W dzień kluczowych prawyborów w USA nowojorskie indeksy zanotowały najsilniejsze wzrosty od stycznia. Paliwa do zwyżki ponoć dostarczyły lepsze od oczekiwań dane z amerykańskiej gospodarki, choć wtorkowy entuzjazm wydaje się nieco na wyrost.


Już od rana zarówno w Europie jak i później w Ameryce widać było, że rynki akcji po prostu mają ochotę na wzrosty. Medialne preteksty, wytłumaczenia i wyjaśnienia jak zwykle były dobierane post factum i podążały w ślad za giełdowymi indeksami.
Najlepiej obrazuje to zestawienie dwóch artykułów z serwisu Reuters, które pojawiły się w odstępie 101 minut.
A więc oficjalna wersja brzmi: S&P500 i Dow Jones zaliczyły najlepszy dzień od 29 stycznia, ponieważ „amerykańska gospodarka znów nabiera wigoru”. Faktycznie, dane z USA wykazały pewną poprawę. Wydatki na inwestycje budowlane rosły w styczniu w najszybszym tempie od 2007 roku.
Ale najważniejszy był indeks ISM mierzący koniunkturę w amerykańskim przemyśle, który wzrósł w lutym do 49,5 pkt. z 48,2 pkt. w styczniu i oczekiwań ekonomistów na poziomie 48,6 pkt. Rosnące odczyty powyżej 50 punktów świadczą o wolniejszym tempie spadku aktywności gospodarczej w amerykańskim sektorze wytwórczym.
Dość zachęcająco zaprezentowała się kompozycja „przemysłowego” ISM: przyspieszył wzrost bieżącej produkcji, nadal rosła wartość zamówień i kurczyły się zapasy. Z drugiej strony rynek zignorował analogiczne odczyty indeksów PMI z Europy oraz z Chin, które wskazały na postępujące spowolnienie gospodarcze. W tym kontekście niepokoi fakt, że subindeks ISM mierzący zamówienia eksportowe znalazł się na najniższych poziomach od recesji z 2009 roku.
Reasumując, dane makro były w ogólnym rozrachunku mieszane, co nie powstrzymało giełdowych indeksów przed silnymi zwyżkami. S&P500 poszedł w górę o 2,37% i zakończył dzień na najwyższym poziomie od 6 stycznia, niwelując tegoroczne straty do -3,2%. Nasdaq zaliczył najsilniejszą dzienną zwyżkę od sierpnia, rosnąc o 2,90% i również wyznaczając niemal dwumiesięczne maksimum. Dow Jones po wzroście o 2,11% traci już tylko 3,2% względem końca 2015 roku.
Stany Zjednoczone żyją dziś jednak nie giełdą, lecz polityką. Podczas tzw. Superwtorku równocześnie odbywają się prawybory w kilkunastu stanach, w których kandydaci Demokratów i Republikanów mają do zdobycia po ok. 1/4 głosów elektorskich w swoich partiach. Zdecydowany zwycięzca Superwtorku ma praktycznie w kieszeni partyjną nominację do prezydenckiego wyścigu.




























































