Kiedyś zarządzający funduszem inwestycyjnym Rockbridge Gier i Innowacji i współautor głośnej na rynku transakcji wejścia chińskiej Grupy Tencent do akcjonariatu Bloober Team. Obecnie zarządzający własnym portfolio w ramach autorskiego FIZ Smart Money. Paweł Sugalski w rozmowie z Bankier.pl diagnozuje sytuację polskich producentów gier, ocenia, kiedy wróci hossa, i opowiada o swojej książce „Gaming na giełdzie”. Zapraszamy do przeczytania wywiadu.


Michał Kubicki, Bankier.pl: Czy to odpowiedni moment, aby wydać książkę o inwestowaniu w gaming, skoro branża jest w wielomiesięcznej bessie, której końca nie widać? Inwestorzy stracili często kilkadziesiąt procent na mocno przecenionych akcjach nawet największych podmiotów z sektora.
Paweł Sugalski: Patrząc na cykle, to faktycznie bessa trwa już dwa lata, ale jeśli książka ma opowiadać o inwestowaniu w sektor gamingu i niejako uczyć tego, to zdecydowanie wolę, żeby czytelnik, który zainwestuje swoje pieniądze, kupił w dołkach niż na szczycie. Popularność branży spada, ale jest to bardzo cykliczne i niewiele trzeba, żeby sentyment się poprawił. Natomiast ostatnie miesiące to są już spadki wszystkich sektorów i mówimy wprost o bessie. O ile gaming wyprzedził korektę na innych sektorach, to faktycznie giełda teraz rozgrywa recesję. Natomiast jak się „oddali” wykresy i popatrzy w szerszej perspektywie czasowej, to wniosek może być taki, np. na podstawie 2008 i 2009 roku, im więcej spadnie w tym roku, tym więcej wzrośnie w przyszłym.
Z perspektywy książkowej trochę pół żartem pół serio zastanawiałem się nad zmianą okładki i obwoluty i umieszczeniem na niej trendu spadkowego, ale za rok mogłoby być już odwrotnie, kiedy potencjalna hossa może mieć miejsce. Zostaję więc przy obecnym terminie, tym bardziej że książka ma walor edukacyjny. Inwestorzy indywidualni w bardzo małej części korzystają ze spadków na rynkach, krótka sprzedaż jest mało popularna, a w książce np. jest część poświęcona temu zagadnieniu i short sqeezowi, jaki miał miejsce na CD Projekcie. Będzie to raczej ciekawostka, ale pozwoli lepiej rozumieć to zagadnienie.
Wspomniany CD Projekt i premiera „Cyberpunka 2077” oraz debiut Huuuge na GPW, który miał miejsce dwa miesiące później, są wymieniane jako symboliczne punkty zwrotne w sektorze wyznaczające początek bessy. Czy nie uważa Pan, że nastąpiło przereagowanie z przeceną wielu spółek, być może w wyniku nadejścia szerokich spadków na wszystkich rynkach? Jeśli tak, to gdzie na GPW szukać dobrych fundamentalnie spółek z inwestycyjnym potencjałem?
Ja zawsze patrzę na ETF globalnych spółek „VanEck Video Gaming and eSports” (ESPO). To jest taki indeks sektorowy, globalnych producentów gier oraz sprzętu jak Nvidia czy AMD. W zeszłym roku Polska był dużo słabsza od tego indeksu. ESPO miało roczny spadek na poziomie 5,4 proc., co można odczytywać jako małą globalną korektę, a w Polsce wiemy, co się wydarzyło. Główną przyczyną medialno-rynkowego obrazu odczytywanego przez pryzmat WIG-Games było to, że indeks był całkowicie zdominowany przez dwie spółki – CD Projekt i Ten Square Games, odpowiadające za 2/3 indeksu. No i tak się złożyło, że w ostatnie półtora roku te dwie spółki popełniły wewnętrze błędy, bardzo duże, pewnie najgorsze w historii. Więc rozpatrując cały sektor, trzeba by to wyjąć poza nawias. Natomiast ciężko tego nie omówić.
