Takim pozytywnym przykładem są działania koncernu ITI, który zainwestował w warszawską Legię. Zakup akcji klubu, nowych graczy oraz spłata długów kosztowała koncern 50 mln zł. Tyle ITI wydał w dwa lata. Koncern w sposób przemyślany podchodzi do biznesu, jakim jest Legia. Świadczy o tym również fakt, iż ITI – do którego należy też stacja telewizyjna TVN – wygrał przetarg na zakup praw do pokazywania rozgrywek piłkarskiej Ligi Mistrzów. Przetarg wygrały ITI oraz TVP. W ciągu trzech najbliższych sezonów w telewizji publicznej zobaczymy po jednym meczu fazy grupowej i pucharowej.
Natomiast kanał należący do koncernu ITI (który zdetronizował Polsat kosztem ok. 13 mln euro) pokaże na żywo większość meczów Ligi Mistrzów, a poza tym powtórki i magazyn LM. W ITI wiedzą, co robią, bo Legia jako świeżo upieczony mistrz Polski będzie walczyć o awans do elitarnej Ligi Mistrzów. Jest się o co bić, gdyż każdy z 32 zespołów za sam udział otrzyma 1,6 mln euro. Legia na zbrojenia związane z walką o Ligę Mistrzów ma wydać 3 mln euro. Klub zamierza ściągnąć piłkarzy z zagranicy: młodych i głodnych sukcesu.
– Zawodnicy po trzydziestce będą mogli odejść z klubu – mówi prezes Legii Piotr Zygo. – Oczywiście pod warunkiem, że oferta będzie zadowalająca dla klubu i piłkarzy.
Według prezesa Zygo nie ma co robić sobie zbyt wielkich nadziei na awans do Champions League. W Legii założono, że ma ona awansować w przyszłym roku. – Choć oczywiście powalczymy już teraz – dodaje prezes Zygo.
Warszawscy działacze starają się też szukać dochodów poza piłką. Wynajmują więc stadion firmom organizującym koncerty. W lecie na stadionie przy Łazienkowskiej mają zagrać Depeche Mode oraz Guns N’Roses. Są plany uporządkowania handlu pamiątkami, bo na razie na szalikach, koszulkach i innych gadżetach zarabia wiele małych prywatnych biznesów. Natomiast klub czerpie z tego tytułu niewielkie zyski. Również dlatego, że nadal niewyjaśniona pozostaje kwestia korzystania przez ITI z klubowego herbu.
– Legia Warszawa to wiarygodny i profesjonalny partner – mówi Harry Schur, prezes Zarządu Stoen SA. – Staramy się być blisko swoich klientów i angażować w sprawy ważne dla warszawiaków. Piłka nożna i warszawska Legia z pewnością do nich należą. Dlatego planujemy przedłużyć umowę o współpracy z Legią Warszawa na kolejny sezon.
Współpraca Stoenu z Legią trwa od 2003 roku. W lipcu 2005 roku Stoen zorganizował mecz dobroczynny Legii Warszawa z Bayerem 04 Leverkusen – drużyną sponsorowaną przez koncern RWE. Niedługo później zawarto umowę o współpracy, na mocy której Stoen posiada oficjalny tytuł Partnera Legii. Aktualna umowa obowiązuje do 30 czerwca br. i ma być przedłużona. Świadczenia klubu na rzecz firmy obejmują nadanie Stoenowi tytułu Oficjalnego Partnera Klubu oraz prezentacje logo firmy na stadionie (pierwszy rząd band obrotowych, tablica nad trybuną odkrytą, bandy statyczne na boisku treningowym, tablica reklamowa przy wejściu na lożę honorową, logo w materiałach klubowych oraz na stronie www.legia.pl), a także możliwość organizowania akcji promujących usługi Stoenu oraz programów marketingowych adresowanych do klientów firmy.
Zanim w Legię zainwestował koncern ITI, bliski nabycia akcji tego klubu był Zbigniew Jakubas, prezes Multico i od lat czołowy gracz na warszawskiej giełdzie.
– Jak się temu dokładnie przyjrzałem, to dałem sobie spokój – mówi Jakubas.
– Stale mamy w polskiej piłce afery, korupcję. Dlatego nie jestem zainteresowany sponsoringiem sportowym.
Niedawno prezes Multico odrzucił propozycję nabycia udziałów innego warszawskiego klubu – Polonii. Ostatecznie jej działaczom dał się namówić szef firmy developerskiej J.W. Construction Józef Wojciechowski. Ponoć Wojciechowski nabył upadający klub za cztery miliony złotych i myśli o zainwestowaniu kolejnych trzech, czterech milionów. Jednak mariaż J.W. Construction z Polonią nie wszystkim się podoba – nie brak krytycznych głosów, że inwestycja w klub została sfinansowana z pieniędzy przyszłych nabywców lokali.
Piłka, marka, twarz
Właśnie dzięki piłce udało się w znaczącej mierze wypromować markę Inter Groclin Auto. Klub Groclin Dyskobolia jest częścią grupy kapitałowej i taka promocja wychodzi dużo taniej niż w przypadku zakupu spotów reklamowych w telewizji.
– Ograniczyliśmy wydatki na klub o 50 procent, z 15 do 7,5 mln zł na sezon – mówi rzecznik Inter Groclin Auto Jerzy Pięta. – Wynika to z polityki redukcji kosztów ponoszonych przez firmę. Sytuacja na rynku jest trudna, co przełożyło się też na nasze wyniki. Budżet klubu w przyszłym sezonie wyniesie ok. 26 mln zł, na co złożą się m.in. wpływy reklamowe od podmiotów zewnętrznych i od sponsora rozgrywek.
W Groclinie pieniędzy się nie przejada, 30 proc. budżetu klubu przeznaczone jest na budowę infrastruktury. Obecnie budowane jest boisko treningowe ze sztucznym oświetleniem. Ma ono zostać oddane do użytku 16 lipca, a koszt tej inwestycji wyniesie 3,5 mln zł.
– Żeby polski klub mógł konkurować z klubami zachodnioeuropejskimi, musiałby mieć budżet przynajmniej na poziomie 50 mln euro – zaznacza Zbigniew Drzymała, prezes Zarządu Inter Groclin Auto, właściciel klubu Groclin Dyskobolia. – U nas brakuje infrastruktury, wszystkiego. Państwo powinno wspierać sport, przecież z podatków VAT, CIT, PIT można by utworzyć swego rodzaju fundusz. I w jego ramach szkolić młodzież, rozbudowywać bazę. Niestety w Polsce kluby traktuje się jak zwykłe fabryki.
Właśnie funkcjonowanie Groclinu Dyskobolii przyczyniło się do budowy wizerunku Zbigniewa Drzymały, który jest doskonale rozpoznawalny dzięki obecności w futbolu. To dla niego kolejna wartość dodana. Podobnie jest w przypadku prof. Janusza Filipiaka, prezesa firmy ComArch będącej współwłaścicielem Cracovii. Rocznie ComArch przeznacza na klub ok. 5,5 mln zł.
– Sport jest dla mnie taką samą dziedziną, jak pozostałe – podkreśla prof. Filipiak.
Piłkarska Cracovia była w minionym sezonie sporym rozczarowaniem, natomiast hokeiści „Pasów” zdobyli tytuł mistrza Polski. Wyniki osiągane przez ComArch dają nadzieję na dalsze angażowanie się w sport. W pierwszym kwartale tego roku firma zwiększyła swe przychody o 30 proc. do poziomu 96,5 mln zł. Być może w Cracovii ruszą w końcu prace nad poprawą bazy sportowej, bo ta pozostaje nad wyraz kiepska.
