"Czarny piątek" okazał się szczególnie czarny dla posiadaczy długich pozycji w kontraktach na "czarne złoto". Kurs ropy Brent zanurkował o 5%, spadając do najniższego poziomu od października 2017 roku.


To, co w ostatnich tygodniach dzieje się na rynku ropy naftowej, śmiało można nazwać pełzającym krachem. Od 4-letniego szczytu z początku października ropa Brent potaniała już o 31%, po raz pierwszy od ponad roku schodząc poniżej 60 dolarów za baryłkę.
Amerykański surowiec typu Crude tylko w piątek przeceniono o kolejne 5% (serwisy informacyjne z USA bazując na innym kursie odniesienia mówiły o spadku o 6%), do 51,20 USD za baryłkę. Ostatni raz ropa WTI kosztowała tyle w październiku 2017 roku.
Tylko w tym tygodniu naftowe kontrakty przeceniono o 12%. Można chyba mówić o panicznym zamykaniu długich spekulacyjnych pozycji i to bez względu na informacje natury fundamentalnej. Cen ropy nie podniosły nawet spekulacje o możliwym ograniczeniu dostaw z krajów OPEC.
Przeczytaj także
Tymczasem ostatnie dane pokazują, że w październiku znacząco wzrosło wydobycie w Arabii Saudyjskiej. Rekordowe ilości surowca dostarczali także nafciarze ze Stanów Zjednoczonych. Więcej ropy popłynęło także z Rosji.
Równocześnie część analityków obawia się, że przyszłoroczne zapotrzebowanie nie sprosta zwiększonemu wydobyciu i na rynek powróci znana z lat 2015-16 nadwyżka "czarnego złota". "Rynek wycenia spowolnienie gospodarcze" - nie owijał w bawełnę Phil Flynn z Price Futures Group cytowany przez Reutersa.
Międzynarodowa Agencja Energii prognozuje, że w 2019 roku zużycie ropy naftowej na świecie zwiększy się tylko o 1,3 mln baryłek dziennie. A tylko w tym roku dostawy surowca spoza kartelu OPEC zwiększyły się o 2,3 mln baryłek dziennie.
KK