CD Projekt to przede wszystkim błędna decyzja co do premiery gry („Cyberpunk 2077” - przyp. red.). Ja zawsze powtarzam, że sukces komercyjny gry jest niezaprzeczalny, natomiast on byłby 2-3 razy większy, gdyby ta premiera nastąpiła rok później. Więc to był błąd w ocenie nadzorującego projekt.
Przy Ten Square Games są dwie rzeczy: po pierwsze przychody zdominowane przez jeden tytuł, po drugie pojawiły się ogromne problemy z corporate governance. Pierwszy problem dotyczył gry „Fishing Clash”, która zaczęła generować mniejsze przychody, ale to jest rzecz wybaczalna przez inwestorów, jeśli spółka szuka zastępstw i ciągle generuje duże ilości gotówki i wypłaca dywidendę. Jednak drugi problem był już mniej zrozumiały przez akcjonariuszy. Chodzi o regularną sprzedaż akcji w ABB i bardzo źle odebrany przez rynek program motywacyjny, który został dopasowany w dół do bieżących wyników. Już lepiej, żeby programu nie było, a były uznaniowe bonusy zależne od właścicieli, bo podawanie celów i rewidowanie ich w dół zawsze wygląda fatalnie. To jakby spowodowało pokazanie przez rynek najpierw żółtej, a potem czerwonej kartki.
Czyli mamy złą passę dwóch największych spółek z branży, która pociągnęła w dół indeks, kreując nienajlepszy sentyment. Kapitał zaczął zwracać większą uwagę na jakość, stąd m.in. nieudane debiuty gamingu na giełdzie w ostatnich miesiącach i przeceny w pierwszym dniu notowań nawet o kilkadziesiąt procent. Zastanawiające są wejścia na giełdę nawet przy tak słabym otoczeniu, kiedy podmioty z innych branż raczej przesuwają je na lepsze czasy. Ale CD Projekt i Ten Square Games to nie cały obraz branży?
Tak, powiedzieliśmy o dwóch największych, ale dalej jest grupa - myślę - może maksymalnie 10 spółek, nazwijmy je „prawdziwych”, które są od lat w branży, gdzie jak sprawdzimy kursy, to tam nie wydarzyła się wielka tragedia, raczej zdrowa korekta. Czyli to takie spółki, powiedzmy, powyżej 100 mln zł kapitalizacji, które się biznesowo bronią.
Wielki problem to jednak 30-40 małych spółek, głównie z NewConnect, które dla funduszy inwestycyjnych są nieinwestowalne. Fundusze zupełnie ich nie śledzą, głównie z powodu braku płynności. Jak czegoś nie da się coś kupić, to jeszcze trudniej to potem sprzedać. Więc jeśli inwestor z pre-IPO w jakiejś wcześniejszej emisji brał akcje taniej, to on nawet przy niewielkim zysku woli sprzedać w debiucie, stąd te spadki po 40, 50 proc. Podsumowując, ja największy problem widzę w tych najmniejszych spółkach, bo tam ani płynności, ani pomysłów, ani przychodów.
Wiadomo, jak to się skończy – bankructwami. Spółki zazwyczaj miały środki na rok, dwa, a w tym czasie większość nie zrobi sensownej gry, nie zarobi pieniędzy. Więc pozostaje pożyczka od akcjonariuszy lub emisja ratunkowa. W ogóle mam wrażenie, że kto teraz wchodzi na giełdę, to musi i to pokazuje desperację. Naturalną ścieżką jest przełożenie tego na lepsze czasy. Przykład Techlandu pokazuje, że spółka w dobrej kondycji nic nie musi.