Mimo kiepskiego poziomu polska liga nadal cieszy się sporym zainteresowaniem. Ludzie chcą oglądać „swoje drużyny”. Wielu kibiców w Warszawie, Krakowie czy Gdyni woli się pasjonować zmaganiami Legii, Wisły czy Arki niż koncentrować na Lidze Mistrzów czy ligach zagranicznych. Od lutego ubiegłego roku polska ekstraklasa ma sponsora tytularnego, którym jest Orange (wcześniej Idea). W sezonie 2006/2007 Orange ma wyłożyć 9,2 mln zł, a w następnym 9,4 mln zł. W zamian sponsor otrzymał logo o powierzchni 40 cm z przodu oraz na prawych rękawach koszulek piłkarzy klubów pierwszoligowych. Ponadto na stadionach znajdują się w trakcie spotkań tablice reklamowe Orange naprzeciw stanowisk kamer telewizyjnych. A wywiady z zawodnikami przeprowadzane są na tle logo sponsora.
Państwowy kiepsko kopie
Jeżeli prywatne przedsiębiorstwa angażują się w piłkę nożną, to w porządku. Opinię publiczną bulwersuje fakt pompowania pieniędzy przez spółki Skarbu Państwa. Znamienne, że kluby, za którymi stoją państwowe molochy, odnoszą kiepskie wyniki i nie przyczyniają się do zwiększenia atrakcyjności polskiej ligi. Wystarczy wspomnieć Wisłę Płock utrzymywaną przez Orlen, Górnika Łęczna żyjącego na koszt kopalni Bogdanka czy lubińskie Zagłębie, na które łoży KGHM. Na mecze tych drużyn przychodzi niewielu kibiców. Natomiast szczególnie cenne są te kluby dla polityków, którzy urządzają sobie podczas meczów kampanie wyborcze.
– Pompowanie przez kopalnię Bogdanka ponad 10 mln zł w Górnika Łęczna to kpina z podatników – ocenia prywatny sponsor jednego z klubów, prosząc o anonimowość. – Przecież tamtejszy region jest biedny, są ogromne braki infrastrukturalne. A oni pompują kasę w klub, który nie miał zbyt wielu kibiców i nigdy ich miał nie będzie. Przecież to klub bez tradycji.
Polska ekstraklasa jest z roku na rok słabsza – brakuje gwiazd. Zdolniejsi piłkarze szybko wyjeżdżają na Zachód. Maciej Żurawski z Wisły czy Artur Boruc z Legii Warszawa odgrywają obecnie główne role w Celticu Glasgow.
– Brakuje w polskiej lidze piłkarzy, którzy porywaliby swą grą – mówi rzecznik Inter Groclin Auto Jerzy Pięta. – Przez to liga jest mniej ciekawa. Jeszcze niedawno kibice w Krakowie mogli oglądać w akcji Żurawskiego czy Szymkowiaka. A teraz? Ci najlepsi wyjeżdżają i co gorsza, nie mają godnych siebie następców.
Mundialowe szaleństwo
Polacy duże nadzieje wiązali z występami biało-czerwonych na mundialu w Niemczech. Przedsiębiorcy również zacierali ręce. W Erze, której reklamy ze Zbigniewem Bońkiem w roli głównej są często emitowane w telewizji, podkreślają, że nie byłoby ich stać na tytuł oficjalnego operatora mistrzostw.
– Otrzymaliśmy go od Deutsche Telekom, który jest naszym udziałowcem – mówi rzecznik Ery Witold Pasek. – W naszej reklamie występuje Zbigniew Boniek, bo to osoba, która dobrze się kojarzy, człowiek sukcesu. Poza tym w przeciwieństwie do tych, którzy teraz grają, on się nie skompromituje.
Na dobry występ polskich zawodników na mundialu liczono w Telekomunikacji Polskiej, która jest od czterech lat sponsorem reprezentacji. Gdyby nasi odnieśli sukces (czytaj – wyszli z grupy) nikt nie wypominałby narodowemu operatorowi, że sponsoruje polskich piłkarzy. Ponoć TP SA wyłożyła na reprezentację ponad 12 mln zł. Firma, która i tak nie jest lubiana ze względu na swą monopolistyczną pozycję, dodatkowo rozdrażniła wielu ludzi faktem sponsorowania biało-czerwonych. W Internecie można znaleźć rozpowszechnianą na zasadzie łańcuszka informację, w której użytkownicy sieci nie kryją swego zdenerwowania. Ich zdaniem TP SA powinna zainwestować w infrastrukturę internetową, a nie wchodzić w mariaż z piłką. Niejako przy okazji krytyczne opinie nie ominęły firmy Orange (wcześniej Idei) należącej do grupy TP SA.
– Monitorujemy rynek i dane, które posiadamy, wskazują, że piłka nożna to najpopularniejsza dyscyplina – podkreśla rzecznik Orange Jacek Kalinowski.
– Ponadto chodziło o zintegrowanie wizerunku grupy. Skoro Telekomunikacja Polska wspiera piłkarską reprezentację, to my swego czasu uznaliśmy, że warto się zaangażować w piłkę i zostać sponsorem tytularnym polskiej ekstraklasy.
Z badań PBS DGA przeprowadzonych w listopadzie 2005 roku wynika, że prawie jedna czwarta osób (dokładnie 23 proc.) interesujących się piłką kojarzy polską ekstraklasę z marką Orange. Z badań wynika również, że piłka nożna pozostaje ulubionym sportem Polaków – dla prawie 60 proc. z nas jest to dyscyplina najchętniej oglądana w telewizji.
Na rozgrywanym w Niemczech mundialu zarobią też polscy przedsiębiorcy. Przewoźnicy i hotelarze z województwa zachodniopomorskiego liczą, że w czasie mistrzostw ruch będzie większy. Właściciele firm, które zajmują się przewozem ludzi ze Szczecina do Berlina, zamierzają wynająć kolejne busy i zatrudnić na czas mundialu dodatkowych kierowców. Mundialowe szaleństwo da się już odczuć w sieciach handlowych na terenie całej Polski. Przykładowo Tesco na specjalnej stronie internetowej podaje wiadomości dotyczące mistrzostw, a jednocześnie informuje o swych promocjach. W niektórych hipermarketach można kupić biało-czerwone flagi, czapeczki, koszulki czy szaliki. Kolory w narodowych barwach mają też serie pokrowców samochodowych czy też wybrane kosmetyki. Wzięcie mają również breloki czy kubki o sportowej treści, a spośród gier komputerowych oczywiście najlepiej sprzedaje się „FIFA 2006”.
Mundialową gorączkę da się odczuć w całej Europie. I nie ma się co dziwić, bo dla Europejczyków piłka nożna to sport numer jeden. Potwierdzają to wyniki badań, jakie zostały przeprowadzone w ub. roku na zlecenie MasterCard. MasterCard od lat sponsoruje piłkę, w tym Ligę Mistrzów, ważne było dlań dowiedzieć się, jak popularny jest futbol w krajach europejskich. I tak w Polsce aż 54 proc. badanych wskazało piłkę nożną jako ulubioną dyscyplinę. Piłka jest także sportem numer jeden w Grecji, Holandii, Turcji czy Francji. We Włoszech 59, a w Hiszpanii aż 68 proc. badanych zadeklarowało, że piłka jest dla nich na pierwszym miejscu i zdecydowanie wyprzedza pozostałe dyscypliny. Co ciekawe, z raportu MasterCard wynika, że rozgrywkami piłkarskimi interesuje się coraz więcej kobiet.
W Niemczech już liczą zyski z tytułu organizacji imprezy. U naszych zachodnich sąsiadów istnieje ponad 800 tysięcy miejsc pracy związanych z branżą sportową, a zatrudnieni w niej pracownicy wytwarzają prawie 1,5 proc. PKB. Największe zyski odnotują branże hotelarska i gastronomiczna. Zyska też infrastruktura dzięki budowie nowych dróg i hoteli. Analitycy twierdzą, że dzięki mundialowi PKB w Niemczech wzrośnie w latach 2003-2010 o dodatkowe 0,5 proc. Niemcy liczą też, że dzięki mistrzostwom ich wizerunek w Europie ulegnie znaczącej poprawie. Mundial ma obejrzeć ponad miliard kibiców na całym świecie, z czego 3 miliony na niemieckich stadionach. Łączne obroty w związku z przebiegiem mistrzostw szacuje się na ok. 10 mld euro.
Jerzy Dudała