

Po raz pierwszy w historii, władze Kalifornii wprowadziły obowiązkowe ograniczenie zużycia wody przez mieszkańców. Powodem jest trwająca już czwarty rok susza i rekordowo niskie opady śniegu podczas minionej zimy.

Koniec z codziennym podlewaniem ogródków. Uznając trwającą od 4 lat suszę za poważny kryzys, gubernator Jerry Brown wydał nakaz redukcji zużycia wody w całej Kalifornii.
"Mamy historyczną suszę, co wymaga nadzwyczajnych działań. Jako Kalifornijczycy musimy się zjednoczyć i oszczędzać wodę jak tylko możemy" - uzasadniał gubernator.
Zgodnie z rozporządzeniem Jerry'ego Browna, każda z 400 lokalnych agencji odpowiedzialnych za dostawy wody musi ograniczyć jej zużycie o 25%. Restrykcje będą dotyczyć osób prywatnych i firm, części gospodarstw rolnych, pól golfowych, a nawet cmentarzy. Niewykluczone, że Kalifornijczycy będą zmuszeni do rzadszego mycia samochodów i kąpieli.
"Przez 20 tysięcy lat ludzie żyli w Kalifornii, ale było to jakieś 300 - 400 tysięcy osób, które wiodły proste życie. Teraz, 38 milionów osób jeżdżących 32 milionami samochodów prowadzi wygodne życie, które stara się utrzymać" - wylicza gubernator.
Jerry Brown ogłosił swoją decyzję, stojąc na wysuszonej trawie zbocza gór Sierra Nevada. O tej porze roku powinna tam zalegać gruba warstwa śniegu.
Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Marek Wałkuski, PR Waszyngton/dj