Premiera „Cyberpunka 2077” oprócz umownego zapoczątkowania bessy w polskim gamingu była chyba, jak to zwykle bywa po skończeniu dużego projektu, momentem większych ruchów kadrowych w branży. Wśród inwestorów panuje przekonanie, że oprócz IP to zespół ludzi stanowi o potencjale studia, a co za tym idzie - potencjale inwestorskim. Gdzie widzi Pan ten potencjał wśród spółek z GPW albo szerzej z branży i ewentualnie czy są narzędzia – oprócz LinkedIn – które inwestor indywidualny mógłby wykorzystać, badając daną spółkę właśnie pod tym względem?
To jedno z pytań, gdzie znów ciężko nie odnieść się do CD Projektu, który był celem dla innych spółek do pozyskania pracowników. To normalne, że już po wypłaconych premiach za zrealizowany projekt część pracowników odchodzi. W ostatnim sprawozdaniu Techlandu, który nie jest spółką publiczną, zauważyłem, że właściciel zastosował ciekawy model retencyjny. Przyznaje premie w cyklu rok, dwa i trzy po premierze. Jak odchodzisz z firmy, to nie dostajesz premii.
Ja sam zastanawiałem się, ile osób robiących „Cyberpunk 2077” tak naprawdę zostało w CD Projekcie. Znam taki portal mobygames.com, który ma zestaw napisów końcowych dla wszystkich gier w bazie. Są tam nazwiska osób pracujących przy danej grze. Dzięki temu zrobiłem takie ćwiczenie, gdzie sprawdziłem 50 najważniejszych nazwisk pracujących przy „Cyberpunku” i okazało się, że większość nadal jest w firmie, przynajmniej według LinkedIn. Bałem się, że będzie to mniej, bo nagonka medialna była ogromna. Wygląda na to, że ten zespół się nie rozpadł, tylko się przemodelował. Mówimy o seniorach i dyrektorach poszczególnych teamów, więc jeżeli oni zostali, to odbudować w dół się zawsze da. CD Projekt ciągle jest marką najważniejszą.
Jeżeli chodzi o inne firmy, dużo się mówiło od 2020 r. o odejściach z Flying Wild Hog, czyli tej największej, czysto developerskiej, pozagiełdowej spółki. Nowy właściciel, Grupa Embracer, zabezpieczył zarząd, natomiast wygląda na to, że nie zabezpieczyli reszty pracowników, więc to się skończyło dużym exodusem. W mniejszych spółkach myślę, że jest stała rotacja. Ja z perspektywy członka rady nadzorczej spółki gamingowej widzę, że jeżeli spółka ma dobrą reputację, to nawet nie potrzebuje headhunterów, tylko wszystko jest na zasadzie poleceń branżowych. Da się zbudować, rozwijać i utrzymać zespół z niską rotacją, jeśli się jest po prostu fair z pracownikami i ma interesujące projekty.
Ciekawym transferem była np. Marta Fijak, która do Anshar Studios przeszła z 11bit studios, gdzie była jedną z głównych osób przy „Frostpunku”, albo Artur Ganszyniec, który podążył podobną drogą, a przed 11 bit pracował jako główny twórca scenariusza do „Wiedźmina”. Nazwiska krążą po rynku, głośnym transferem był oczywiście Konrad Tomaszkiewicz (główny reżyser „Wiedźmina 3”, drugi reżyser „Cyberpunka 2077”, przyp. red.), który założył Rebel Wolves Studio, wyciągając kilkunastoosobowy zespół z sobą. Więc to jest taki skład, który byłby teraz na pierwszym miejscu na prezentacji startujących studiów. Na rynku się mówi, że zdobyli finansowanie do 100 mln zł na swój projekt. Wydaje się to niemożliwe, ale może za granicą ktoś z tych dużych wyłożył takie pieniądze.
Dużo pomniejszych transferów jest związanych z cyklicznością projektów, bonusów. To wzmaga oczywiście presję na płace. Branża żali się najbardziej na to, że praca zdalna i możliwość pracy dla zagranicznych studiów wzmogła presję płacową, która dorównuje już tym zachodnim standardom z Europy czy USA.
Zagraniczny kapitał inwestujący w polskie studia i spółki gamingowe to kolejny temat, o który chciałbym zapytać. Jak z perspektywy zarządzającego funduszem, który brał udział w głośnej transakcji wejścia Grupy Tencent do akcjonariatu Bloober Team, wygląda potencjał polskich spółek do bycia zauważonym przez zagraniczny duży kapitał? Mówi się już od wielu miesięcy o możliwości takiego przejęcia w kontekście kilku spółek. Czy ze względu na przecenę i atrakcyjność wskaźników jest to teraz bardziej prawdopodobne?
Najważniejsze jest to, żeby było od kogo kupić te akcje. Najgorszy z możliwych scenariuszy to rozproszony free float. Jest kilka spółek naprawdę jakościowych na polskiej giełdzie, raczej tych największych, które byłyby bardzo dobrym kandydatem do przejęcia, jak CD Projekt, 11bit Studios. Tylko przy tak dużym free float i mechanizmie poison pill, czyli ograniczeniu wykonywania prawa głosu, bez zgody zarządu de facto i tak nic nie można zrobić.
Gdyby jednak ktoś posiadał pakiet kontrolny i mógł go zaproponować Tencentowi, Embracerowi to około 10 spółek z polskiego parkietu mogłoby być bardzo atrakcyjnymi celami. Na egzotycznym NewConnect nie ma obowiązku wezwań, co komplikuje sprawę, bo wszystko jest bardzo dobrowolne. Inwestor nie wie, ile trzeba zapłacić, nie ma wymaganych średnich cen. Z perspektywy Rockbridge było łatwiej, free float nie był zbyt duży, nasz pakiet był de facto kontrolny, a z pakietami insiderów gwarantował kontrolę realną. Gdyby Bloober był poza giełdą, to myślę, że cały proces byłby bardziej pikantny i wiele innych firm by się o niego biło. Na giełdzie zaproponowanie ceny z dużą premią wcale nie gwarantuje sukcesu, co pokazał ostatnio case Develi – dewelopera mieszkaniowego, gdzie fundusze nie odpowiedziały na wezwanie.
Wracając do gamingu, widać, że pakiety są zbierane, np. w CI Games, też z portfela Rockbidge. Potwierdza się napływ kapitału nie tylko chińskiego, skandynawskiego, ale także funduszy aktywistycznych. Polska wpadła na radary i nie ma co się dziwić, bo w Europie jesteśmy ciągle w Top3 takich ekosystemów, obok Skandynawii i Wielkiej Brytanii. Mamy swoją specjalizację w potencjale gospodarczym Polski i na pewno będą kolejne transakcje.
Na rynku niepublicznym jest sporo ciekawych start-upów, natomiast giełdowo też powinno się coś zadziać. Na przykład w segmencie mobilnym, jak Ten Square Games, który ma abstrakcyjnie niską wycenę przez problemy z ładem korporacyjnym, ale trzeba pamiętać, że nowy inwestor często wyrzuca zarząd i nie ma śladu po starych właścicielach. Można powiedzieć, że nowy inwestor w Ten Square Games uwolniłby potencjał wynikowy tej spółki, bo póki go nie ma, rynek będzie zakładał, że dotychczasowi właściciele będą chcieli dalej sprzedawać akcje w przyszłości. Faktycznie myślę, że w rynku mobilnym jest teraz najwięcej okazji, bo też jest on policzalny. Jest przewidywalność trendów i przychodów.
Więc z tych mniejszych spółek Artfifex Mundi, Boombit. Ciekawa wycena i przymiarki do rozważenia opcji strategicznych w Boombicie, gdzie właściciel rozważał sprzedaż. W Artifexie pojawił się jakiś czas temu skandynawski inwestor, co było sygnałem zauważenia przez zagranicę potencjału w Polsce. Oczywistym kandydatem jest oczywiście Huuuge. To największa aberracja wycenowa na giełdzie. Abstrakcyjne wskaźniki rzędu 2-3xEBITDA zaraportowana. Zresztą spółka skupuje garściami swoje akcje z rynku, ktoś im te akcje sprzedaje. Spółka, która ma tyle gotówki, że mogłaby skupić cały free float giełdowy. Czyli debiut Huuuge, który był sygnałem początku bessy, mógłby ją zakończyć, gdyby sam się zdjął z giełdy i umorzył akcje.
Co z konsolidacją wewnątrz rynku, czyli przejmowaniem przez polskie spółki? One też ogłaszały plany przejęć i nawet ich dokonywały, jak CD Projekt, People Can Fly czy Ten Square Games, ale sięgając po zagraniczne studia.
To dobrze spuentował przed pęknięciem bańki prezes People Can Fly, Sebastian Wojciechowski, który powiedział, że „na polskim rynku jest za drogo”. Później po przeczyszczeniu rynku kupił pakiet kontrolny w Incuvo (polski producent gier VR, przyp. red.), ale z bardzo dużym dyskontem do rynku, czyli wartość transakcyjna nie była taka jak giełdowa. Ten przykład jest taką jaskółką konsolidacji.
Natomiast mało jest dopasowań, a samo łączenie spółek jest trudne. Widać dobrze, że w Polsce mało kto umie robić 2-3 projekty równolegle. CD Projekt nie potrafił tego, chociaż próbuje się nauczyć, 11bit Studios robi dwa projekty bardzo dobrze, trzy się uczy, ale ma jeszcze problemy, no i People Can Fly, który robi to za pieniądze wydawców, co jest łatwiejsze. Techland tego też nie robi, co pokazał ostatni raport, gdzie na drugi projekt przeznaczono w tym samym okresie tylko 5 mln zł przy 50 mln zł na „Dying Light 2”.
Zatrzymując się na chwilę przy Techlandzie, czy debiut w obecnych warunkach rynkowych jest możliwy i czy GPW jest faktycznie miejscem docelowym dla spółki, której wartość niektórzy oszacowali na większą od obecnej CD Projektu?
Jeśli chodzi o tą kapitalizację na podstawie ostatniego sprawdzania finansowego, to trzeba podkreślić, że to wycena wewnętrzna spółki, która zawsze będzie zbalansowana w górę. Ona jest mocno życzeniowa, więc nie uważam, że Techland jest wart więcej niż CD Projekt. Myślę, że nie będzie się im śpieszyć na giełdę. Mając za sobą udaną premierę, mając pieniądze, Techland będzie optymalizował okienko IPO. Ja ciągle uważam, że lepszą drogą dla Techlandu jest dogadanie się z branżowym inwestorem na mały pakiet, powiedzmy 20-procentowy. To nie dałoby dużej kontroli inwestorowi, a właścicielowi pozwoliło na kontynuowanie swojej wizji, zebranie kapitału na kolejne projekty i jednocześnie gotówkowe wyjście, bo to jeden z głównych motywów takich transakcji. Wydaje się, że debiut na giełdzie nie ma obecnie sensu, a szczególnie w Warszawie. Dużo lepszą opcją byłby Amsterdam, gdzie głębokość rynku jest dużo większa.
Patrząc z kolei na CD Projekt, nie uważa Pan, że przecena, jaka nastąpiła, nie poszła za daleko? W ostatnich miesiącach właściwie wszystkie rekomendacje były tylko niżej, nawet ogłoszony projekt nowej gry z uniwersum Wiedźmina nie pomógł kursowi. Czy giełdowe wahadło jest już maksymalnie wychylone?
