REKLAMA
WAKACJE NA GIEŁDZIE

Szewc i krawiec receptą na kryzys

2009-05-28 07:30
publikacja
2009-05-28 07:30
Światowy kryzys finansowy uderza nie tylko w banki i firmy, ale także w nasze portfele. Czy w związku z tym poznaniacy, posądzani zwykle o skąpstwo, oglądają się za każdą wydawaną złotówką? Sprawdziliśmy, jak kryzys wpłynął na usługi w naszym mieście.

Większość z nas przyznaje, że nie odczuwa załamania finansowego. Niektórym jednak daje się ono we znaki.

- Trudno powiedzieć, że oszczędzam ze względu na kryzys, bo zwykle jestem oszczędny - mówi Karol Kieżel. Można rzec, że to typowy poznaniak. Pozory jednak mylą.

- Jestem z Kołobrzegu - wyjaśnia z uśmiechem pan Paweł. - Czuję, że pieniądze mi z portfela szybciej ubywają - kontynuuje. - Interesuje mnie sprzęt elektroniczny, a on drożeje ze względu na wyższą wartość dolara. Poza tym projekty, w których uczestniczę, mają mniejsze szanse na realizację, ze względu na kryzys. Jest to odczuwalne w liczbie zleceń i zarobkach - przyznaje. Na kryzys narzekają też w sklepach z odzieżą. Sprzedawcy przyznają, że skutki załamania finansowego odczuwane są przez wszystkich w mniejszy lub większy sposób.

Inaczej sprawa wygląda na straganach. - Nie odczuwamy większych zmian w związku z kryzysem. Sprzedaż jest na podobnym poziomie - mówi Katarzyna Bullert, handlująca ubraniami na rynku Jeżyckim.

Sami poznaniacy przyznają jednak, że coraz chętniej zamiast sklepów z markową odzieżą wybierają tańsze ubrania i odzież z drugiej ręki.

- Kiedyś do lumpeksów chodziłam sporadycznie, teraz ubrania kupuję wyłącznie tam - przyznaje Bogumiła Szydlak.

- Można tam dostać rewelacyjne ubrania - potwierdza Patrycja Kowalczyk, która walczy z inną słabością: - Wiadomo, kobiety lubią mieć dużo butów. Nadal kupuję nowe buty, ale coraz częściej oddaję stare do naprawy. Mam jednak "swojego" szewca. W Poznaniu jest dużo drożej, za naprawę butów za 40 złotych zapłaciłam kiedyś 33 złote… - dodaje.

Z zakładów szewskich korzysta coraz więcej mieszkańców Poznania. - Fleczki w niektórych butach po kilku wyjściach nie nadają się do użytku, więc trzeba je wymienić - wyjaśnia swoje wizyty u szewca Irena Owczarek. Pani Irena jednak na butach nie oszczędza. - Droższe mogą mi służyć cały sezon, a czasem nawet dłużej. Obuwie za 30 czy 50 złotych nieraz już po miesiącu można wyrzucić - tłumaczy.

Sami szewcy mówią jednak, że o żadnym oblężeniu nie może być mowy. - Kryzysu u nas się specjalnie nie odczuwa. Nie pojawia się mniej lub więcej klientów. Fleczki w damskich butach ścierają się zawsze tak samo - wyjaśnia Paweł Kaptur z zakładu szewskiego na osiedlu Chrobrego. Na brak klientów nie może jednak narzekać, na półkach stoi u niego kilkadziesiąt par butów. - Wszystko zależy od sezonu. Największy ruch mam na przełomie zimy i wiosny oraz jesieni i zimy. Są dni kiedy naprawiam nawet 50 par. Latem z kolei wszyscy chodzą w sandałach i o szewcach prawie nikt nie pamięta - mówi P. Kaptur.

Klientów nie brakuje również w zakładach krawieckich. - Nigdy nie narzekamy na brak zamówień. Kryzys jest jednak widoczny. Ludzie coraz częściej zostawiają u nas swoje rzeczy i odbierają je po dłuższym czasie. Wydaje się jednak, że najgorsze jest jeszcze przed nami - przewiduje Urszula Górecka z zakładu przy ulicy Głogowskiej.

POLSKA Głos Wielkopolski

Źródło:POLSKA Głos Wielkopolski
Tematy
Orange Nieruchomości
Orange Nieruchomości
Advertisement

Komentarze (0)

dodaj komentarz

Powiązane: Moda, odzież, ubrania, przemysł tekstylny

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki