REKLAMA

Zarabianie na niedowartościowanych firmach

2008-03-12 06:00
publikacja
2008-03-12 06:00
W ciągu 30 lat w USA wyrosło pokolenie agresywnych graczy, którzy zarabiają na niedowartościowanych firmach. Ich miliardy są dla zarządów spółek przekleństwem, lecz za to dobrze robią całej gospodarce.

Czy pamiętacie film Olivera Stone’a „Wall Street”? Ameryka lat 80., świat maklerów, wielkich pieniędzy, śmiałych przekrętów. Najśmielszych dokonuje demoniczny Gordon Gekko (wspaniały Michael Douglas). Przejmuje zagrożone spółki, zwalnia pracowników, naprawia lub zamyka firmy, sprzedaje je i zarabia gigantyczne pieniądze. Tak działają prawdziwi corporate riders, korporacyjni piraci. To był dla nich złoty okres. Wykorzystywali instrumenty wynalezione przez Michaela Milkena – wysoko oprocentowane obligacje, czyli junk bonds.

Od 1982 r. do załamania się rynku junk bonds w 1989 r., około 60 proc. wielkich amerykańskich firm stało się przedmiotem przejęcia przez korporacyjnych piratów lub zostało zmuszonych do głębokiej restrukturyzacji. „Piratami” były często osoby prywatne, dziś zaś częściej są nimi fundusze. Ich celem jest przejęcie kontroli nad firmą (zwykle spółką notowaną na giełdzie) poprzez zakup znaczących pakietów akcji oraz wprowadzenie swych ludzi do rad nadzorczych i zarządów. Dochodzi wtedy do wrogiego przejęcia wbrew woli zarządu, rady dyrektorów i strategicznych inwestorów.

Światowym rynkom i systemowi finansowemu należy się jakaś reforma, ale obawiam się że do niej nie dojdzie jeżeli nie będzie długotrwałej recesji w USA połączonej ze spowolnieniem na całym świecie. Tylko wtedy możni tego świata zwrócą uwagę na braki obecnego systemu, który sprzyja powstawaniu baniek spekulacyjnych, a co za tym idzie kryzysom - mówi Piotr Kuczyński, główny analityk Xelion Doradcy Finansowi.


______________________________


Obejrzyj wywiad Bankier.pl


Corporate riders polują na spółki niedocenione przez rynek i ze sporym potencjałem. Szczególnie cenne są przedsiębiorstwa z dużą nadpłynnością. Gotówka w kasie pada ofiarą „piratów”. Czasami celem wrogiego przejęcia jest tylko część spółki – na przykład jeden dobrze prosperujący zakład. Reszty „piraci” się pozbywają, sprzedając je albo zamykając.

W latach 80. zagrożenie przejęciem było w Stanach tak wielkie, że zarządy korporacji żyły w wiecznym stresie, który motywował do nieustannego poprawiania wyników. Krytycy działalności korporacyjnych piratów – tacy jak Oliver Stone – uważają, że są oni zainteresowani tylko szybkimi zyskami, zupełnie lekceważąc długookresową wartość spółki. Zapewne jest w tym wiele racji, ale przecież już Adam Smith przed dwustu laty pisał, że dzięki chciwości i egoizmowi piekarza codziennie możemy kupić świeży chleb. Sukcesy gospodarcze lat 90. amerykańska gospodarka częściowo zawdzięcza poprzedniej szalonej dekadzie, w czasie której firmy zostały gruntownie przebudowane, z dużą pomocą korporacyjnych piratów.

W latach 90. liczba wrogich przejęć zmalała, z powodu wprowadzenia przez korporacje rozmaitych statutowych i prawnych zabezpieczeń, które podniosły koszty przejęć. Większość agresywnych inwestorów wycofała się z interesu. Ich miejsce zajęły fundusze hedgingowe, zbierające środki od bogatych klientów i agresywnie inwestujące w rozmaite ryzykowne przedsięwzięcia. Z hedge fundami konkuruje wciąż kilku starych „piratów”, wśród których Carl Celian Icahn może uchodzić za kapitana. Nienawidzi, gdy ktoś go określa „corporate rider”. Woli nazywać się „aktywnym inwestorem”. Ale za plecami wszyscy mówią o nim „pirat” lub „najeźdźca”.

Ten 71-letni miliarder zajmuje 42. pozycję na liście najbogatszych ludzi świata (wg amerykańskiego magazynu „Forbes”). W ciągu ostatniego roku awansował o 11 pozycji oraz o 4,3 mld dol., a jego majątek jest szacowany na 13 miliardów. Baza Icahna to Nowy Jork. Urodził się i dorastał w największej dzielnicy tego miasta, Queens. Skończył studia filozoficzne w Princeton. W 1961 r., mając 25 lat, zrobił pierwszy krok w swej karierze inwestora i przedsiębiorcy. Właśnie wyszedł z wojska i wuj załatwił mu pracę brokera w spółce Dreyfus & Co. Szybko pojął, na czym polega handel papierami wartościowymi i zaczął wspinać się na coraz wyższe szczeble: brokera opcji, kierownika departamentu opcji, wydawcy biuletynu poświęconego handlowi opcjami. W 1967 r. zdecydował się na działalność na własny rachunek. Pożyczył od wuja 400 tys. dol. i wynajął siedzibę na Wall Street. Zaczął się specjalizować w dziedzinie wówczas pionierskiej – czyli arbitrażu opcjami.

Arbitraż to wygrywanie niewielkich różnic notowań tego samego instrumentu na dwóch różnych rynkach lub powiązanych ze sobą instrumentów na jednym rynku. Szybko zyskał sławę hazardzisty – który bezwzględnie wykorzystuje słabości przeciwników. Proponował partnerom grę bardziej skomplikowaną od pokera – w opcje. Opcje dają prawo do zakupu po określonym kursie akcji lub innych papierów wartościowych. Icahn szybko zrozumiał, że umiejętna gra nimi daje kontrolę nad spółką, bez konieczności angażowania wielkiego kapitału, o ile tylko gracz potrafi właściwie przewidzieć zmianę giełdowych notowań. Na początku lat 70., podczas kryzysu na rynku budowlanym, zaczął inwestować w firmy zwane w Stanach REITs (Real Estate Invest- ment Trusts), angażujące się w nieruchomości. Za grosze przejął jedną z nich, chicagowską REITs: Baird & Warner, dysponującą majątkiem o wartości 30 mln dolarów. To była tylko przymiarka do prawdziwego abordażu.

W 1979 r. Icahn wygrał starcie o spółkę Tappan, fabrykę ze stuletnią tradycją, produkującą piecyki i kuchenki. Wykorzystał swą pozycję w radzie dyrektorów (w USA odpowiednik rady nadzorczej), by wymusić na innych współwłaścicielach sprzedaż Tappanu Electroluksowi. Zarobił na tym 3 mln dol. i wycofał pieniądze ze spółki. Zrozumiał wtedy, że „pirat” może zarabiać samym szantażem. Zaniepokojone wrogim przejęciem grupy menedżerów i akcjonariuszy są skłonne zapłacić, by corporate rider odstąpił od walki.

Premia za odstąpienie nosi nazwę „greenmail”, co można tłumaczyć jako „zielony szantaż” lub „okup dla korporacyjnego najeźdźcy”. Następnym celem „pirata” stała się spółka Hammermill Paper Company. Jej zarząd postanowił walczyć, organizując środki finansowe i podejmując działania prawne. Oskarżył Icahna o finansowe malwersacje oraz nie zgodził się zapłacić greenmai- lu. Hammermill wykorzystał możliwe wszystkie sposoby i obronił się przed Icahnem, co nie oznaczało porażki tego ostatniego. Kurs akcji spółki mocno wzrósł w okresie walki o jej przejęcie, więc „pirat” odsprzedał swój pakiet z dziewięciomilionowym zyskiem.

Lata 80. były dla Icahna serią sukcesów. W 1982 r. na jego celowniku znalazła się firma Marshall Fields, mająca sieć domów towarowych. Spółka, założona w połowie XIX w. przez jednego z pionierów amerykańskiego kapitalizmu Marshalla Fielda, próbowała się bronić, oskarżając „pirata” o złamanie zasad regulujących obrót papierami wartościowymi oraz o korupcję i próbę wymuszenia. Wybieg na niewiele się przydał. Icahn wymusił fuzję Marshall Fields z korporacją British-American Tobacco, po czym wyszedł z interesu ze 100-milionowym zyskiem. Sukces sprawił, że inwestor mógł grać o wyższe stawki, zarabiać nie na szantażu, ale skutecznych przejęciach i podziałach firm. Taką akcję przeprowadził w 1985 r. z wielką spółką lotniczą TWA.Była ona właśnie w trakcie przebudowy, w którą zainwestowała potężne fundusze. Z tego powodu jej zysk był bliski zera, ale za to TWA miała 200 mln dol. gotówki z amortyzacji i o tę sumę rozegrała się walka. Icahn zaczął skupować akcje i nie dał się zniechęcić nawet bankom inwestycyjnym, takim jak Drexel Burnham, który zaangażowany był w finansowanie TWA.