Przecena jest ogromna, natomiast głównym problemem jest to, że „Cyberpunk 2077” się bardzo źle sprzedaje. Porównując to do ścieżki „Wiedźmina”, to są ogromne przeceny i niskie wolumeny, czyli odwrotność tego klasycznego „długiego ogona sprzedażowego”, który pozwolił CD Projektowi w ponad pięcioletnim okresie zapewniać świetne wyniki. Więc jedyną nadzieją w krótkim terminie jest płatny dodatek - DLC do „Cyberpunka”. Tylko on jest tak długo przekładany, że też trudno liczyć, że odczaruje sentyment. CD Projekt słynął z tego, że jest „progamerski”, więc w przeciwieństwie do zachodnich wydawców pewnie nie każe sobie zapłacić za dodatek 200 zł. Skoro tak, to wpływ na wyniki też może nie być znaczący. Sentyment jest słaby. Prace najpierw nad naprawą „Cyberpunka”, później nad dodatkiem, przedłużają termin premiery następnego „Wiedźmina”. Przejście na silnik Unreal było świetną decyzją, ale rynek się obawia, że przez kilka długich lat nie będzie dużej premiery i pojawi się dziura wynikowa. W takim układzie akcjonariusze będą partycypować w kosztach nowych projektów, a nie w zyskach. Najbardziej rynek może się przestraszyć pierwszej kwartalnej straty, która może się pojawić.
Z drugiej strony słaby złoty do dolara pomaga w poprawieniu przychodów, a wszystkie rozczarowania kiedyś są przereagowane i potwierdzeniem takiego stanu teraz jest to, że praktycznie wszyscy analitycy są negatywnie nastawieni do CD Projektu. Więc bardzo dużo złych informacji jest w cenie, to wahadło jest bardzo mocno wychylone, tak jak przed premierą „Cyberpunka 2077”. Czego brakuje? Na pewno zamykania pozycji krótkiej sprzedaży. W rejestrze KNF ciągle jest dużo funduszy, które grają przeciwko wzrostom. To się oczywiście szybko może zmienić, tylko z jakiegoś powodu te fundusze ciągle wierzą, że ta wycena jest zbyt droga. Być może patrzą na bieżące wyniki, nie dostrzegając np. wartości samego „Wiedźmina” jako kluczowego IP, co udowodnił m.in. serial Netfliksa. Tym sygnałem, który odbierałbym za zmianę trendu, byłoby właśnie zamykanie krótkich pozycji, a nawet short squeeze, który mógłby się pojawić, gdy inne branże zaczną odbijać, a te najbardziej przecenione będą robiły z to odpowiednio większą dynamiką.
Czy w takim razie gaming po mocnych przecenach, ze spółkami z dużą ilością gotówki, bez większych kredytów, czerpiących dużą cześć przychodów w dolarach, nie jest dobrą opcją na prognozowany czas recesji?
Myślę, że trzeba szukać spółek, które mają wysokie wyniki versus swoją kapitalizację. To bardzo dobrze było widać po Creepy Jar, którego kurs odreagowuje bardzo długą korektę. Mimo bycia bardzo dobrą spółką, prawo popytu i podaży było nieubłagalne. Więc faktycznie rynek zaczął szukać podmiotów z dużą ekspozycją na dolara pod kątem zysków. Przykład CD Projektu pokazuje niskie wyniki do kapitalizacji. Ciężko jest mówić, że gramy tam pod silnego dolara, skoro te wyniki rekordowe będą dopiero z następnego „Wiedźmina”. Da się wybrać kilka dobrze zarabiających spółek i to wydaje się dobrym pomysłem. Jedynym ryzykiem może być to, że w recesji rozrywka zostaje ograniczana, a do tego segmentu zalicza się gry komputerowe. Spodziewałbym się, że więcej ludzi zrezygnuje z gier niż np. z hazardu. Podsumowując - na czasy spowolnienia tak, natomiast na czas recesji niekoniecznie. Skoro bessa u nas zaczęła się najszybciej, to powinna się też jako pierwsza skończyć.
Podczas rozmowy mówił Pan o takich spółkach jak CD Projekt, Ten Square Games i CI Games. Na pewno jakimś wskaźnikiem sentymentu do branży jest ranking popularności spółek na Bankier.pl. Tam kiedyś w pierwszej 50 było wiele spółek z sektora gamingowego, obecnie są tylko 4. Tą czwartą, oprócz wspomnianych, jest The Farm51. Jak Pan sądzi, dlaczego właśnie ta spółka z NewConnect jest tak popularna wśród inwestorów, przynajmniej tych korzystających z naszego forum?
Badałem wasz ranking i zebrałem dane na wykresie, który publikuję w książce. On faktycznie pokazuje popularność wśród inwestorów, gdzie CD Projekt był przez ostanie lata królem. Natomiast często należy traktować go kontrariańsko, jako antywskaźnik i wyciągać z tego wnioski, że coś jest „przegrzane”. The Farm51 cały czas jest jedną z najpopularniejszych spółek gamingowych, a to ze względu na 100-proc. free float, czyli wspomaga dużo lepsze obroty na tle konkurencji i większą płynność. Przyjrzałem się potencjałowi The Farm51 i tam główną składową wyceny jest projekt „World War III”, czyli polski „Battlefield”. Znalazł się partner do wydania gry, tylko był on z Rosji (My.Games, przyp. red.), a po agresji Rosji nie dało się wypuścić w takim momencie gry o wojnie, gdzie niektóre plansze były na Ukrainie. To miało się wydarzyć na koniec I kwartału. Ta gra jest gotowa, produkt jest dopracowany. Przeprowadziłem analizę scenariuszową potencjału do innej gry My.Games pod tytułem „War Face”, która zarobiła dziesiątki milionów dolarów i wygląda, że gra The Farm51 ma szansę podwórzy te wyniki. Więc na tym zbudowana jest chyba ta popularność, bo te wyniki mogą być imponujące, tylko ciągle nie ma premiery gry. To jest wycena przyszłości, bo na podstawie przeszłości nie da się uzasadnić obecnego kursu na giełdzie.
Skoro o tytułach mowa, to które premiery w najbliższym roku czy dwóch z perspektywy inwestora warto śledzić, które wishlisty obserwować?
W krótkim terminie nie ma jakichś dużych premier. Duża kumulacja jest na 2023 r., ale daty premier zawsze można przesunąć, więc może się z tego zrobić 2024 r. Najbogatsze portfolio gier na zaawansowanym etapie ma 11 bit Studios, które warto śledzić także ze względu na ich dywersyfikację. Duże spółki mają jednak odległe premiery. W przyszłym roku jest szansa na gry ze średniej spółki, jak „Lords of the Fallen 2” od CI Games, na „Chimerę” od Creepy Jar bym jednak nie liczył. Z małych spółek, szczególnie symulatorowych, jest tego tak dużo, że nie da się tego przewidzieć.
Dobre zorientowanie w branży dotyczące tytułów, zespołów developerskich itp. to na pewno atutu dla inwestora w gaming. Z kolei dla zarządzającego funduszem celowanym w sektor gier i innowacji to warunek konieczny. Jak Pana doświadczenie przełożyło się na kształt książki? Czy więcej tam inwestycyjnego obszaru, czy kompendium wiedzy o grach przez pryzmat dużych spółek z giełdy?
Przeważa ta pierwsza część. Celem głównym było opisanie historii spółek i zrobienie nieformalnej kontynuacji książki „Nie tylko Wiedźmin” Marcina Kosmana, de facto jedynej godnej polecenia opisującej sektor. Trochę starałem się pogodzić oba światy, tzn. inwestorów i graczy, ale przez moje doświadczenie jako analityka i zarządzającego oceniam tytuły i spółki przez pryzmat danych finansowych, czyli tego, na co liczą inwestorzy. Sama część dot. historii to już praca czysto dziennikarska i uporządkowanie pewnych faktów, ale także podanie ciekawostek, które nie były znane publiczne. Kontekst jest jak najbardziej giełdowy, m.in. z tego powodu zabrakło Techlandu.
Druga części jest czysto edukacyjna. Ona też jest krótsza, bo starałem się prostym językiem wytłumaczyć zagadnienia ze sfery finansów, giełdy, tego, o czym piszą branżowe media. Pytali mnie też o to znajomi, co pomogło wyczuć, co interesuje mainstream. Patrząc na pierwsze komentarze od osób, które przed wydaniem ją czytały, to jest to książka bardziej dla inwestorów, ale ciekawi mnie feedback od graczy co do historii spółek, sięgającej czasami giełdy na ulicy Grzybowskiej w Warszawie. Na pewno kto przeczyta książkę, zobaczy, że w polskim gamedevie liczba nazwisk jest ograniczona i postacie takie jak Adrian Chmielarz pojawiają się w kilku rozdziałach na kartach historii kilku spółek.
Kluczem wyboru dobrej spółki jest doświadczenie zarządów i pracowników, co starałem się jak najwierniej i obiektywnie opisać, też w kontekście tych spółek, które uznaje za dobre, nie pomijam ich wad. Natomiast pojawiają się też prywatne opinie i wspomnienia, jak „polska” konferencja Microsoftu przed targami E3, gdzie byłem osobiście, a Keanu Reeves ogłaszał datę premierę „Cyberpunka 2077”, Bloober Team przedstawił projekt „Blair Witch”, a Techland wypuścił trailer „Dying Light 2”.
Czy nowy pomysł FIZ Smart Money już wystartował? Czy autorski pomysł daje dużo większe możliwości w obszarze zarządzania kapitałem i czy wzorem poprzedniego będzie skupiać się na sektorze gamedev?
Stwierdziłem, że po transakcji z Tencentem, który był głośnym exitem, chce mieć jeszcze większą niezależność. Przy projekcie autorskim już jest pełna decyzyjność zarządzającego i też dobór klientów do funduszu. Technicznie fundusz został odpalony, na razie z prywatnymi środkami założycielskimi. Formalności trwają długo, dłużej, niż się spodziewałem, ale wszystko wygląda na to, że pieniądze uda się zbierać w dołku bessy. Ten moment rynkowy wydaje się bardzo dobry, z drugiej strony odstrasza część inwestorów, którym pogorszyła się płynność. Natomiast jeśli ktoś stał z boku, to wydaje się być ciekawy moment na inwestycje. Teraz pewnie jeszcze obligacje będą lepszym rozwiązaniem, czysto inwestycyjnym. Ale myślę, że w przeciągu 3 do 6 miesięcy na rynku akcyjnym w Polsce będzie twarde dno, które po fazie być może jakiejś paniki jak w 2008 r. zrodzi jeszcze większe okazje.
Trzeba mieć gotowy fundusz, żeby wykorzystać tę przecenę, która nadejdzie pewnie na jesieni. Wskazują na to wszystkie sygnały z gospodarki i szczególnie branże energochłonne będą pod presją. Ja też nie boję się sprzedawania na krótko, więc wybieram kandydatów, którzy sobie najgorzej poradzą z kryzysem, a wręcz mogą zbankrutować czy robić ratunkowe emisje. Smart Money będzie dotyczył wszystkich sektorów. Pomoże inwestorom detalicznym w trudnych czasach, na które nie są gotowi. O ile w poprzednich latach było łatwo samemu inwestować, to mało kto zarobił w tym roku. Także z nastawieniem na krótką sprzedaż. Inwestor detaliczny mało ją wykorzystuje, bo ma w palecie tylko kontrakty terminowe, które są mało płynne. Fundusz może bardzo łatwo pożyczyć akcje i wtedy płynność nie jest problemem.
Docelowo chciałbym mieć drugi gamingowy fundusz, który skupiałby się na rynku niepublicznym, gdzie widzę jeszcze więcej okazji. To pomysł na za kilka miesięcy, kiedy myślę, że - z punktu inwestora - możliwości będą jeszcze atrakcyjniejsze.
Dziękuję za rozmowę
Wywiad był przeprowadzony 18 lipca 2022 r.