który większą część przepływu z wynagrodzeń ma kierować na oszczędności zamiast na konsumpcję.
Czy to dobry program? I jakie będą jego konsekwencje?
Program ma co najmniej trzy zalety. Po pierwsze, jest to pierwsza próba wprowadzenia do systemu emerytalnego na dużą skalę dodatkowego strumienia dochodów. Otwarte fundusze emerytalne polegały na przekierowaniu części strumienia dochodów już kierowanego do systemu emerytalnego na filar kapitałowy. Tu mamy dodatkowy strumień, dzięki czemu jest realna szansa na podniesienie emerytur. Po drugie, program łączy przymus i dobrowolność w sposób, który może stanowić najlepszy bodziec do oszczędzania. To praktyczna realizacja bardzo popularnej ostatnio w ekonomii koncepcji „nudging” (z ang. popchnięcie), która zakłada, że jeżeli rząd chce uzyskać optymalne społecznie zachowania obywateli, a jednocześnie nie chce zmuszać ich prawnie, to powinien dawać obywatelom bardzo mocne bodźce by wybierali określone zachowanie. Automatyczny zapis z możliwością wypisania to najmocniejszy z tego typu bodźców – zmusza do bardzo świadomej decyzji. Po trzecie, program może ożywić polski rynek kapitałowy i dzięki temu wesprzeć rozwój polskich firm. W krajach rozwiniętych rynki kapitałowe zyskiwały znaczenie dzięki oszczędnościom emerytalnym. W Polsce mamy małe zasoby kapitału prywatnego i mobilizowanie oszczędności przez rynek kapitałowy może być skutecznym sposobem budowania dużych firm krajowych. Oczywiście ten argument będzie miał sens tylko wtedy, gdy rynek kapitałowy zacznie funkcjonować lepiej niż dziś.
Sprawdzamy, jak PPK będą inwestowały nasze pieniądze
Prywatne, dobrowolne, automatyczne, kapitałowe – to główne cechy Pracowniczych Planów Kapitałowych. Tak program zaprezentował rząd. A jak to wszystko będzie wyglądało w praktyce?
Ale program ma też wady. Doskonałą analizę w tym obszarze opublikowała w piątek fundacja naukowa GRAPE. Zdaniem ekonomistów GRAPE, dopłaty rządowe do programu (250 zł na start plus 240 zł rocznie dla uczestnika) sprawiają, że większość obywateli poniesie koszty fiskalne, a mniejszość odniesie pełne korzyści w postaci odpowiednio wyższej emerytury. Mówiąc obrazowo, osoba w wieku 50 lat może do końca życia płacić np. wyższy VAT (lub inny podatek konieczny do sfinansowania dopłat rządowych), a jej korzyści w postaci wyższej emerytury dzięki PPK będą ograniczone, bo okres oszczędzania zbyt krótki. Zdaniem GRAPE, dopiero w grupach osób urodzonych w latach 90. i wchodzących dziś na rynek pracy korzyści będą przeważały nad kosztami.
Wychodzi na to, że PPK to program, który przynosi korzyści dzisiejszym młodym i obciąża pozostałych obywateli. Ale może to ma sens? Solidarność międzypokoleniowa polega na tym, że ludzie pracujący utrzymują ludzi niepracujących. Może też powinna polegać na tym, że pokolenia żyjące w czasach stabilności powinny pomóc pokoleniom, które czekają trudniejsze czasy (w sensie fiskalnym)?
Chcesz codziennie takie informacje na swoją skrzynkę? Zapisz się na newsletter SpotData.