Wkrótce „pirat” posiadał w swym portfelu 20 proc.akcji spółki. Zarząd TWA próbował standardowych działań – skierował do sądów pozwy przeciwko Icahnowi i szukał na rynku sojuszników, którzy wsparliby przewoźnika swoim kapitałem. Przeciwko „piratowi” wystąpiły również związki zawodowe, które poprzez polityków próbowały wywrzeć nacisk na Kongres, aby ten uchwalił prawo uniemożliwiające wrogie przejmowanie linii lotniczych. Lobbing okazał się nieskuteczny i ostatnią nadzieją TWA stała się odsiecz ze strony innego corporate ridera, który zaproponowałby lepsze niż Icahn warunki. Okazał się nim niejaki Frank Lorenzo, właściciel Texas Air Company, spółki, która w latach 80. kontrolowała 20 proc. rynku lotniczego w USA.

Lorenzo zaproponował Icahnowi 95 mln dol. za odstąpienie od walki o kontrolę nad TWA, ale do transakcji nie doszło. W ostatniej chwili Teksańczyk próbował wytargować cenę o 7 mln niższą i Icahn poczuł, że ktoś go próbuje nabrać. W dodatku związki zawodowe w TWA były do Lorenza tak samo wrogo nastawione, jak do „pirata” z Nowego Jorku. W liniach lotniczych, które Lorenzo przejmował, płace natychmiast obcinano. Z dwojga złego związkowcy woleli Icahna. Ten wynegocjował ze związkami porozumienie oraz zagwarantował udział pracowników w zyskach i akcjach spółki. Poparcie związków okazało się kluczowe w walce o kontrolę nad przedsiębiorstwem. Radę dyrektorów zmuszono do przyjęcia oferty Icahna, mimo że zaproponował on niższą cenę za akcje niż konkurent.

Stary „pirat” został głównym udziałowcem TWA i prezesem zarządu. Rządy w korporacji zaczął od sprzedaży części aktywów innym liniom lotniczym i przeniesienia głównej siedziby do miasteczka Mount Kisco, w którym miał rezydencję. Sam na sprzedaży aktywów zarabiał, a kierowana przez niego spółka traciła. Ostatecznie w 1992 r. TWA została zmuszona do złożenia wniosku o upadłość, a rok później Icahn rozstał się z liniami lotniczymi. W 2001 r.

TWA została przejęta przez American Airlines. „Pirat” wyszedł z awantury jak zwykle – bez szwanku. W ostatnich latach jego najbardziej głośnym rajdem na korporację była próba przejęcia kontroli nad Time Warner. Na początku 2006 r. Icahn zaczął kupować, wraz z powiązanymi z nim funduszami, akcje korporacji Time Warner, wartej 70 mld dolarów. Przejął kontrolę nad akcjami o wartości ponad 2 mld dol., co upoważniło go do starań o wprowadzenie do zarządu swoich ludzi. Time Warner po fuzji z internetowym gigantem AOL w 2000 r. przechodził poważne kłopoty. Fuzja miała im zaradzić.

W rzeczywistości okazała się nietrafiona, a twórca AOL-u Steve Case – marnym menedżerem, który nie dorósł do ogromnej firmy, którą stworzył. Odszedł z funkcji prezesa AOL-u w roku 2003. Icahn publicznie oświadczył, że Time Warner jest fatalnie zarządzany i zażądał rezygnacji starającego się o ponowny wybór na szefa spółki Richarda D. Parsonsa, lansując na to stanowisko własnego człowieka i grożąc sądem. Domagał się też podziału spółki na cztery mniejsze, by zwiększyć ich łączną wartość. Po kilku tygodniach nerwów korporacja poszła na ugodę z „piratem”. Zgodziła się – jak zażądał – przeprowadzić wykup własnych akcji o wartości 20 mld dol. (aby zwiększyć wartość akcji inwestorów), a także obciąć w ciągu dwóch lat koszty o 1 mld dolarów.

– Jesteśmy bardzo zadowoleni z porozumienia – ogłosił w końcu lutego 2006 r. Parsons. Time Warner jest dziś w trakcie restrukturyzacji, którą przed dwoma laty proponował Icahn. W ubiegłym roku inwestor przekroczył siedemdziesiątkę, ale jego aktywność jeszcze wzrosła. W 2007 r. przeprowadził transakcje związane z KT&G, BEA Systems, Motorolą, Lear Group. Operacje Icahna wydają się czasem dziecinnie proste.– To jest tak jak z grą w tenisa – wyjaśnia Icahn. – Gdy patrzysz na grającego McEnroe’a, wydaje ci się, że to nic trudnego. Ale jeżeli jesteś amatorem, nie radzę stawać z nim do gry.

Witold Gadomski
Źródło:

Do pobrania

Kuczyskijpg
Tematy
Plan dla firm z nielimitowanym internetem i drugą kartą SIM za 0 zł. Sprawdź przez 3 miesiące za 0 zł z kodem FLEXBIZ.
Plan dla firm z nielimitowanym internetem i drugą kartą SIM za 0 zł. Sprawdź przez 3 miesiące za 0 zł z kodem FLEXBIZ.
Advertisement

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki