
Ponad 350 grafik i obrazów, 200 mebli i wyposażenie wnętrz. Sprzedano 100% oferty malarstwa i 80% mebli. Znaczy to, że w Polsce jednak cuda się zdarzają, i to za sprawą prawdziwych kupców, a nie tajemniczego telefonu. Magnesem była renoma Hotelu. Wiele osób rozrzewniając się nad świetnymi latami, chciało kupić coś na pamiątkę z Europejskiego. Bardzo ważne były też niskie ceny wywoławcze. Większość licytowano od symbolicznych 100 zł, inne od kilkuset. Tylko najbardziej znane obrazy miały wyższe estymacje, ale i tak niewielkie w porównaniu do ich cen rynkowych. Prezes Rempexu Marek Lengiewicz, twórca tego sukcesu ocenia, że był to skutek „uczłowieczenia aukcji”. Czytając o rekordach powyżej 100 tys. zł, ludzie boją się nawet wejść na aukcje. Tu poczuli, że licytacje są dostępne też dla nich, nie tylko dla rekinów finansowych. Największy bój toczył się o cudnej urody obraz Erny Rosenstein „Śmierć łabędzia”, który poszybował z 4 tys. na 35 tys. Takiej ładnej Erny na rynku nie pamiętam – kiwało głowami kilka osób. Ciekawy był też zestaw prac z lat 70. (Konwerski, Jurry, Dominik, Bogusławski), kilka prac Maji Berezowskiej (autentycznych dla odmiany) w cenie od 880 zł., sprzedanych za 2,4 tys – 3,5 tys. Piękne były wczesne prace Jana Młodożeńca Don Kichot i Taniec. Ale reszta prac nie należała do śmietanki, to raczej obrazy – jak nazwał je dziennikarz GW – korytarzowo – salonowe.
Były też toaletki i żyrandole, kanapy, fotele i wiele innych. Kopie i kilka mebli oryginalnych. Wszystkie efektowne, łatwo znajdowały nabywców. Ceny naprawdę zachęcały – gdzie teraz znaleźć przyzwoity zestaw salonowy w zielonej skórze za 2.5 tys. (sprzed. 12 tys.)?
Obiekty, które nie zostały sprzedane, będzie można licytować powtórnie na 101 aukcji Rempexu, 24 sierpnia o godz. 19.00. Ich ceny wywoławcze obniżono o połowę.