

Zbigniew Derdziuk, prezes ZUS-u: ZUS zbiera składki od tych, którzy pracują. Pracujących jest około 14,5 mln osób, a korzystających ze świadczeń - 7,3 mln. Szansa na zmniejszenie dotacji jest zależna tylko od liczby pracujących. Nic jednak nie zapowiada, że ta liczba nagle wzrośnie. Żyjemy coraz dłużej, a mamy coraz mniej dzieci, czyli proporcja ludzi starszych do ludzi pracujących z każdym rokiem się pogarsza. Dzisiaj mamy 14% emerytów, a za 50 lat będzie ich dwa razy więcej.
JN: Czy państwo zabierze pieniądze przyszłych emerytów z OFE?
ZD: Myślę, że to nie jest rozwiązanie. To raczej kwestia struktury demograficznej, a poza tym wysokości składki – czy obciąża ona pracę, czy są to inne dochody budżetowe państwa. Może to być VAT, jak robią to w niektórych krajach, lub inne środki, którymi państwo dysponuje na wypłatę świadczeń.
JN: Czy to prawda, że OFE będą finansowały naszą emeryturę tylko przez 10 lat?
ZD: To się nazywa wypłata programowana, ale to tylko jeden z wielu możliwych scenariuszy. ZUS jest obok tego, więc ja się nie wypowiadam. Wypłata programowana jest tylko w takich ubezpieczeniach prywatnych, gdzie podstawowe potrzeby są zabezpieczone. Można zatem powiedzieć, że jest to taka emerytura dodatkowa. Kłóci się to jednak z ideą emerytur, bo co z osobą, która żyje dłużej niż ten programowy okres wypłaty? ZUS na bieżąco prowadzi prognozy 5- i 50-letnie. Musimy mieć świadomość, że współczynnik dzietności zmienia się bardzo wolno. Przeprowadziliśmy analizę, że czy wzrósłby on o 5%, czy o 0,5%, to zmiany i tak będą bardzo wolne. W roku 2060 byłoby albo milion osób więcej, albo milion osób mniej. Dzisiaj prognozujemy, że jeśli teraz mamy 38 mln obywateli, to w 2060 r. będą ich 32, 30 albo 34 mln – w zależności od tego, który scenariusz się zrealizuje. To Polki i Polacy mają dzieci, a nie ZUS.
JN: Jakie zatem działania powinno powziąć MPiPS, aby efektywniej wspierać politykę prorodzinną?
ZD: Dobrym ruchem jest zwiększenie urlopów macierzyńskich dla kobiet. Te działania przynoszą jednak skutek po wielu latach. To oznacza, że jeślibyśmy wprowadzili te bodźce teraz, to ludzie muszą jeszcze uwierzyć, że system realnie działa. Musimy bowiem budować rozwiązania długoterminowe. Wdraża się je już w takich krajach, jak Francja czy Szwecja, ale to kosztuje. Za przedłużenie urlopów macierzyńskich musimy zapłacić teraz, a efekty będą widoczne dopiero za 20 lat.
JN: Dziękuję za rozmowę.